III

21 3 0
                                    

⋅⋅•⋅⊰∙∘♡♡∘∙⊱⋅•⋅⋅

Zdążyłam wymyślić już kilka sposobów ucieczki. Tylko planowanie, a robienie to dwie zupełnie inne rzeczy.

Aby zbiec, musiałam najpierw wyjść z lochu. Niestety nie było tutaj niczego, czym mogłabym otworzyć kraty, a nikt do mnie nie zaglądał, więc nie zdołałabym nawet ukraść klucza. Poza tym, gdyby ktoś w końcu przyszedł, zapewne byłoby już za późno na ucieczkę.

Siedziałam właśnie w kącie z kolanami podciągniętymi pod brodę, próbując wymyślić coś jeszcze. Zamiast tego moje myśli nieustannie powracały do potwora. Nadal czułam na sobie jego przerażający wzrok. Z trudem udawało mi się zasnąć, a i tak wybudzałam się wtedy z krzykiem po okropnych koszmarach. Zawsze były takie same. Bestia zabijała mnie albo Lavendę, a czasem sama leżał w kałuży krwi.

Często zdarzało mi się rozpaczliwie krzyczeć z bezradności, rozpaczy, złości, lub po prostu by zwrócić czyjąś uwagę, ale nie ważne jak głośno krzyczałam, nikt mnie nie słyszał.

Niespodziewanie do moich uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi, a do środka wdarło się dawno nie widziane przeze mnie światło. Uczucia się we mnie mieszały. Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy raczej bać.

Do środka wszedł elf o znajomej twarzy. Praktycznie wszyscy strażnicy wydawali mi się tacy sami. Pozbawieni emocji. Ten akurat wyróżniał się dwukolorowymi tęczówkami, jedna szara natomiast druga błękitna. Przyprowadził on ze sobą jakieś stworzenie o zielonej skórze, jednak nie zdołałam lepiej mu się przyjrzeć. Strażnik praktycznie wrzucił więźnia za kraty i zamknął go przy użyciu kluczy, które później przyczepił sobie do paska od spodni. To była moja szansa.

- Jak długo macie zamiar mnie tu więzić? - Podeszłam do żelaznych krat i złapałam za nie.

Elf mnie zignorował, udając się w stronę wyjścia i wtedy spanikowałam. Nie mogłam zaprzepaścić prawdopodobnie jedynej szansy na ucieczkę.

- Znowu rzucicie mnie jako pokarm dla księcia?! - ostatnie słowo wykrzyczałam z kpiną.

Strażnik natychmiast zawrócił i podszedł do mnie. Złapał mnie za szatę i przyciągnął mocno do kraty tak, że mój policzek zderzył się boleśnie z zimnym żelazem.

- Nigdy więcej o nim nie wspominaj. - Jego głos był tak bardzo lodowaty, że aż przeszły mnie dreszcze. - Nigdy! - powtórzył stanowczo i puścił mnie, przez co upadłam na kamienną posadzkę.

- Nie mam pojęcia, jakim prawem jeszcze żyjesz - powiedział to bardziej do siebie, wycierając z obrzydzeniem rękę w ubranie.

Wpatrywałam się w niego, jak wychodził z pomieszczenia i zamyka za sobą drzwi. W całym lochu ponownie rozniósł się mrok. Powoli otworzyłam dłoń i spojrzałam na niewielki klucz. Elf był zbyt rozwcieczony, by zauważyć, kiedy mu go zabrałam.

Miałam już to, czego tak bardzo potrzebowałam, a mimo to nadal spędziłam dużo czasu, siedząc bezczynnie w celi. Gwardzista mógł w każdym momencie zwrócić uwagę na brak klucza. Dodatkowo musiałam wyjść tak, aby nikt mnie nie zauważył. Chociaż to ostatnie nie powinno być takie trudne. W końcu przez tyle lat byłam tu dla każdego niezauważalna.

Odczekałam, aż przez małe okienko przestały wpadać promienie słońca. Przez ten czas w głowie powtarzałam sobie plan ucieczki. Nawet najmniejszy błąd mógłby zaprzepaścić wszystko. Policzyłam do dziesięciu, aby się uspokoić i wstałam. Podeszłam do kraty, a w dłoni mocno ściskałam skradziony przedmiot, bojąc się, aby nigdzie się nie zgubił. Przez chwilę męczyłam się z zamkiem, a gdy w końcu mi się to udało, przekręciłam klucz. Wymagało to ode mnie użycia większej ilości siły, gdyż krata nie chciała się tak łatwo otworzyć. W końcu jednak delikatnie ją popchnęłam. Żywiłam nadzieję, że skrzypienie nie zwróci niczyjej uwagi.

Przeklęta Krew Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz