IV

25 3 2
                                    

⋅⋅•⋅⊰∙∘♡♡∘∙⊱⋅•⋅⋅

Obudziłam się z okropnym, wręcz nie do zniesienia bólem głowy. Nadal zaspana obróciłam się na drugi bok.
Materac, na którym spałam, był wyjątkowo miękki i wygodny.

Zaraz...

Szybko otworzyłam oczy, lecz nie miałam siły, aby się podnieść. Leżałam na zwykłym łóżku, przykryta kocem. Zdezorientowana rozejrzałam się po reszcie pomieszczenia. Znajdowałam się w zwykłym drewnianym, domu. Dopiero po chwili zaczęły wracać do mnie wspomnienia ze wczoraj. Ucieczka, strażnicy, martwe ciała, nieznajomy.

Nieznajomy.

Powoli usiadłam na łóżku. W pokoju na szczęście, znajdowałam się tylko ja sama. Nie było w nim zbyt wielu mebli, a wszystkie półki stały puste. Wyglądał raczej tak, jakby nikt tu od dawna nie mieszkał.

– Widzę, że już wstałaś. – Usłyszałam znajimy głos, dochodzący zza moich pleców. Powoli się odwróciłam i o mało nie spadłam z łóżka.

Ten mężczyzna z wczoraj. To nie był żaden elf tak, jak wydawało mi się na początku. Nieznajomy nie miał już na sobie kaptura, maski ani broni u pasa. Odziany był jedynie w białą, lnianą koszulę, spodnie i wysokie, skórzane buty. Teraz po raz pierwszy ujrzałam jego twarz.

On był człowiekiem.

– Co, inaczej sobie wyobrażałaś swojego wybawcę? – Podszedł do stołu i podniósł, leżący na nim pojemnik z wodą, a następnie się napił. 

Nie wierzę.

Nigdy wcześniej nie widziałam żadnego śmiertelnika. Nie trzymano ich wśród służby na zamku, gdyż uważano ich za gorszych nawet od niej. Śmiertelników się od razu zabijało, ponieważ nie było w Elville miejsca na coś takiego jak oni. Nie posiadali żadnych mocy, niezwykłych umiejętności, byli słabi i przede wszystkim śmiertelni.

Lavenda, rzadko mi o nich mówiła. Większość, co o nich wiem, podsłuchałam od rozmów między innymi służkami i nawet one nie wyrażały się o nich z przyjemnością.

– Nie musisz się mnie bać. – Podniosłam na niego wzrok, gdy ponownie się odezwał. Jego ciemnobrązowe włosy zostały krótko przycięte, a oczy miały jedynie trochę jaśniejszy odcień. Elfy nie posiadały takich oczu. Dodatkowo zaokrąglone uszy oraz opalona skóra wyraźnie potwierdzały, kim był. – Nie chcę zrobić ci krzywdy.

Śmiertelnicy potrafią kłamać "– usłyszałam kiedyś. „Nie powinno się  im ufać. Nigdy.

Nie mogłam mieć pewności, że mówił prawdę.

– Naprawdę nie masz czego się obawiać. – Wstał i podszedł do mnie, a ja przysunęłam się jeszcze bliżej do ściany. Młody mężczyzna na szczęście się zatrzymał.

Przecież sama widziałam, jak zabił tamtych strażników. Wiedziałam do czego, jest zdolny i niby miałam się go nie bać? Musiałam stąd uciec. Dostrzegłam, że bok drzwi powiesił moją pelerynę. Przy sobie nie posiadałam niczego, co mogłoby posłużyć za broń, ale i tak byłaby ona na nic, patrząc na to, z jaką łatwością wyrwał mi wczoraj sztylet.

Bałam się i nie myślałam trzeźwo. Znajdowałam się w zupełnie obcym miejscu z nieznaną mi osobą, po której nie wiedziałam czego się spodziewać. Po prostu wstałam z łóżka, podbiegając do wieszaka.

– Stój! – rozkazał śmiertelnik, chociaż nie ruszył się, aby mnie zatrzymać. – Nie możesz wyjść. Chcę ci tylko pomóc. Naprawdę.

Jego słowa brzmiały tak bardzo szczerze. Niesamowite, jak łatwo przychodziło mu kłamanie.

Przeklęta Krew Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz