V

19 3 3
                                    

⋅⋅•⋅⊰∙∘♡♡∘∙⊱⋅•⋅⋅

2 lata później...

Czarny, skórzany strój zdecydowanie nie nadawał się na tak gorącą pogodę. Z dachu wysokiego budynku obserwowałam damy, wachlujące się wzorzystymi wachlarzami idealnie dopasowanymi pod kolor sukni. Towarzyszyli im przystojni fae, spełniający wszystkie ich zachcianki. Wyglądało to tak, jakby przechwalali się między sobą swoim majątkiem. Zapewne byli nietutejsi lub zbyt młodzi i głupi. Miasto Ilvermor słynęło bowiem z dwóch rzeczy: obrzydliwie bogatych kupców oraz z wielu złodziei. Ta grupka stanowiła idealny cel dla tych drugich.

Właśnie zatrzymali się przy jednym z wielu straganów, a elfki zaczęły zachwycać się kwiatami. Na ich miejscu zachowałabym się pewnie tak samo. Nie marnując już czasu, przeskoczyłam na niższy dach i zeszłam z niego na kamienną ścieżkę. Schowałam się za ścianą i wyjrzałam na ulicę. Grupka elfów nie zwracała uwagi na to, co działo się wokół nich. Wmieszałam się w tłum, zmierzając w ich kierunku. Wystarczył zaledwie moment, a mężczyźni stracili swoje sakiewki z monetami. Trzymanie ich przy pasie było nadzwyczajnie głupim posunięciem.

Skryłam się za dużą beczką i spojrzałam jeszcze raz w ich stronę. Młodzieńcy spostrzegli brak sakiewek, zaczęli kłócić się między sobą, rozglądając się za złodziejem. Schowałam zdobycze do przedniej kieszeni stroju i zmyłam się stamtąd. Szłam wąskimi uliczkami, aż natrafiłam na miejsce, z którego łatwo było wejść na dach. Wystarczyło jedynie wspiąć się po ustanowionych na sobie skrzyniach.

Nagle usłyszałam bardzo cichy szelest. Wcześniej nie przejęłabym się takim odgłosem, ale teraz nauczyłam się, aby zwracać na to większą uwagę. Odgłos dochodził z pomieszczenia obok mnie, na tyle ciemnego, że nie byłam w stanie zobaczyć, czy ktoś się tam znajdował. Sięgnęłam po sztylet i ostrożnie podeszłam w tamto miejsce, a gdy już miałam wejść do środka, wydało mi się, że ktoś za mną stoi. Szybko się odwróciłam, jednak nikogo nie zauważyłam. Zdezorientowana okręciłam się w kółko i nadal nic. Nie chciało mi się wierzyć, bym miała urojenia, lecz nie było innego wyjścia. Powoli wsunęłam ostrze do pochwy i weszłam z powrotem na dach. Teraz pozostało mi tylko udać się na umówione wcześniej miejsce.

Skakanie po budynkach przychodziło mi teraz z ogromną łatwością. Na początku może i spadłam kilka razy, prawie łamiąc sobie przy tym kości, ale teraz mi się to nie zdarzało. Nauczyłam się poruszać zwinnie oraz cicho, a przy tym cały czas upewniałam się, czy aby na pewno nikt mnie nie obserwuje. W świecie jak ten na każdym rogu ktoś mógł czyhać na moje życie, więc zawsze musiałam być ostrożna. 

Całkiem szybko doszłam do starego budynku na granicy miasta.  Uniosłam głowę do góry i przysłoniłam oczy przed promieniami słonecznymi. Zastanawiałam się, czy zrodzona ze słońca bogini światła Theia, właśnie na mnie spogląda.

– Nie zgubiłaś czegoś? – usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się zamaskowany mężczyzna, który trzymał w ręku woreczki z monetami. Tymi samymi, co przed chwilą ukradłam.

„To niemożliwe” – pomyślałam i dla pewności włożyłam rękę do kieszeni. Była pusta. 

– Jak? – Nie rozumiałam. Nawet nie zwróciłam uwagi i nie poczułam, kiedy mi je wyciągnął. 

Spojrzałam raz jeszcze na mężczyznę. Podszedł do mnie bliżej, nadal jednak pamiętając o pozostawieniu bezpiecznej odległości. Przeciwnik może i nie przewyższał mnie wzrostem, lecz za to był dobrze zbudowany, ze szczególnie umięśnionymi ramionami, a oprócz tego skryta pod maską twarz oraz wyczuwalna pewność siebie sprawiły, że poczułam lekkie dreszcze na ciele. 

Przeklęta Krew Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz