34

15.5K 652 56
                                    


Musiałam to zrobić, w przeciwnym razie byłam skłonna spełnić moje fantazje o sypialni, a to nie wchodziło w grę, ale jakoś musiałam odreagować nagromadzone w ciele pozytywne emocje względem Jeffa i okazać mu wdzięczność za to, że pomógł biednej psinie.

– Lubię, gdy to robisz – skomentował, gdy go puściłam.

Oblałam się pąsem.

– Nie myśl sobie, że to jakaś rutyna – fuknęłam.

– Więc co innego? – zapytał z wyznaniem.

– Podziękowanie.

– Za co?

– Za to, że pomogłeś Star – odpowiedziałam.

– Myślałem, że za to, że włożyłem smoking. Ponoć nieźle na mnie leży – skomentował z rozbawieniem, puszczając do mnie oko.

Cholera, rozgryzł mnie...

Nie wiem jak to zrobił, ale domyślił się, że zrobił na mnie wrażenie w tym wydaniu. W dodatku był na tyle bezczelny, by mnie o tym poinformować, a także podkreślić, że ktoś już go za to chwalił. Chyba nie myślał, że po czymś takim i ja będę?!

– I kto cię w tym utwierdził? Amanda? Czy jakaś inna? – zasyczałam, bo znów mnie zirytował.

– Co ty masz z tą Amandą? – zapytał rozbrajająco.

– Pytanie co ty masz – odpowiedziałam gniewnie.

– Już ci mówiłem. Nic nas nie łączy. – Wzruszył ramionami.

Miałam ochotę go trzepnąć.

– Nic prócz narzeczeństwa – warknęłam, ruszając do drzwi. – Och, chodź już, prezesie, bo jeśli jeszcze chwilę się pan będzie tak pogrążać, to zmienię zdanie i zamiast ze mną, pójdzie pan do filharmonii z Honey!

Jeff pocałował kotkę, po czym wypuścił ją na ziemię mówiąc:

– Wybacz mała. Musimy przerwać, bo twoja pani jest o mnie chorobliwie zazdrosna.

– Chyba kpisz – skomentowałam, szykując kluczy.

On jednak nie dawał za wygraną, ciągnąc:

– Bo widzisz podobam jej się. Gdyby tak nie było, nie wysłałaby mi tamtego zaproszenia, a teraz nie pożerałaby mnie wzrokiem, gdy ubrałem dla niej swój najlepszy strój.

Moja irytacja błyskawicznie zmieniła się w gniew. On był mistrzem zmieniania atmosfery, a już było miło... A już go... lubiłam. A teraz? Teraz tak mnie wkurzał, że powinnam wyrzucić go za drzwi. Tylko, że nie mogłam tego zrobić, bo był moim szefem. Miałam związane ręce.

– Nawet z najlepszym stroju jest pan bezczelnym arogantem, szefie – burknęłam.

Mc Millan ruszył w moją stronę. Myślałam, że przejdzie obok mnie i obrażony opuści mieszkanie, tymczasem on chwycił mnie nieoczekiwanie w pasie, po czym pchnął na pobliską ścianę, a potem złączył swoje wargi z moimi i nie był to przyjacielski pocałunek, jakim obdarzyłam go przed chwilą, a pełna pasji pieszczota, której niestety musiałam ulec...

Byłam zła na siebie, ale z nim po prostu nie dało się walczyć. To było niemożliwe w obliczu naporu jego seksapilu i męskiej dominacji. No i za bardzo mi się podobało to, co robił, bym próbowała się bronić.

Do mojego biura, ale jużOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz