kto jest kim?

14 1 0
                                    


Dwa tygodnie.

14 dni.

336 pierdolonych godzin...

Czyli 20160 minut, które nie przypominały życia, a jedynie marną egzystencję.

Minęły dwa tygodnie, odkąd straciłam kontakt z Ki, Madison i Aidenem. Nigdy nie przypuszczałam, że brak ich obecności w moim życiu tak wiele zmieni. A zmienił wszystko.

Każdy kolejny dzień zlewał się z poprzednim. Budziłam się odruchowo sięgając po telefon by przejrzeć grupowy chat i za każdym razem nic się nie zmieniało. Moim oczom ukazywały się nieodebrane połączenia z wieczoru, który wszystko zniszczył. Dni w szkole bez moich przyjaciół zmieniły się w jeszcze większą katorgę. Ich obecność na lekcjach, przerwach dobijała mnie jeszcze bardziej. Byliśmy, jednak NAS już nie było. Mijaliśmy się na szkolnych korytarzach jakbyśmy byli dla siebie obcy. Jakby nie łączyło nas nic głębszego, żadna historia. Zdarzało się, że łapaliśmy przypadkowy kontakt wzrokowy. Trwał on zazwyczaj krótką chwilę. W oczach, które rozpoznawałam nawet w ciemności, nawet w tłumie tak podobnych do siebie spojrzeń, zawsze odnalazłabym te właściwe. Tym razem było inaczej. Kojąca głębia zieleni w spojrzeniu Kiary była wypłowiała jakby całe szczęście i radość z nich wyparowały. Przepełniał je tak wielki żal, że kilkusekundowy kontakt wzrokowy był dla mnie wykańczający. Oceaniczne spojrzenie Aidena sprawiało, że chłopak wyglądał jakby sam w nim tonął, jakby szukał dłoni, która mocno go chwyci i wyciągnie na powierzchnię. Madison jednak wyglądała jak zwykle zachwycająco. Ani razu nie spojrzała w moim kierunku. Żyła tak jakby nic się nie zmieniło. Znałam ją już na tyle długo by właśnie tego się po niej spodziewać. Dziewczyna nigdy nie pozwoliłaby sobie wyjść z roli w szkole, przy ludziach. To właśnie brak zmian świadczył u niej, że wszystko się zmieniło. Dziewczyna, która prostolinijnie podchodziła do każdej sprzeczki, zawsze pewnie mówiła co myśli i dążyła do swojego, tym razem była obojętna.

Staliśmy się tymi samymi dzieciakami, którymi byliśmy na początku liceum.

Kiara ze swoją upartością wciąż trzymała się wśród szkolnej elity. Tworzyła własną sztukę teatralną, który wystawiała każdego dnia. Na korytarzach nie można było spotkać jej bez obstawy, na przerwach obiadowych uczestniczyła w wielkim show Jadena Hosslera, a po szkole zabierała się z grupą cheerleaderek. Wielokrotnie łapałam się na tym, że obserwowałam ją jak jakaś stalkerka. Przypatrywałam się jej sztucznym uśmiechom, temu jak za wszelką cenę próbowała udawać, że interesuje ją każda kolejna plotka przekazywana z ust do ust. Moja Ki była świetną aktorką. Potrafiła odnaleźć się w każdej sytuacji. Jednak ja wiedziałam. To jak jej uśmiech opadał, kiedy czuła, że nikt nie patrzy. To jak zawieszała się, kiedy przy zamykaniu szafki spoglądała na jej zdjęcie z Aidenem, a potem przenosiła wzrok na korytarz jakby szukała go wzrokiem. Mimo tego wolała udawać, a ja wiedziałam, że jestem tego winowajcom. I nic z tym nie robiłam.

Aiden powrócił do przesiadywania wśród grona futbolistów, którzy wydawali się być tym faktem zachwyceni. W końcu jeden z najlepszych graczy, sam kapitan niczym alfa stada wrócił, by skupić uwagę na zbłąkanych szczeniakach. Wydurniał się z nimi i słuchał ich głupich, seksistoskich żartów. Jednak coraz częściej nie pojawiał się w szkole. Czasem widziałam, jak zrywał się z lekcji i gdzieś odjeżdżał. Coraz rzadziej widziałam u niego głupkowaty uśmiech, wydawał się nerwowy i wycofany. Omijał treningi, co wychwyciłam z rozmowy podsłuchanej na korytarzu między dyrektorem, a trenerem. Podejrzewałam co mogło być tego powodem, a raczej kto. W końcu treningi drużyny były połączone z próbami cheerleaderek. Kiedy się pojawiał, smutnym wzrokiem uciekał do Kiary jakby w ten sposób wymierzał sobie karę. Przypominał masochistę, który z własnej woli pragnął cierpieć.

Please go away - Trylogia zbłąkanychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz