XII

234 24 14
                                    

Pamiętajcie o gwiazdce!!

Od rozmowy z Willem minęło kilka dni.Weszłam do pokoju, gdzie były dzieci. W sumie to Lea i Nate.
Chłopiec bawił się z siostrą lalkami. Uśmiechnęłam się i usiadłam na łóżku dziewczynki.

- Hejka mamusiu! Pobawisz się z nami? - Lea podbiegła się przytulić, od razu to odwzajemniłam.

- Jasne, ale za chwilkę dobra? Chcę porozmawiać z Nate'em i Mią.

- Okii!

Nate spojrzał na mnie pytająco, ale wstał z miejsca i poszedł ze mną do pokoju młodszej siostry.

- O co chodzi? - spytał na korytarzu. - Coś się stało?

- Nie, spokojnie. Za chwilę wam powiem.

Zapukałam do pokoju

- Tak?

- Możemy porozmawiać?

Drzwi otworzyły się.

- Możemy.

Weszliśmy do pokoju.

- Na początku, chcę was zapytać, czy wasi terapeuci wam odpowiadają? - spytałam siadając przy biurku.

- Tak. Jest git. - Nate odpowiedział od razu.

- Mia?

- Też. - uśmiechnęła się lekko.

Chłopiec podszedł do regału i zaczął przeglądać reczy siostry.

- Odczuwacie, że terapia wam pomaga? Szczególnie ty, Mia? - spojrzałam na dziewczynkę.

Skinęła głową.

- Tak. - mruknął Nate bawiąc się jakąś figurką.

- Zdążyłaś już przepracować większość rzeczy? - zwróciłam się do córki - Bardziej zrozumieć i zaakceptować uczucia?

- Mhm. Tak.

No to żeś se pogadałyśmy.

Westchnęłam.

- Chciałam z wami porozmawiać, żebyście wiedzieli, że nie jesteście dla mnie obojętni, jasne? Martwię się o was i o wasze zdrowie psychiczne, dlatego..

- Martwisz? - Mia skrzywiła się - Gdybyś się martwiła, byłabyś przy nas! Zawsze cię nie ma! Nie ma kiedy z tobą porozmawiać ani nic. Przez to musiałam rozmawiać z wujkami, a potem nawet nie przyszłaś ze mną porozmawiać! Wychodzisz na miasto i zostawiasz nas w domu samych, bo..

Po pierwsze, co się właśnie stało? Po drugie, co proszę?

- Chwila, chwila.. Jak to porozmawiać z wujkami. Kiedy? O czym? - przerwałam jej.

- Nie mówili ci? - lekko się uspokoiła.

- O czym mieli mi powiedzieć?

- Znaleźli u mnie w pokoju żyletkę.. Wujek Will z wujkiem Dylanem. Musiałam wtedy z nimi rozmawiać. Wujek Dylan ciągle coś krzyczał, że ja też taka jestem i coś w tym stylu. - wzruszyła ramionami, a ja poczułam jak coś się we mnie gotuje.

- A no było tak. - Nate podszedł do nas - Wujek Dylan był mega wkurzony. Nie lubię go.

Uniosłam kącik ust.

- Nic o tym nie wiedziałam skarbie. - wstałam i podeszłam do Mii - Mam nadzieję, że pogadałaś o tym z Panią psycholog? - skinęła głową - Super. Pójdę porozmawiać z wujkami, dobra?

Dzieci skinęła głowami. Wyszłam z pokoju i natychmiast napisałam na grupie.

Ja:
@Dylan i @Will, widzimy się w bibliotece. TERAZ

Dylan:
Mam teraz trening, nie moge

Ja:
Masz jebaną minutę, żeby tu przyjść. Mam w dupie to, co teraz robisz. Zegar tyka.

Weszłam do pomieszczenia i stanęłam przy oknie. Byłam naprawdę zła. A przy okazji dostałam kolejny powód by nie ufać braciom.
Drzwi otworzyły się. Stał w nich Will.

- Coś się stało?- spytał odrazu.

- Ty mi może to kurwa powiesz. - mruknęłam, czekajśc na drugiego brata.

- No już jestem. Czego chciałaś? - o wilku mowa.

- Może powiecie mi co tam u Mii?

Zmarszczył brwi.

- Ty nam to powiedz, przecież ty z nią częściej rozmawiasz.

- No chyba nie skoro dowiaduję się, że BEZ MOJEJ WIEDZY rozmawiacie, a w przypadku Dylana, krzyczycie na nią, za to, że znaleźliście u niej żyletke! Dlaczego do cholery mi nie powiedzieliście!?

- Hailie, zrozum nas, nie chcieliśmy cię martwić i..

- Zobaczyłem, że twoja córka wdaje się w jebaną mamusię i popada w jej problemy, co miałem robić jak nie krzyczeć!?

- Najlepiej to kurwa nic. - syknęłam.

- Ta, bo pewnie jeszcze dałaś jej swoją starą żyletkę na pamiątkę. - prychnął.

Nie powiedział tego.
Nie uważał mnie za taką.

- Dylan! - Will podszedł do brata, zaczął coś mówić.

A jednak. Powiedział to.

- Jeb się, Dylan. - wyszeptałam, po czym jak najszybciej wyszłam z biblioteki.

Miałam ich dość. Miałam dość wszystkiego.
On naprawdę myśłał, że dałabym swoją jebaną żyletkę dla mojego dziecka. Uważał mnie za taką.
Przekroczyłam próg domu, po czym wsiadłam do auta.
Jechałam przed siebie. Jak najdalej tylko mogłam. Jak najdalej od nich. Od braci, od tych myśli, które wciąż się pojawiały i powoli zaczęły zwyciężać.

Zatrzymałam się. Byłam po drugiej stronie miasta. Niedaleko wybrzeża. Po policzkach ściekały mi łzy, a na dłoniach miałam widoczne ślady półksiężycy.

Słyszałam dzwonek telefonu. Ignorowałam go, mimo, że dzwonił bardzo natrętnie.

Usiadłam na ziemi przy jakimś drzewie. Oparłam się i odchyliłam głowę, próbując się uspokoić. Tak bardzo chciałam, żeby był ze mną Adrien. Albo nawet Vince. Od jakiegoś czasu byłam z nim bardziej zżyta. I wszystko musiało się zjebać. Oni nie żyją. Oboje.

Zaczęłam przeszukiwać swoje kieszenie w poszukiwaniu żyletki, ale znalazłam coś o wiele lepszego. Opakowanie tabletek, które zabrałam z kuchni jakiś czas temu. Bez zastanowienia wycisnęłam i wzięłam kilka z nich. Prawie całe opakowanie. Przedawkowanie to mój ulubiony sposób na odebranie sobie życia.
Kiedyś pomyślałam, że gdybym miała odebrać sobie życie to właśnie w ten sposób. Każdy uważa, że jest to szybkie i bezbolesne. A tak naprawdę, po zażyciu leków, marzysz o tym, aby nie czuć już bólu. Aby to w końcu się skończyło. To tak jak z uczuciami. Każdy myśli, że jesteś szczęśliwy, podczas tego, gdy ty myślisz o samobójstwie.

Myślałam o tym już kiedyś. O tym, aby ze sobą skończyć. Przecież nawet próbowałam. Wtedy się nie udało i myślałam, że wszystko może się ułożyć. Ale tak nie jest. Myliłam się. Okropnie się myliłam. Więc teraz chciałam skończyć to na dobre. Tak, żebym nie obudziła się w szpitalu w towarzystwie braci, a co gorsza dzieci. Tak, abym w końcu zaznała spokoju.

Historia Hailie- inna. Dorosłe życie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz