Prolog

557 26 2
                                    

Jeszcze zanim Louis przedstawił się jako omega, marzył o tym, aby pewnego dnia znaleźć swoją bratnią duszę.

Wtedy wyobrażał sobie, że pewnego dnia przedstawi się jako alfa, którym był pewien, że będzie, i znajdzie swoją bratnią duszę, która pokocha go pomimo jego wielu wad. Wiedział, że był niezłym dupkiem jako przywódca swojej małej paczki niedoszłych alf - on i chłopaki z sąsiedztwa od czasu do czasu rozpętywali awantury, psocili i byli niegrzeczni i wredni wobec innych, którzy nie byli tacy jak oni - jednak mimo to Louis silnie wierzył, że jego bratnia dusza pokocha go i sprawi, że stanie się jak najlepszą wersją samego siebie.

Ale los wytyczył dla niego inną ścieżkę.

Po tym, jak Louis przedstawił się jako omega, jeszcze mocniej uchwycił się koncepcji swojej bratniej duszy. Przyjaciele dawno go opuścili, ale młody omega wciąż śnił, że gdzieś tam czeka na niego jego bratnia dusza, która zaakceptuje go i pokocha, nawet wtedy, gdy większość społeczeństwa odwróciła się od niego, męskiego omegi, niezdolnego do posiadania i spłodzenia dzieci.

Przez przypadek, kilka lat później, zauważył Harry'ego Stylesa, tuż za rogiem jego nowej pracy. Po śmierci mamy Louis nie odważył się opuścić swojej dawnej dzielnicy, utrzymując się z tego, co po sobie pozostawiła.

Bardziej niż trochę zawstydzony widokiem jednego z celów jego wrednego zachowania z dzieciństwa, wziął głęboki oddech i zaczął iść w jego stronę. Harry wyglądał dobrze. Urósł o wiele cali od czasu, gdy Louis widział go po raz ostatni. Jego włosy kręciły się wokół uszu i były znacznie dłuższe niż zapamiętał. I miał teraz umięśnioną sylwetkę młodego samca alfa.

Gdy zbliżył się do Harry'ego, ogarnął go zapach mocnej herbaty oraz drewna cedrowego i olejku sandałowego. Gdyby nie był tak zdenerwowany na myśl o rozmowie z nim, Louis rozkoszowałby się dłużej tymi intrygującymi feromonami.

Harry właśnie wyszedł z kawiarni z torbą na ramieniu. Gdyby był to jakikolwiek inny samiec alfa z jego przeszłości, nigdy by się do niego nie zbliżył. Ale Harry zawsze różnił się od tego, czego społeczeństwo oczekiwało od typowego alfy: był miły, lojalny i otwarty.

A przynajmniej takiego zapamiętał go z czasów liceum. Być może Louis powinien zamiast tego przypomnieć sobie upór i opiekuńczość Harry'ego, zanim w ogóle otworzył usta.

- Harry? Ehm, cześć. To Louis, chodziliśmy razem do liceum.

Dziwny wyraz przemknął przez twarz Harry'ego, ich przeszłość była widoczna w jego oczach, zanim skrzyżował ramiona na swojej szerokiej, umięśnionej piersi i parsknął.

- Wiem, kim jesteś, Louisie Tomlinsonie. Trudno zapomnieć o prześladowcach z dzieciństwa. Jednak pracuję nad tym, odkąd zacząłem chodzić na terapię z twojego powodu.

Twarz Louisa zapłonęła pod nieprzyjaznym spojrzeniem Harry'ego, a w głowie pojawiło się wspomnienie naśmiewania się z przyjaciół Harry'ego i samego alfy.

– Ja… właśnie o tym chciałem z tobą przez chwilę porozmawiać.

Harry nic nie powiedział. Ale nie odwrócił się, jak niektórzy ludzie na widok męskich omeg, więc Louis starał się kontynuować z nową energią.

- Chciałem przeprosić. Za moje zachowanie w liceum. Wiem, jakim byłem kretynem i nie mogę powiedzieć, że mam na to jakąkolwiek wymówkę. Wiedz tylko, że przepraszam za krzywdę, którą wyrządziłem, i żałuję, że nie mogę jej inaczej naprawić.

Louis uśmiechnął się niezdarnie. Sztywna postawa Harry'ego nie uległa jednak zmianie, a jego szczęka groźnie drgnęła, zanim przemówił.

– Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz. Chcesz, żeby wszystko zostało ci wybaczone? Ponieważ to jest...

Harry rozłożył gwałtownie umięśnione ramiona, dając tym upust niewypowiedzianym emocjom, a jego torba upadła na chodnik. Chociaż ta rozmowa wyraźnie nie szła w kierunku, w którym Louis miał nadzieję, instynktownie sięgnął w dół, aby podnieść torbę alfy z ziemi.

- Nic nie jest ci wybaczone, Louis – warknął Harry, wyrywając torbę z uścisku omegi. Jego palce musnęły skórę Louisa - A jeśli w ramach zadośćuczynienia chcesz zrobić dla mnie coś miłego, po prostu zostaw mnie, kurwa, w spokoju!

Siła przepływająca przez palce Louisa odrzuciła go nieco w bok, powodując mało zgrabne potknięcie. W pierwszej chwili pomyślał, że to Harry go popchnął, ale już po chwili palący ból przeszył jego ramię. Omega ścisnął je zdezorientowany, patrząc na Harry'ego, jakby szukając odpowiedzi, ale alfa już się od niego odwrócił i odchodził żwawym krokiem, nie oglądając się za siebie.

Strach wypełnił jego serce.

To był moment, na który Louis czekał całe swoje życie - to był dotyk jego bratniej duszy łączący ich ze sobą na zawsze. Louis poczuł więź, niewidzialny sznur między nimi i zrobił to tylko po to, by natychmiast go stracić wraz z odrzuceniem go przez Harry'ego.

- W takim razie przepraszam, że cię niepokoiłem – zdołał za nim wykrztusić Louis.

Harry obejrzał się na chwilę, bez śladu rozpoznania więzi dusz na jego twarzy. To było tylko zimne, twarde spojrzenie, jakie potrafią posyłać tylko alfy odczuwające najgorszy rodzaj emocji, zanim odwrócił się na pięcie i ponownie zaczął od niego odchodzić. Louis wiedział, że powinien zatrzymać Harry'ego i wyjaśnić, co się właśnie stało. Ale więź, która utworzyła się, najwidoczniej, tylko po jego stronie, sprawiła, że ​​się zawahał.

Jego bratnia dusza go nie chciała.

Mógłby powiedzieć Harry'emu prawdę i pozwolić, by zadziałał jego ochronny instynkt alfa. Harry nigdy nie skazałby nikogo na powolną, bolesną śmierć odrzuconej więzi duszy, nawet kogoś takiego jak Louis. Ale wtedy Louis musiałby żyć ze świadomością, że jego bratnia dusza wolałaby wybrać kogokolwiek innego niż jego, gdyby miał wybór.

Omega nie mógł tego zrobić. Jego bratnia dusza zasługiwała na szansę na szczęście, która go nie obejmowała. Zamiast tego patrzył, jak jego Harry odchodzi od niego, coraz bardziej w dal, aż skręcił za róg i zniknął mu z pola widzenia.

Louis wiedział, że musi wrócić do pracy na resztę tego żałosnego, zmieniającego życie dnia, bez względu na to, jak mocno poparzyło mu się ramię i skręciło mu żołądek. A jednak nie chciał też wracać do domu i oglądać w lustrze fizycznego dowodu swojego odrzucenia.

Kiedy w końcu wszedł do domu tej nocy, strach, który zaczął się od odrzucenia przez Harry'ego, nasilił się, aż go zadusił. Ale wtedy nagły przypływ chęci, by jak najszybciej zerwać bandaż, sprawił, że podarł koszulę do góry i przez głowę, zamiast rozpiąć wszystkie guziki.

Pobiegł do swojej sypialni, gdzie stało jedyne długie lustro, i obejrzał swoje ramię. Długa, szeroka czerwona blizna biegła od ramienia w dół bicepsa, kończąc się prawie do łokcia.

Wyciągnął rękę, żeby jej dotknąć i syknął z bólu, przesuwając palcem po potwierdzeniu zbliżającego się końca.

Tej nocy, gdy leżał bezsennie w łóżku, miał nadzieję, że jego bratnia dusza spała spokojnie i nie rozmyślała o nieudanych przeprosinach omegi, zasłużenie upokorzonej przez los.

Scarred || Larry TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz