5. Mdli mnie na twój widok

83 9 27
                                    

Pewien sen nawiedzał mnie każdego dnia, dopóki w Akademii nie pojawiła się Noemi. Dzisiejszej nocy powrócił i był na tyle intensywny, że przebudziłem się w środku nocy, nie chcąc, by był kontynuowany. Zbyt dobrze go znałem, każdą sekundę, która była zbyt rzeczywista, by była snem. Doskonale znałem te łzy, strach i cierpienie – dzień zaginięcia dziewczynki, która była dla mnie najważniejsza, pojawiał się w mojej głowie zbyt często.

Było to również wspomnienie, które znów zaczynało mnie prześladować, pozostawiając po sobie nieprzespane noce oraz setki natarczywych myśli. Co mogłem zrobić inaczej? Czy cała sytuacja w lesie była moją winą? Mogłem zrobić tak wiele, a jednocześnie nie zrobiłem nic. Od dziesięciu lat dręczyły mnie te same wyrzuty sumienia, a teraz uderzyły we mnie z podwójną siłą.

Tym razem jednak było gorzej niż przed poznaniem Noemi. Wiedziałem bowiem, że lada dzień mogę znowu przez to przechodzić. Przechodzić przez dni, które zaczynają i kończą się na nieprzerywanej niepewności, która włada moim umysłem oraz ciałem.

– Ciesz się, że na twoim kawałku chleba nie ma pleśni.

Moje myśli zostały przerwane przez głos Sky, która miała dosyć Teodora, który cały czas narzekał.

Mężczyzna obudził się dopiero po paru godzinach z ogromnym bólem głowy oraz zanikami pamięci. Tak naprawdę nie pamiętał niemalże nic z wcześniejszego dnia, jednak najbardziej martwiło go to, że zapomniał, iż jadł. Znów chciał dostać posiłek, który niestety był dokładnie wyliczony i nie było możliwości, aby dostał drugą porcję.

I właśnie to zabolało Teodora najmocniej.

Na całe szczęście w porównaniu ze mną, zdołał przespać większość nocy, dzięki czemu był przynajmniej wypoczęty.

Spotkaliśmy się na śniadaniu, które było tak samo skromne, jak kolacja, jednak podobnie zapychające. Na talerzu znajdowały się dwie kromki chleba, kawałek masła, ser, jajko oraz dwa liście sałaty. I pomimo że starałem się nie narzekać, inaczej podszedł do sprawy mężczyzna, którego posiłki jeszcze kilka dni temu wyglądały zupełnie inaczej.

– Moje śniadanie powinno być zróżnicowane – uparł się Teodor – To nie jest dobre dla zdrowia, aby na moim talerzu było tak mało warzyw oraz marne dwa plasterki sera.

Sky zacisnęła szczękę. Zamiast jednak skomentować, zabrała z jego talerza kawałek sera, a następnie od razu wpakowała sobie go do buzi.

– Kontynuuj swoje narzekanie, a stracisz również warzywa – odpyskowała, dzięki czemu zamknęła usta Teodora. – Co ty masz do tego śniadania? Jest wszystko czego potrzebujesz.

– Chcę swoją kawę z pienionym mlekiem.

Sky skrzywiła się z obrzydzeniem, a następnie wyciągnęła dłoń po sałatę Teodora. Tym razem wiedział, co go czeka dlatego złapał za jej nadgarstek. Spojrzeli sobie prosto w oczy, a ich walką wyglądała tak, jakby conajmniej walczyli o życie, nie o kawałek sałaty.

I pewnie, gdyby nie mój podły humor, parsknąłbym śmiechem, nie mogąc uwierzyć, że miała czelność zabrać mężczyźnie jedzenie, który i tak był wiecznie głodny. Jednak Sky powinna przestać mnie zaskakiwać. Po wczorajszej konfrontacji z Rochesterem byłem pewien, że była zdolna do wielu rzeczy.

– Jaki mamy plan? – Lydia postanowiła zakończyć ich jedną z tysiąca dzisiejszych sprzeczek. – Mam rozumieć, że nie chcemy tu zostać, jeśli ten z naprzeciwka nie ma zamiaru pomóc Noemi?

Ukradkiem spojrzałem na Rochestera, który podobnie jak wczorajszej kolacji, siedział wraz z moim ojcem przy jednym ze stołów, jedząc w milczeniu. Dzisiaj wyglądał na odrobinę mniej spiętego. Bardzo możliwe, że puścił już w niepamięć naszą wczorajszą rozmowę i miał zamiar kontynuować swoje codzienne życie, jakby jej zupełnie nie było.

– Nie zostawimy jej samej – odezwała się Sky. – Liam wyraził się dość jasno, co z nią zrobią, jeśli Rochester nie zawita w ich skromne progi. Najważniejsze pytanie nadal jest zagadką. Gdzie mogłaby się podziać?

– Najpewniej w Akademii – wtrąciłem. – Bardzo możliwe, że Olivera będą chcieli pokazać, jako głównego winowajcę ataku sprzed trzech miesięcy. Zrobią z nich doskonały przykład i mięso armatnie.

– Najpewniej będą się nimi bawić, a na końcu zabiją... – odpowiedział Teodor. – Mogę raz jeszcze spróbować ich zlokalizować, jednak ktoś blokuje moje moce. Nie obiecuję...

Urwał, a następnie wyprostował się jak struna. Skierował swój wzrok za Sky, dlatego również spojrzałem w tamtym kierunku.

– Christianie – mój ojciec wydawał się w jeszcze gorszym nastroju, niż wczoraj.

Obdarzył wzrokiem każdego, kto siedział przy stole. Na Lydii zatrzymał się trochę dłużej, choć ona nie spojrzała na niego nawet na sekundę.

– Chciałbym z wami porozmawiać – dokończył. – Czy mógłbym was prosić do mojego gabinetu?

Sky skrzywiła się słysząc jego ton głosu, Teodor spojrzał pytająco w moim kierunku, a Lydia... Lydia wstała obdarzając go morderczym spojrzeniem.

– Ja sobie odpuszczę – odezwała się wprost do niego. – Zaczęło mnie mdlić, tak jak Joyego, którego tak okrutnie potraktowaliście.

Skrzywiłem się, przypominając sobie, że właściwie nie rozmawiałem z nią na temat jej psa. W głowie odhaczyłem sobie, że powinienem podejść do pokoju jej i Sky.

– Lydia, my również musimy porozmawiać – odpowiedział jej, a w jego tonie usłyszałem prośbę.

A on rzadko kiedy prosił. Parsknęła.

– Więc porozmawiamy na osobności. Twój syn i tak ma o tobie złe zdanie. – Spojrzała na mnie. – Nie chciałabym go pogorszyć.

Mężczyzna otworzył usta, jednak ku mojemu zdziwieniu nie odpowiedział jej. Zamiast tego opuścił wzrok, mając zamiar dać jej drogę wolną. Lydia domyślając się, że nie ma on nic więcej do dodania,  wyszła z pomieszczenia.

Mogłem się jedynie domyślać, dlaczego tak na niego zareagowała. Po śmierci mojej mamy, przestali mieć ze sobą kontakt, choć kobieta pragnęła nas wspierać. Lydia tak naprawdę została sama z własną żałobą i chociaż mój ojciec miał możliwość zaopiekowania się nią, nie zrobił tego. Nie dziwiłem się zatem, że nie miała zamiaru przebywać z moim ojcem dłużej niż sytuacja tego wymagała. I na jej miejscu zrobiłbym to samo, gdybym w tym wszystkim nie miał jednocześnie do niego interesów.

Dodatkowo i tak chciałem z nim porozmawiać, dlatego wstałem jako drugi. Sky oraz Teodor zrobili to samo, chociaż ich miny wskazywały, że nie są zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Im również się nie dziwiłem.

Drogę do pomieszczenia, w którym wczoraj uciąłem sobie niemiłą pogawędkę z ojcem oraz Rochesterem, pokonaliśmy w ciszy. Dodatkowo nie napotkaliśmy żadnej żywej duszy po drodze, najprawdopodobniej dlatego, że wszyscy bądź znaczna część była w tym momencie na śniadaniu. I chociaż wiedziałem, że nie powinienem porównywać tego miejsca do Akademii, w mojej głowie zrodziła się myśl, że było to w pewnym sensie przerażające, że na tak długim korytarzu, nie spotkaliśmy nikogo. Zupełnie tak, jakby ludzie tutaj byli zaprogramowani, co o danej godzinie mają robić.

I w niedalekiej przyszłości miałem się dowiedzieć, że moje myśli mają wiele wspólnego z tym, co nas otaczało.

Do następnego ❤️

Akademia MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz