Rozdział IV

54 8 44
                                    

Trzeba być niesamowitym sadystą by rozkładać na łopatki z takim anielskim uśmiechem.

Do takich to właśnie wniosków doszedł Sunoo po dosłownie kilku pojedynkach stoczonych z Rikim, które miały charakter tylko i wyłącznie "lekkich ćwiczeń" przed tymi generalnymi pojedynkami gdzie cała szkoła będzie na nich spoglądać, wiwatować na wszystkie zwycięstwa, spluwać na przegrane. A dokładniej rzecz mówiąc patrzeć na wszystkie działania Rikiego gdyż tylko on był interesującym punktem tego spotkania co zapewne nikogo już nie dziwiło. W końcu po całej szkole w zawrotnie szybkim tempie rozbiegły się zakłady, które - z tego co dowiedział się Sunoo - zapoczątkował brat naszej szkolnej gwiazdy. Jak się okazuje hazard radował wielu tu zebranych bez słów sprzeciwu.

Nie sądził jednak, że Nishimura jest faktycznie aż tak dobry w fechtunku. Naprawdę nie spodziewał się tego, choć właściwie powinien bo przecież każdy mu mówił jak to powinien się jego obawiać. Tylko, że wtedy brzmiało to jak tekst wyciągnięty z jakiegoś drętwego filmu, a nie faktyczna przestroga.

Kiedy ten zaczepił go od tyłu kładąc dłoń na ramieniu jakby nie wiadomo jak dobrze się znali, tym samym odwracając go swoją stronę proponując niezbyt wymagające aktywności przytaknął nie wiedząc nawet iż to był pierwszy krok w stronę piekieł. Udali się na jedną z sali gimnastycznych, a wtedy Sunoo uświadomił sobie iż poziom inteligencji ich obu chyba nie jest zbyt wysoki gdyż żaden z nich nie zadbał o to by zdobyć klucze do magazynku, w którym to znajdowały się wszystkie atrybuty, których to potrzebowali i bynajmniej nie mogli by sobie ich darować.

— Zapewne nie masz kluczy — mruknął nie racząc nawet na niego spojrzeć mając wrażenie, że ten kiwnie głową i rozejdą się w swoje strony szybciej niż myśleli, ewentualnie będą biegać po całej szkole szukając kogoś kto łaskawie im je wręczy.

— A tu cię zaskoczę — wzniósł jeden z palców swej dłoni symbolizując by ten zaczekał sekundę, a drugą sięgnął do kieszeni wyciągając kilka kluczy — Pomyślałem o tym.

Czyli jednak tylko Kim czuł się niezbyt błyskotliwy. Jednak Nishimura potrafił go zaskakiwać pozytywnie. Chociaż teraz zauważył, że ten zagaduje go stosunkowo często, a on nie przypomina sobie momentu przełomowego, który by to wszystko wyjaśnił, a on by na to przystanął. Po prostu ni z gruchy ni z pietruchy Riki zaczął zatruwać jego przestrzeń dużo częściej niż tego pragnął tuż po tej imprezie, a jego rechoczący śmiech dudnił mu w uszach, wirował w jego głowie.

Wyminął nieco Sunoo chwytając za klamkę tuż po uporaniu się zamkiem. Oboje weszli do środka poświęcając chwilę na znalezienie tego czego naprawdę potrzebowali przekopując się przed stertę łuków, wszelkich ochraniaczy masowej ilości piłek, których zastosowania Kim nie do końca znał i tylko patrzył osłupiały na wszystkie te przedmioty, które wydawały mu się magicznie pojawiać w coraz większych ilościach odciągając ich od celu.

Na szczęście nic, prócz żywota wampirów, nie trwa wiecznie, gdyż obaj znaleźli to czego tak zawzięcie poszukiwali. Po chwili byli już opancerzeni w pełnoprawny, bogaty we wszystkie ochraniacze strój. Poprawił śnieżnobiałą rękawicę naciągając ją na swą dłoń widząc kątem oka jak Nishimura ogląda szpadę wykonując nią ćwiczebne zamachy rwąc do przodu kołysząc się delikatnie na palcach u swych stóp. Zachowywał się niczym pięciolatek radujący się nad wyraz nową zabawką. Choć właściwie Kim go postrzegał w ten sposób mimo iż byli prawie rówieśnikami.

— Tak bardzo radujesz się dokopaniem mi w pojedynku? — uniósł kąciki ust, siląc się by wyglądać najmniej podejżliwe nie odsłaniając przy tym nawet zębów. Rzekł te słowa nie wierząc w nie zbytnio jedynie sprawdzając tylko jak ten wysoko stawia swe ego i faktycznie przytaknie na jego słowa. W końcu też mógł się z nim "zapoznać" jak to wcześniej Nishimura obrał w słowa.

Touché! || SunkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz