Poznany, lecz nieznajomy...

21 2 0
                                    

Jednak prawdziwa magia działa się dopiero za domem i w środku, a szczególnie tej nocy.
Od samego początku kiedy wjechaliśmy na odpowiednią ulicę, słychać było odgłosy dobrej zabawy. Dźwięki muzyki i krzyki stawały się coraz głośniejsze. Nie trzeba było mieć żadnej mapy czy nawigacji by bez problemu dotrzeć na miejsce. Wystarczyło tylko kierować się za odgłosami dobrej zabawy, które w momencie wjazdu na posesję stawały się niemal nie do zniesienia. Byłam w szoku jak wiele hałasu może wywołać fala napalonych i pijanych nastolatków. Tym bardziej dziwiło mnie jakim cudem miałaby nas ominąć wizyta lokalnej władzy. I kiedy wyobrażałam sobie ilość osób jaka dziś tu zawita, w najśmielszych wyobrażeniach nie pokusiłam się by choć raz pomyśleć o przynajmniej połowie osób jaką właśnie widziałam. Kolejka zaparkowanych aut ciągnęła się po obu stronach ulicy niemal kilometr od posiadłości Dowsonów, nie mówiąc już o autach, które dopiero szukały miejsca parkingowego. Chodnikami szły grupki przebranych w najróżniejsze kostiumy nastolatków z widoczną ekscytacją na twarzach. Nie wiem nawet, w którym momencie moje usta otworzyły się tak szeroko, że czułam ból szczęki, a twarz przybliżyła się do zaciemnionej szyby na tyle blisko, że niemal dotykałam jej czubkiem nosa. Śmiało mogłam stwierdzić, że przypominałam teraz człowieka z memu, który wpatrywał się w posiłek kręcący się w mikrofali.

- Może zatrzymaj się gdzieś tutaj, przecież widzisz, że nie znajdziesz wolnego miejsca- powiedziałam wychylając się między przednie siedzenia. Nie było sensu jechać pod sam dom skoro już tutaj ludzie zostawiali auta. Zmarszczyłam zdziwiona brwi kiedy Aiden nie zatrzymał auta, a jego usta wygięły się w zadziornym uśmiechu. - No co się tak szczerzysz, nie widzisz co się dzieje na ulicy?- zapytałam podirytowana ponieważ już w głowie miałam obraz jak przez następne piętnaście minut będziemy krążyć po okolicy w poszukiwaniu wolnego miejsca.

- Av no błagam myślisz, że nie wzięliśmy pod uwagę tego, że zjedzie się tu dziś całe miasto i ulice będą zapełnione? Mam wytyczne, których będziemy się trzymać i będzie dobrze- chłopak bardziej stwierdził niż faktycznie zapytał.

Zdziwiło mnie to, jak dobrze wszystko zaplanowali. Odnosiłam wrażenie, jakby każdy ich ruch był wpisany w jakiś ważny schemat, za którym powinni podążać. Na potwierdzenie jego słów Ki kiwnęła ochoczo głową krzyżując ze mną jej iskrzące się z ekscytacji spojrzenie. Byłam im też cholernie wdzięczna za takie zaangażowanie. Na początku chciałam przyjść na tą imprezę tylko ze względu na nich oraz dlatego, że po porostu wypadało. Jednak ku mojemu zaskoczeniu udało im się w pewnym stopniu zarazić mnie ekscytacją i imprezowym vibem. Udało im się to do tego stopnia, że na moje usta mimowolnie wkradł się mały uśmieszek.

Blondyn właśnie podjechał pod bramę wjazdową, a moja uwagę przykuło dwóch barczystych ochroniarzy stojących po dwóch stronach ogrodzenia. Miałam wrażenie, że skądś ich kojarzę więc prawdopodobnie byli ludźmi mojego ojca. Jeden z nich podszedł do drzwi od strony kierowcy i dwa razy zastukał w szybę. Aiden od razu wcisnął guzik przez który szyba poszła w dół i w tym samym momencie głowa ochroniarza znalazła się w środku auta. Ciemnoskóry mężczyzna z groźną miną rozejrzał się po wnętrzu zapewne sprawdzając ile osób znalazło się w środku, a kiedy jego wzrok zatrzymał się na mnie, jego twarz momentalnie z groźnej zmieniła się na zaskoczoną i nieco skołowaną. Po chwili jedynie cicho odchrząknął i skierował się do drugiego mężczyzny mówiąc mu coś cicho na ucho. Będąc zaskoczona całą tą sytuacja spojrzałam się na swoich przyjaciół jednak oni jedynie wzruszyli ramionami i czekali na jakąś reakcję ze strony ochrony. Po chwili brama zaczęła się otwierać, a mężczyzna, który wcześniej do nas podszedł jedynie skinął głową w naszym kierunku dając nam przyzwolenie do wjazdu. Aiden ruszył wolno autem kierując się po brukowanej ścieżce oświetlonej wbudowanymi w ziemię lampami, które teraz rzucały na bruk czerwone światło. Nadawało to posiadłości mrocznego i imprezowego klimatu. Na równo skoszonej trawie, po obu stronach ścieżki dało się zauważyć porozstawiane przeróżne figurki krasnali ogrodowych, na których punkcie mama Ki miała obsesję. Dziś były one przykryte czymś białym, przez co przypominały małe duszki. Modliłam się jedynie by przeżyły one dzisiejszy wieczór, gdyż jeśli coś im by się stało to nasze ciała znalazłyby się pod podobnymi nakryciami tylko w kostnicy.

Please go away - Trylogia zbłąkanychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz