3

19.8K 681 48
                                    

Greg zareagował od razu. Chwycił mnie w szerokie ramiona i przyciągnął do siebie. Przylgnęłam do jego klatki piersiowej. Dopiero co dławiłam się odorem Billa, teraz moje nozdrza pieścił zapach markowych perfum. Czułam też ciepło bijące od mężczyzny, które szybko ogarnęło moje zmrożone zdarzeniami sprzed chwili ciało.

– Jeśli chcesz, zabiorę cię do lekarza i na policję. Powiem też prezesowi. Billy nie ma umiaru po alkoholu, ale tym razem przesadził – oświadczył gładząc moje rozburzone przez szarpaninę włosy.

To było takie miłe, tak inne i tak bardzo skrajne doznanie w stosunku do tych, które towarzyszyły mi przed chwilą. Niewiarygodne, że taki przystojniak, jak Gregory Brown okazywał mi właśnie czułość i troskę. Mój ideał trzymał mnie w ramionach, spełniając marzenia, o których nie chciałam myśleć, bo wydawały mi się nierealne. Nie byłam Penny, by wierzyć, że takie rzeczy się zdarzały!

Musiałam mu jednak w końcu odpowiedzieć. Nie chciałam wyjść na totalną niemotę przed tym wspaniałym mężczyzną, który uratował mnie przed krzywdą. Zebrałam się w sobie, co nie było łatwe, bo złe emocje zaczęły ustępować pod wpływem tych pozytywnych, a oddech rwał mi się już nie z przerażania, a dziwnego podniecenia, w które wprowadziła mnie bliskość mojego obrońcy.

– To zbędne... Nie chcę... Nie chcę ci robić kłopotu – powiedziałam cicho, zadzierając głowę w górę, by spojrzeć mu w oczy. Cholera, ależ były niebieskie. Pierwszy raz widziałam u kogoś taki błękit!

– To żaden kłopot – odparł łagodnie mężczyzna. – Zrobię co zechcesz.

Zrobi co zechcę?!

Spurpurowiałam, bo moją głowę zalała masa alternatyw. Niektóre mimowolnie były niegrzeczne, co było chore w obliczu okoliczności, w jakich powstały.

– Zawieź mnie do domu – bąknęłam, by zakryć zażenowanie. Greg bowiem wciąż nie wypuszczał mnie z uścisku.

– A lekarz? Policja? – zaoponował.

Och, to byłoby dobre rozwiązanie, ale niestety nie w moim położeniu, dlatego zaprzeczyłam:

– Nie. Na szczęście Bill nic mi nie zrobił – oświadczyłam żarliwie. – Był pijany, nie sądzę, by wiedział co czyni, nie kontrolował się. Nie będę go zgłaszać. Ty też tego nie rób.

Mężczyzna popatrzył na mnie ze zmarszczonym czołem.

– Jesteś pewna? Moim zdaniem przesadził. To szef prawników. Zna przepisy i konsekwencje podobnych zachowań. Gdybym nie wszedł do toalety we właściwym momencie, nie wiem jak ta sytuacja skończyłaby się dla ciebie.

Szef prawników? Mój Boże. To sobie wroga zrobiłam. Poczułam, jak znów ogarnia mnie przerażenie, które zmalało przed chwilą pod wpływem czułości Grega. Skoro Bill był dyrektorem pionu prawnego, tym bardziej nie mogłam go tknąć. Zniszczyłby mnie przed sądem. Na pewno miał znajomości pracując w firmie pokroju MMC na tak intratnym stanowisku. Był potężny, a ja byłam nikim. Recepcjonistka nie mogła stawać przeciwko komuś takiemu. Nie miałabym z nim żadnych szans. O znalezieniu nowej pracy nie wspominając. A przecież ja nie mogłam nie mieć pracy! Wystarczył mi stres związany z poszukiwaniami obecnej!

– Nie, naprawdę nie chcę się kłócić – stwierdziłam gorączkowo. – Nic się nie stało. Naprawdę. Nie trzymam urazy...

Okej to było kłamstwo, ale nie miałam wyjścia.

Mężczyzna znów zlustrował mnie wzrokiem. Jego spojrzenie ponownie rozgrzało mnie do czerwoności. Rany. Co się ze mną działo?!

– Coś się jednak stało – skomentował.

O tak. Zaczarowałeś mnie, pomyślałam, patrząc na niego zaskoczona. Czy on czytał mi w myślach i wiedział, że w tej chwili wszystkie krążą wokół niego?

– Co takiego? – zapytałam na bezdechu.

– Bill zniszczył ci sukienkę – odparł, a ja wypuściłam powietrze z płuc.

Powiodłam spojrzeniem za jego wzrokiem.

A tak. Racja. Ramiączko. Potwór chcąc mnie obnażyć oderwał jedno z nich. Dotknęłam go mimowolnie dokładnie w chwili, gdy sięgnął po nie Greg. Nasze dłonie musnęły się przypadkowo.

Węgiel... Zmieniłam się w węgiel!

Nie byłam w stanie tego skomentować. Hiperwentylowałam.

– Zaradzimy przynajmniej temu – stwierdził, biorąc mnie za rękę, którą przed chwilą dotknął. – Kupię ci nową. Ładniejszą.

Że co?! Nie, ja się przesłyszałam. To niemożliwe. To był sen, w który popadłam w koszmaru. Przystojny finansista nie tylko obronił mnie przed profanacją, ale też zamierzał... zabrać mnie na zakupy?! Penny padnie, gdy się o tym dowie! Mimo to wrodzona skromność kazała mi stanąć mu w kontrze.

– To... niepotrzebne – bąknęłam słabo. – Nie chciałabym narażać cię na niepotrzebne koszty.

– Och, to żaden problem – przerwał mi nim dokończyłam. – Dziś jest już za późno. Markowe butiki są zamknięte, ale umówimy się w tygodniu i załatwimy sprawę. A teraz nim zabiorę cię do domu, pojedziemy do mojej ulubionej knajpki na Manhattanie i postawię ci drinka. Wciąż wyglądasz na roztrzęsioną. Nie chciałbym zostawiać cię samej w stanie.

Drinka? Te słowa dotarły do mnie jak zza mgły. Nie zdążyłam jednak ich skomentować czy zaprotestować, żeby się nie fatygował, bo mężczyzna stanowczo pociągnął mnie za dłoń, za którą mnie trzymał i skierował w stronę wyjścia.

Książę z bajki. Nie wierzyłam w jego istnienie jak Penny.

Aż do teraz.

Do mojego biura, ale jużOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz