– Wszyscy opuścić broń – na korytarzu rozbrzmiał męski głos, który przerwał moje nieciekawe myśli.
I choć lata go nie słyszałem, wiedziałem, kto jest właścicielem owych słów. Tłum natychmiast spojrzał w jego stronę. Emily, jako jedyna nie miała zamiaru odpuszczać. Nadal mając mnie na celowniku, spytała:
– Mam rozumieć, że chcesz sam odstrzelić te darmozjady?– Wolałbym nie zabijać własnego syna.
Po tych słowach ojciec wyszedł na przód tłumu, a ja zupełnie zapomniałem, że kobieta jest gotowa odstrzelić mi głowę. Zapomniałem również o tym, że wszyscy zebrani najpewniej pierwszy raz usłyszeli, że Mike ma syna. Skupiłem całą swoją uwagę na mężczyźnie, który wyglądał zupełnie inaczej niż go zapamiętałem. Mocno ścięte włosy były zdecydowanie ciemniejsze niż lata temu, a broda, którą z tak wielką dumą nosił, niemalże nie istniała. Zamiast niej jego twarz była cała w zmarszczkach, które sugerowałyby więcej lat, aniżeli miał w rzeczywistości. Gdyby nie oczy, które były tego samego koloru, co moje oraz gdyby nie biła z nich tak wielka wola walki, jaką zapamiętałem, najpewniej nawet, bym go nie rozpoznał.
Mike również mi się przyjrzał, jednakże zrobił to o wiele krócej niż ja. Skierował bowiem wzrok na Emily, która nadal trzymała broń w moim kierunku. Mężczyzna nie mając zamiaru się powtarzać, wykonał dłonią znany mi ruch, a broń upadła z głośnym trzaskiem na kamienną podłogę. Kobieta syknęła, łapiąc się za nadgarstek. Nikt nawet nie drgnął.
– Jak dobrze zrozumiałem powinna być ich czwórka? – spytał, nie oczekując odpowiedzi. – Natychmiast naszykować im pokoje oraz coś ciepłego do jedzenia.
Spojrzałem na Teodora, który wydawał się zaskoczony tym wszystkim. Gdy tylko jednak usłyszał słowo „jedzenie", natychmiast puścił chłopaka. Broń zabezpieczył, a następnie schował do spodni, nie mając najwyraźniej zamiaru jej oddawać. Wzruszył ramionami, gdy zobaczył, że mu się przyglądam.
– Christianie – odezwał się ojciec, znów spoglądając na mnie. – Pójdziesz ze mną.
Po tych słowach odwrócił się, a tłum znów zrobił mu miejsce. Nikt z tu zebranych nawet nie ośmielił się spojrzeć na mnie, czy na mojego ojca. Ruszyłem za nim, wiedząc, że nie mam innego wyjścia. Ostatni raz spojrzałem na Teodora, który tylko skinął głową, najpewniej dając mi znak, że sobie poradzi.
Miej na oku Sky oraz Lidię, pomyślałem, wiedząc, że będzie to najlepszy sposób, aby przekazać mu prośbę.
Nim straciłem go z oczu, dostrzegłem, że kiwa głową. Zrobiło mi się lżej na duchu. Byliśmy bezpieczni. Przynajmniej miałem taką nadzieję, a zważając na zachowanie i reakcje ludzi, mogłem się domyślać, że mój ojciec jest osobą, którą tutaj szanują i liczą się z jego zdaniem.
Nawet chyba bardziej, niż się spodziewałem.
Bez słowa weszliśmy do jednego z wielu pomieszczeń. Nie był to pokój, z którego chwilę wcześniej wszyscy wybiegli. Ten był oddalony od niego o kilkadziesiąt metrów i oddzielony dwoma innymi. Mężczyzna zamknął za mną drzwi, które zaskrzypiały. Spiąłem się nieznaczenie.
Mike Ross podszedł do ogromnego okna, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Machnął dłonią w sposób dla siebie charakterystyczny, a ja ukradkiem dostrzegłem jak śnieżyca nabrała rozpędu. Wszelkie moje wątpliwości co do pogody się wyjaśniły.– Z tego, co mi wiadomo nie skończyłeś jeszcze Akademii – odezwał się pierwszy.
Głos również mu się nie zmienił. Po śmierci żony, a mojej mamy jego ton nabrał zupełnie innych barw. Ostrzejszy, bardziej obojętny, a w mojej obecności, wskazujący, jakby nie chciał ze mną rozmawiać. Mógłbym rzec, że Mike Ross niemalże niczym mnie nie zaskoczył, nawet swoją pierwszą uwagą w moim kierunku. Bo tak – to były pierwsze słowa, które do mnie skierował, a ja natychmiast przypomniałem sobie, dlaczego nie chciałem mieć z nim kontaktu.
CZYTASZ
Akademia Mroku
FantasyII część "Akademii Magii". Bez jej znajomości sugeruję nie czytać :) Uważaj czego sobie życzysz, bo się spełni... Noemi Price w końcu odkryła prawdę. Jednak nie nacieszyła się nią zbyt długo, wraz z nią nadciągnęły śmiertelne konsekwencje. Spełniają...