Minęły prawie trzy tygodnie, odkąd Alois stał się potworem.
Było to też dokładnie tego samego dnia, kiedy pokonał innego potwora. A w zasadzie dobił, ale kto by dbał o takie szczegóły.
Dormhall miał co do tego jednak inne zdanie. Powtarzał nieustannie: „Jesteś noruk.", „To normalne.", „Przyzwyczaisz się." albo jego ulubione „Rozluźnij się nieco. Wyglądasz, jakby ktoś chciał cię zabić.".
Tyle, że ledwie stanął na własne nogi, a już ktoś czyhał na jego życie. Niby nic nowego, ale los dla odmiany pokarał go inną formą udręki – prócz noruk, oczywiście – a ucieleśniała ją Eira.
***
Córka sfinksa akurat nie była w domu, więc młodzieniec mógł bez lęku poruszać się po jej posesji. Dormhall także gdzieś zniknął jak co ranka, więc jedynie szelest liści, postukiwanie haczki, brzęczenie owadów i ożywione rozmowy zmiennych zakłócały ciszę.
Alois przybył do Eul'Imi zaledwie sześć dni wcześniej. Biorąc pod uwagę, że o zmroku, tak naprawdę tylko pięć z nich spędził w domku Dormhalla. Nadal jednak tylko patrzył na beztroskie życie wsi z daleka i z nieustającą ostrożnością.
Choć mijający domek sfinksa zmienni uciekali wzrokiem na widok noruka, atmosfera w wiosce pozostawała błoga. Drzewa porastające pobocza dróg dopiero wybarwiały się na złociste pomarańcze i krwiste szkarłaty, toteż widok przywodził na myśl typową republikańską wiosnę. Żółte krzewy, choć rosnące nielicznie na zaledwie kilku działkach w całym Eul'Imi, roztaczały wokół siebie upojnie słodką woń. To za ich sprawą ociężałe trzmiele, żwawsze od nich pszczoły, a także wiotkie motyle wprawiały ciepłe powietrze w ruch.
Najciekawsze dotąd stworzenie, nie będące przy tym śmiertelnie niebezpieczne, Alois akurat mógł podziwiać tuż pod swoimi stopami. Starał się nie poruszać, mając na uwadze, że czasami jego wyczucie równowagi pozostawiało wiele do życzenia. W końcu nie chciał zdeptać grupki mrówek, która przechodziła przez szczelinę w płocie.
Przestał też czyścić grządki z chwastów, aby dać im szansę przejść spokojnie. Noruk oparł głowę na rękach, a te na trzonku haczki, a potem obserwował jak owady o nabrzmiałych, złocistych odwłokach maszerowały pomiędzy roślinkami. Przypominały ożywione cytryniany i topazy, gdy promienie słońca przenikały ich ciała na przestrzał.
Dormhall też lubił „miodomrówcie". Wspominał, że smakują jak karmelki z sezamem... Alois wolał jednak tylko na nie patrzeć.
Gdy ostatnia, kulista mrówka opuściła poletko z ziołami, noruk podniósł wzrok. Dopiero wówczas zdał sobie sprawę, że ktoś po drugiej stronie uliczki mu się przyglądał.
Dziewczynka wyglądała znad płotu. Żółte oczka błyszczały od rozbawienia, kiedy to raz się chowała, a raz wyglądała, aby popatrzeć na Aloisa. Nie starała się być przy tym szczególnie dyskretna... Albo też jej to nie wychodziło. Skąd Kershaw miał wiedzieć, co się kryło w głowie ezdeńskiego dziecka? Za to zdążył się przekonać, że kiedy malutka zmienna zaprzestawała swych harców, to zaraz potem ktoś wracał do domu.
Ktoś, to znaczy Eira.
Alois zatem przestał porządkować malutki ogródek przy płocie. Minął ganek, wychodek, a także pieniek do rąbania drewna. Podążył żwawo wgłąb działki. Nie zatrzymał się, gdy minął sięgające mu pasa krzewy owocowe i tyczki z pnącymi po nich roślinami, a ich miejsce zaczęły zajmować wysokie trawy. Choć niebawem także wydeptana w ziemi dróżka zginęła pośród chwastów, nie sposób było nie dojrzeć chatki po drugiej stronie niezagospodarowanej przestrzeni.
CZYTASZ
Seria Noruk: Mąż Śródrzecza
FantasyCzęść czwarta z serii Noruk *** Północ za nami. Rzeka strzeże jej bram, uciszając ją swym ostatecznym szumem i chłodem. Południe przed nami. Echa dawnych spraw rozbrzmiewają tym głośniej, im gorętsze są serca i cichsze modlitwy. *** Alois Kershaw...