Nigdy nie lubiłem rozmawiać ze swoim ojcem, co nie zmieniało faktu, że w tym momencie musiałem stanąć z nim twarzą w twarz. W końcu nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja uniosłem brew, by zdawał sobie sprawę, że jestem zniecierpliwiony jego postępowaniem.
– Dlaczego tak sądzisz? – spytał twardym, ale również spiętym tonem.
– Czy ty wyobrażasz sobie, że przez te dni, gdy Sky, Teodor i ta dwójka... Juanita oraz Tom, będą ryzykować życie, ja będę się bezczynnie przyglądał? – mój głos stawał się mocniejszy z każdym słowem. – Naprawdę myślisz, że na to pójdę? Dlaczego mi nie pozwoliłeś?
– Sky jest chętna...
– Sky kilka dni temu straciła siostrę! – wycedziłem – Jest w żałobie, zapewne sądzi, że nie ma nic do stracenia i jest zdolna do każdego ruchu. Nie możemy tego wykorzystywać w tak okrutny sposób!
Mężczyzna wydął wargę, unosząc przy tym brew. Nie wydawał się zaskoczony moim wybuchem, powiedziałbym, że wydawał się nim znudzony.
– Nie będę ryzykował życiem własnego syna – wyznał po dłuższej chwili, która ciągnęła się w nieskończoność.
– I mówisz o moim ryzykowaniu życia dopiero teraz? – parsknąłem. – Pomimo że cztery lata temu bez słowa posłałeś mnie do Akademii? Pomimo że twoi ludzie nie widzieli, że masz syna?!
Po moich słowach odwrócił się. Moja klatka piersiowa zaczęła unosić się w nienaturalnie szybkim tempie, a serce biło jak oszalałe. Byłem tak bardzo wściekły i powoli zaczynałem tracić nad sobą kontrolę.
– Zrobiłem to dla twojego dobra – wypowiedział z tym swoim stoickim spokojem, co wkurzyło mnie jeszcze bardziej. – Dzięki temu miałeś szansę na normalne życie, a ludzie Rochestera. – Podkreślił nazwisko przyjaciela. – W przypadku, gdyby którykolwiek okazał się zdrajcą, czy został schwytany, miałem pewność, że nikt o tobie nic nie powie. Byłeś bezpieczny, miałeś szansę na normalne życie.
– Normalne życie?! – wykrzyczałem, nie wytrzymując już, a okno w pomieszczeniu otworzyło się z głośnym hukiem. Zignorowałem mroźne powietrze, które dostało się do pomieszczenia. – Przez pieprzone dziesięć lat moje życie nie jest normalne!
– Dzięki Akademii mogłeś nauczyć się tego, czego ja nie umiałem...
– Chciałeś się mnie po prostu pozbyć – przerwałem mu. – Nie odzywasz się do mnie od lat, tak naprawdę od kiedy byłem w Akademii nie dostałem, ani jednego znaku, że żyjesz. Dostawałem jedynie jakieś głupie listy, które mogły być od dosłownie każdego. Mówisz o tym, że nie chcesz, abym ryzykował życie?! Więc dlaczego umieściłeś mnie w mnie miejscu, do którego z łatwością mają dostęp Radni, którzy pragną śmierci takich jak my?!
Nie odpowiedział. Po prostu przyglądał mi się, a na jego twarzy nie pojawiła się nawet zmarszczka. Jak zawsze ze spokojem, a nawet obojętnością, przyjmował wszystkie moje słowa, wrzaski, obelgi. Chociaż nie... byłbym niezwykle szczęśliwy, gdyby brał je do siebie. Powiedziałbym zatem, że moje słowa odbijały się od Mike'a, niczym groch od ściany. Miałem nawet wrażenie, że gdybym wykrzyczał mu same obrzydlistwa, które kłębiły się w mojej głowie od lat, on i tak by się tym nie przejął. Od śmierci mamy nigdy się mną nie przejmował.
Wiedząc, że i tak nie wygram z jego obojętnością, która doprowadzała mnie do mdłości, westchnąłem. Byłem zmęczony tą kilkuminutową rozmową i nie chciałem dłużej patrzeć na jego twarz. Odwróciłem się na pięcie.
– Jesteś moim synem, Christianie – odezwał się tak nagle, że przystanąłem.
Chociaż była to najbardziej oczywista prawda, na jaką mógł się zdobyć, coś dziwnie nieprzyjemnego złapało mnie za serce. Zwłaszcza, że w jego tonie można było usłyszeć coś ciepłego, coś w rodzaju tęsknoty. Późniejsze słowa natomiast wszystko odmieniły.
CZYTASZ
Akademia Mroku
FantasyII część "Akademii Magii". Bez jej znajomości sugeruję nie czytać :) Uważaj czego sobie życzysz, bo się spełni... Noemi Price w końcu odkryła prawdę. Jednak nie nacieszyła się nią zbyt długo, wraz z nią nadciągnęły śmiertelne konsekwencje. Spełniają...