Gapiłam się na nią z niezbyt inteligentnym wyrazem twarzy, bo nie mogłam uwierzyć, że to, co mówi, jest tym, co myśli.
Awangarda?
Stylista?
Przecież wyglądałam tragicznie. A tymczasem jej się to... podobało?!
– Kto cię ubiera? Musisz dać mi jego namiar – oświadczyła tonem nieznającym sprzeciwu.
Z trudem powstrzymałam się przed odpowiedzią, że za mój dzisiejszy niechlujny wygląd odpowiada jej brat. Zamiast tego rzuciłam na odczepnego, czerwieniąc się jeszcze bardziej:
– To tylko stare ciuchy z mojej szafy. Nic nadzwyczajnego...
Nie zdążyłam dodać, że w życiu, bym się tak nie ubrała, wiedząc, że za chwilę trafię na tak wykwintne spotkanie, bo dziewczyna wykrzyknęła z entuzjazmem:
– Jesteś genialna. Naucz mnie swojego stylu. Jest idealny!
Kątem oka dostrzegłam minę Geoffreya. Widać było, że doskonale się bawi tą sytuacją, ale też dostrzegłam coś jeszcze. Coś, co mnie zastanowiło. Czy on był dumny? Wypchnął pierś do przodu, przyjął wyprostowaną postawę i patrzył teraz na mnie tak... tak jakoś dziwnie. Jakbym mu się podobała, podobnie do słów siostry...
Nie. To idiotyczne i niemożliwe. We mnie nie mogło być nic, co mogłoby się podobać nadętemu dupkowi jego pokroju. Zresztą w drugą stronę było tak samo. On też miał być mi obojętny. Tylko dlaczego w takim razie w tej chwili, gdy obdarzał mnie tak płomiennym spojrzeniem swoich węgielnych oczu, czułam się... wyjątkowa?!
To idiotyczne, doszłam do wniosku. Mylnie interpretowałam jego reakcję. On po prostu się ze mnie nabijał. Jego siostra pewnie też. Ot taka zabawa bogaczy. Moim kosztem!
– To niemożliwe – skomentowałam oschle. – Mój dzisiejszy wygląd to czysty przypadek. Podobnie jak i spotkanie... Jeffa!
Zbombardowałam puszącego się obok mnie samca wściekłym spojrzeniem.
– Och, no właśnie. Koniecznie musicie mi powiedzieć, jak się poznaliście! – stwierdziła entuzjastycznie Nora, a ja rzuciłam kolejne spojrzenie jej bratu – tym razem przerażone. Bo i cóż mieliśmy jej powiedzieć? Że znaliśmy się od kwadransa i nie była to znajomość, którą chciałabym kontynuować? Na szczęście mężczyzna przeszedł mi z ratunkiem, oznajmiając:
– W MMC. Pracujemy razem.
W sumie nie było to kłamstwo. Faktycznie pracowaliśmy ze sobą, choć w tej pracy nigdy nie zamieniłam z nim ani słowa, a jeśli już go widziałam to tylko przelotnie, bo przecież ktoś taki jak ja, front firmy, nic nie znaczył dla prezesa – Boga...
– O?! – zdumiała się dziewczyna. – I ja cię nigdy nie spotkałam? Od razu zwróciłabym na ciebie uwagę. Jesteś taka śliczna. Jak porcelanowa laleczka, tylko ładniejsza, bo twoje rumieńce są prawdziwe.
Znów miałam ochotę zapaść się pod zmienię. Nora bywała w firmie! Nora uważała mnie za śliczną! I wreszcie – Norze jak jej bratu podobał się mój wstyd! Co za rodzina!
– Pracuję od niedawna. To dlatego jeszcze nie miałyśmy przyjemności się spotkać – odpowiedziałam.
– Może od niedawna, ale już wpadłaś w oko samemu prezesowi – zaśmiała się perliście. – I wcale się nie dziwię. Gdybym nie miała dziewczyny, sama leciałabym na ciebie, Ari!
CZYTASZ
Do mojego biura, ale już
RomanceAria jest recepcjonistką w ogromnym koncernie. Nic nieznaczącym trybikiem w korporacyjnej machinie. Na firmowej imprezie wpada w oko jednemu z pijanych dyrektorów, który zaczyna nachalnie się do niej przystawiać. Z opresji ratuje ją przystojny szef...