Rozdział 5

379 10 2
                                    

--02:00--

Obudziłam się o tej samej godzinie co zwykle i zeszłam na dół z nadzieją, że zastam tam Boryge. I nie myliłam się. Siedział na swoim standardowym miejscu z telefonem w dłoni i talerzem z naleśnikami przed sobą. Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam naprzeciwko niego, lecz ten nie zwrócił na mnie uwagi. Chcąc, żeby na mnie spojrzał, wyrwałam mu telefon z dłoni i zaśmiałam się, gdy zrobił poirytowaną minę.

- Podzielisz się? - zapytałam, robiąc maślane oczka. Ten jednak to zignorował i wstał, podszedł do mnie i próbował wyrwać mi telefon z ręki, lecz ja robiłam wszystko, żeby nie mógł go złapać - Nie gadaj, że jesteś zły. - prychnęłam, a temu w końcu udało się odzyskać telefon.

- A wyglądam jakbym był zły? - zapytał, wracając na swoje miejsce.

- Tak się zachowujesz. - burknęłam i zabrałam z talerza jednego naleśnika, wgryzając się w niego.

- Co ty nie powiesz? - prychnął, wywracając oczami.

- Słuchaj, nie masz powodów, żeby być zły. Chyba że są, a ja ich nie widzę.

- Przemyśl sobie wszystko i wtedy pytaj, czy mam powody, dobrze? - wstał i chciał opuścić pomieszczenie, lecz złapałam go za nadgarstek, tym samym, zatrzymując go.

- Jesteś zły o to, że nie pójdę z tobą do kina? - ciemnowłosy odwrócił głowę w stronę drzwi, wyrwał mi swoją rękę i wyszedł.

Pokręciłam głową nie wierząc, że obraził się o coś tak absurdalnego! Przecież to nie moja wina, że akurat nie chce mi się nigdzie wychodzić, w dodatku, tylko we dwójkę. Rozumiem, że jesteśmy przyjaciółmi, ale znamy się zbyt krótko, by wychodzić gdziekolwiek sam na sam. I choć bardzo bym chciała, żebyśmy dogadywali się naprawdę dobrze, to nie chcę, żeby inni myśleli, iż jesteśmy razem.

--10:00--

Poranek. Wszyscy siedzimy przy wspólnym śniadaniu, śmiejemy się i rozmawiamy o wyjeździe, omawiając szczegóły. Wylatujemy za trzy dni, więc jutro wszyscy jedziemy do swoich rodziców, aby zobaczyć się z nimi ostatni raz przed wyjazdem.

Borys nie odzywał się do mnie, od kąd domyśliłam się, o co mu chodzi. Widziałam, że patrzy na mnie kątem oka, ale nie wymieniliśmy ze sobą ani jednego zdania, co mnie trochę przytłoczyło, gdyż to dzięki niemu, czułam się tutaj mile widziana i wszystko było bardziej komfortowe

- Słuchajcie, pomysł na dzisiejszy odcinek tooo... dam, dara, dam... "kto ostatni wyjdzie z basenu, wygrywa sto złotych"! - zaproponował z uśmiechem Gawron.

- Ej, dobra, myślę, że to jest dobry pomysł. - powiedziała uśmiechnięta Eliza, a cała reszta się zgodziła, włącznie ze mną.

--14:00--

Ubrana w czarne, dresowe spodenki i tego samego koloru koszulkę, weszłam do basenu wraz z dziewczynami, czekając na chłopców, którzy do niego wskoczyli. Gracjan ubrany był w białą koszulę i czarne spodnie garniturowe, ponieważ robił za prowadzącego. W dłoni trzymał mikrofon i to on wymyślał dla nas zadania, jakie mają nas zniechęcić do wody. Każdy z nas miał trzy życia, kto dotrwa do końca z przynajmniej jednym z żyć, wygrywa.

- Pierwsze zadanie: zanurkujcie, kto dłużej wytrzyma, nie traci życia. - powiedział Gracek do mikrofonu.

Wszyscy wzięliśmy głęboki oddech i zanurzyliśmy głowy w wodzie. Miałam nadzieję, że to ja będę osobą, która nie straci życia, bo jeśli mi się nie uda, stówka może przejść mi koło nosa. Nie mogłam już wytrzymać i wynurzyłam głowę, ale jak się okazało, nie byłam pierwsza, gdyż Eliza siedziała na trzecim stopniu basenu, wciąż będąc do połowy zanurzona.

----------------------------

Cały odcinek wygrał Borys. Wszyscy chłopcy mu pogratulowali, oraz dziewczyny zbiły z nim piątki, oprócz mnie. Skoro jest obrażony, to jego sprawa.

Wróciłam do pokoju, przebrałam się w szare dresy oraz czarną, za długą koszulkę, wysuszyłam włosy i zeszłam do salonu, w którym siedzieli Zabor i Gawron. Podeszłam do nich i usiadłam na kanapie. Chłopcy oglądali jakiś film, którego tytułu nie znałam, ale wiem, że było tam coś o złocie. Zauważyłam, że chłopcy na mnie patrzą.

- No co? - zapytałam z lekkim uśmiechem na twarzy.

- Co się stało pomiędzy tobą, a Borygom? - zapytał Marcel, a ja wywróciłam oczami.

- Powiedział wam? - zapytałam.

- Gdyby nam powiedział, nie pytali byśmy cię. - prychnął Wiktor - To co się stało z naszym ulubionym shipem?

- Myślę, że lepiej będzie, jeśli przyciśniecie swojego przyjaciela, bo z moich ust będzie to brzmiało komicznie. - pokręciłam głową i wstałam z zamiarem pójścia do swojego pokoju.

- Ale...

- Miłego oglądania! - zaśmiałam się i poszłam do siebie.

Weszłam do swojego pokoju i prawie dostałam zawału, gdy zobaczyłam w nim Bobere, siedzącą na moim łóżku z założonymi rękoma. Złapałam się za serce, zamknęłam drzwi i oparłam się o nie, posyłając jej zdezorientowane spojrzenie.

- Co ty tutaj robisz? - zapytałam, siadając na krześle przy biurku.

- Ty i Boryga macie jakąś spinę? - zapytała z poważną miną, a ja wywróciłam oczami - Po wstawieniu odcinka, zauważyli to wszyscy, Pola. Napiętą atmosferę czuć między wami z kilometra.

- Nie chciałam iść z nim do kina, a ten się obraził. - mruknęłam, a w jej oczach błysnęła niezrozumiała dla mnie iskierka.

- Dałaś mu kosza?! - wstała i rozłożyła ręce.

- Nie prawda! Ja tylko... och, ja tylko dałam mu kosza... - po chwili zrozumiałam, że on chciał tylko spędzić wspólnie czas.

- Naprawdę tego nie zrozumiałaś?! - pokręciłam głową.

- Myślałam, że mu zależy na czymś więcej niż przyjaźni! Ale byłam głupia! - uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło i się zaśmiałam.

- Ale jemu... - nie dane jej było dokończyć, gdyż wybiegłam z pokoju i wparowałam do azylu Borysa, zamykając za sobą drzwi i dysząc ze zmęczenia.

- Biegłaś? - prychnął, a ja pokiwałam energicznie głową.

- Przyszłam przeprosić za to, że odmówiłam ci pójścia do kina. Myślałam, że chcesz czegoś więcej i przyjaźń i trochę się speszyłam, dlatego odmówiłam. - powiedziałam z uśmiechem, opierając się o drzwi. W jego oku wciąż nie widziałam iskierek, które tak często mu towarzyszyły, co mocno mnie dotknęło w serce.

- Ja... jesteśmy przyjaciółmi, tak?

- Oczywiście, mimo tego, że znamy się kilka dni uważam, że właśnie na takiego przyjaciela czekałam całe swoje życie! Odważnego, zabawnego, pełnego sympatii, opiekuńczego, takiego jak ty. I naprawdę nie chciałam zepsuć naszej przyjaźni.

- Nic nie szkodzi. Już jest okej. Wciąż się przyjaźnimy. - uśmiechnął się szczerze i przytulił mnie, a ja oparłam swoją głowę o jego tors - Następnym razem, gdy powiem coś nie tak, powiedz mi o tym, okej? Bardzo zależy mi na tym, żebyś czuła się przy mnie komfortowo. - skinęłam głową i uśmiechnęłam się do siebie.

Bo jesteśmy tylko ludźmi, którzy nie rozumieją się w stu procentach, ale wciąż nie możemy bez siebie żyć. Tak właśnie myślałam o naszej przyjaźni. On nie rozumiał mnie, a ja nie rozumiałam jego, lecz nie potrafiłabym wytrzymać dnia bez jego głupiego śmiechu i pełnych tych dziwnych iskier oczu, które tak idealnie je podkreślały. Nie mogłaby, wytrzymać bez jego uśmiechu i głosu, który przyprawiał mnie o dreszcze. Nie mogłabym wytrzymać bez niego całego.

Jeden projekt//Borys Ryskala - TeenzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz