Pierwszy dzień Fulke przespała. Tylko za sprawą Dormhalla, który wybudzał ją łagodnie, zmienna coś wypiła czy zjadła. Nie nakłaniał jej jednak do rozmowy.
Eira nie robiła kłopotów, odwołując wszelkie spotkania z przyjaciółmi. Wiernie towarzyszyła ojcu w pielęgnowaniu "cioci Fulke", gotowała różnorakie posiłki bądź przygotowywała roślinne preparaty.
Alois także starał się udzielać. Chociaż swoimi działaniami nie wykraczał znacznie poza podstawowe sprawunki, robił wszystko z dużym zaangażowaniem. Zdarzało się nawet, że pytał młodszą zmienną, czy mógł ją w czymś wyręczyć albo o stan Fulke.
Eira z początku próbowała nakłonić noruka, by poszedł coś złowić. Alois nie chciał tego robić. Na dodatek w Eul'Imi panował przesąd, że jezioro może się zemścić na nim, jeśli zbyt wcześnie wróci. Ile w tym prawdy było, można łatwo się domyślić. Za to młodzieniec miał wytłumaczenie dla swojej obecności.
Młoda zmienna zdawała się zaskoczona próbami Aloisa przełamania napiętego milczenia. Przynajmniej z początku odpowiadała na pytania, pozwalając norukowi zająć się czymś albo trzymać z daleka od chorej. Potem jednak zaczęła proponować Aloisowi, żeby sam się nie przekonał, co zrobiła wokół Fulke, a co nie. Jej perfidny uśmieszek zaś znikał, gdy noruk w te pędy odwracał się na pięcie, a potem zaglądał przez szczelinę drzwi do pokoju Fulke.
Dormhall nie zapomniał jednak o Aloisie. Wydawał się norukowi nawet bardziej irytujący niż dotąd! A może to przez zestaw pytań odnosił takie wrażenie? Młodzieniec nie wnikał. Wystarczyło, że sfinks naciskał, skąd kojarzył Fulke albo drążył, czemu się jeżył na wzmiankę o wilczym upodobaniu do tortur.
Kiedy pielił grządki przy płocie, nasłuchiwał strwożonego szeptu między przechodzącymi nieopodal zmiennymi. Każde uderzenie haczką w ziemię, podniesienie ściętej roślinki, odrzucenie zagubionego kamyczka na wysypaną żwirem ścieżkę przypominało odliczanie, aż dotrze do jego uszu wieść o rzezi dokonanej na niewolnikach dworu Scoavolciów.
Noruk zamarł z ręką zaciśniętą na drewnianym kiju, którym poprawiał zagłębienia pomiędzy rządkami kwiatów. Satysfakcja, iż wreszcie skojarzył gatunek, którego napary pił, trwała jednak krótko. Zwłaszcza, gdy barwinek przestawał skutecznie przeganiać koszmary.
Alois spuścił głowę, myśląc intensywnie nad przyczyną zaistniałej sytuacji. Wszystko wskazywało na to, że Fulke przebiegła jedną trzecią Ezdenu bez nawet chwili odpoczynku. Alois nie dopuszczał do siebie wątpliwości, że sprawa nie była poważna.
Przecież znał Fulke! Pomagała mu, choć rozsądek podpowiadał w takiej sytuacji obojętność. Igrała z samym Darionem! Jeśli jednak przy ogromie niebezpieczeństw na dworze Beliara potrafiła być harda i stanowcza, co musiało się stać, żeby uciekła z zamku niemal pod samą granicę z Północą?
Wiatr, który poruszył rozłożystymi krzewami porzeczek, był przesycony słodką wonią nektaru. Nie dziwił się, czemu Dormhall zabronił Eirze sprowadzenie od sąsiada sadzonki kulistego krzaku. Jego gałęzie wręcz się uginały pod ciężarem żółtego kwiecia. Co ważniejsze, gdyby roślina rosła na ich posesji, wszyscy podusiliby się w roztaczanej przez nią słodyczy. Noruk jednak czuł, że córka sfinksa i tak postawi wreszcie na swoim.
Choć już dłuższą chwilę Alois cieszył wzrok kanarkową żółcią, nie odwracał się kontynuować porządki. Pozorował w ten sposób zadumę, gdy usłyszał ciężki, posuwisty krok dobiegający zza jego pleców.
Kiedy Dormhall wrócił do domu, wydawał się wykończony. Gdy usłyszał o tym, że Fulke zemdlała przy pierwszej próbie wstania z łóżka, przez chwilę przypominał okrutnego sfinksa z legend. O dziwo, zamiast rzucić oskarżenia na Aloisa, zaczął go wypytywać, czy zapamiętał oprawców. Gdy noruk wyjaśnił, że do stanu zmiennej nie przyczyniły się osoby trzecie, Dormhall także nie dorwał się mu do skóry. Poprosił go tylko, aby wyszedł.
CZYTASZ
Seria Noruk: Mąż Śródrzecza
FantasyCzęść czwarta z serii Noruk *** Północ za nami. Rzeka strzeże jej bram, uciszając ją swym ostatecznym szumem i chłodem. Południe przed nami. Echa dawnych spraw rozbrzmiewają tym głośniej, im gorętsze są serca i cichsze modlitwy. *** Alois Kershaw...