Rozdział VII

93 9 180
                                    

Naprawdę miał nadzieję, że choć na chwilę odpłynie w objęcia Morfeusza. Lecz nadzieja najwyraźniej jest matką głupich w tym przypadku. Sam fakt, że nie zmrużył oka na choćby minutę, nie nastawiał go optymistycznie na kolejny dzień. Cały czas leżał drętwo z rozwartymi oczami skżyżowanymi palcami u ułożonych na jego klatce rąk.

- Dzień dobry, Hoonnie~ - jakże słodki głos Jungwona dopłynął do jego uszu.

- Leżysz jakby cię umarłego do trumny złożono - Jay również włączył się do tej rozmowy.

- Raczej mnie to nie czeka - po tych słowach wzniósł się do siadu i mimo iż mógłby włączyć do swej wypowiedzi ironiczny ton jego głos pozostał śmiertelnie poważny. Podciągnął nieco kolana, czując delikatny ból całego ciała. Syknął tak by reszta nie słyszała. Zbyt gwałtowne ruchy zdecydowanie dawały mu popalić - Bardziej martwy już nie będę.

Jego ręce wystrzeliły ku górze w geście rozciągnięcia się. Usłyszał nawet szczęk paru kości na co Jay sarknął by zaprzestał z dalszym czynieniem tego, bo jak z resztą rzekł to było "ohydne". Młodszy z tu obecnych Parków jedynie wykonał przewrót swymi oczami dopiero teraz spoglądając na na niego. Siedział na łóżku, z jakąś książką w ręku i okularach o prostokątnych szkiełkach nasuniętych nisko na nos. Na tym samym łóżku, tyle, że na przeciwko siedział "po turecku" Jungwon, który w tej właśnie chwili zsunął jednym gestem owe okulary z nosa starszego samemu je zakładając na swą twarz. Jay jęknął znudzony wkładając palce pomiędzy strony książki wpatrując się w jego zupełnie inaczej teraz wyglądającą twarz.

- Nie myśl, że założenie okularów sprawi, że będziesz mądrzejszy - wzniósł jeden z kącików ust ku górze na co ten zaczął udawać oburzenie nadmuchując przy tym zdobione przez urocze dołeczki policzki.

- Dlatego też to ty myślisz za mnie - skrzyżował ręce na piersi. Zaprawdę Sunghoon również mógł przyznać, że Jongseong potrafił niemalże w każdej sytuacji pozostać niewzruszonym, a jego umysł był zawsze absolutnie trzeźwy i skory do, z reguły kończącego się dobrze dla wszystkich, działania - Ja jestem tu tylko do uroczego wyglądania - przyłożył dłonie do policzków.

- Nie zaprzeczę - pacnął go w nos na co ten zmarszczył go uroczo. Park mniej więcej opuścił tą, wyrwaną z jakiegoś romansu, scenę kiedy Yang gładził kciukiem policzki starszego. Oszczędził sobie tych widoków, nie tylko z zazdrości lecz generalnego braku czasu na w jego nazewnictwie "brednie".

Wstał z łóżka przy okazji ścieląc granatowy materiał. Krótko po tym zmył się stamtąd zostawiając tą słodzącą sobie dwójkę w sypialni samemu już ponownie pędząc przez korytarze. Naprawdę nie chciał nikogo spotkać i chyba po części mu się to udawało gdyż kiedy ktokolwiek tylko wykazywał chęci do rozmów od razu je zatracał gdyż Park skutecznie mordował innych swym krwisto czerwonym wzrokiem. Jednakże zdecydowanie nie wszyscy trzymali skuteczny dystans od niego.

Kiedy spostrzegł burzę różowych włosów i niestety znajomą twarz próbował jak najszybciej znaleźć inną drogę lecz było na to za późno. Yeonjun odwrócił się na pięcie patrząc na niego podejrzliwie jakby był bardzo zdziwiony faktem, że ten w ogóle przebywa w szkole i na domiar tego idzie w tym samym kierunku co on.

- Wyglądasz jeszcze bardziej tragicznie niż zwykle - cóż niektórzy mówią słodkie jak miód "dzień dobry", a inni w tym przypadku Yeonjun, stawiają na dość kąśliwe uwagi. Choć w tym przypadku można się było z nim nawet zgodzić po części oczywiście gdyż Park wyglądał dzisiaj wyjątkowo nie najlepiej. Na jego twarzy malowały się fioletowe sińce symbolizujące, że ten nie napotkał raczej snu tej nocy, jego krawat był niechlujnie zawiązany, a rękawy marynarki nierówno wywinięte.

Touché! || SunkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz