Rozdział XI i ¾

57 10 26
                                    

Wbił dłonie w kieszenie spodni idąc gniewnie ze wzrokiem utkwionym ślepo przez siebie. To nigdy nie zwiastowało czegoś dobrego. Wręcz przeciwnie. Można było się spodziewać teraz nawet i najgorszego kataklizmu.

Uśmiech z twarzy Jungwona wyparował również szybko jak się pojawił kiedy to tylko spostrzegł chłopaka pogrążonego w furii. Wykonał przewrót swymi oczami tak by tamten aby przypadkiem go nie spostrzegł. W głębi duszy przeklinał tego kto doprowadził go do tego stanu gdyż naprawdę miał zamiar inaczej spędzić ten czas. Siedział na stole, a nogi oparł na ustawionej wzdłuż ławce. Oparł brodę w dłoniach. Ukradkiem spoglądał czy aby na horyzoncie nie czai się któryś z nauczycieli pragnący obwieścić iż siedzenie w ten sposób jest "karygodne i świadczy o całkowitym braku kultury". Z reguły Yang nie przejmował się tym zbytnio i tylko na chwilę schodził z ławki by tuż po odejściu nauczyciela powrócić do swojej ówczesnej pozycji.

— Zatłukę Hoona — warknął, a Jungwon był już pewien kogo będzie często przytaczać w rozmowie. Nie, że miał coś do Sunghoona. Lubił go, lecz zdecydowanie nie chciał mu poświęcać tej chwili — Taehyuna również.

— Można wiedzieć co się stało? — wiedział, że prędzej czy później będzie musiał zadać to pytanie by jakoś uspokoić sytuację. Czuł się czasem przy nim niczym psycholog docierający krok po kroku do przyczyny owego stanu, a następnie do sposobu rozwiązania go. Mógł być z siebie dumny, że w jakiś dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach mu się to udawało. A ten jeden procent wolałby by poszedł w zapomnienie.

— Szkoda czasu... — mruknął poczym ucałował go w czoło. Rzeczywiście szkoda było ich jakże cennego czasu jednakże wiedział, że ten będzie ciągle zdenerwowany jeżeli jednak chwilę temu nie poświęcą.

— Muszę wiedzieć za co mam ci pomóc utłuc Hoona i Tae — postanowił odwrócić to w taki sposób. Z uśmiechem by absolutnie pozbyć się wirującej wokół irytacji. Ten obdarzył go skonfundowanym spojrzeniem, a zaraz potem parsknął śmiechem.

— Hoon przez całą lekcję gadał, że Nishimura coś niby zrobił  — zamyślił się na chwilę. Patrząc na wszystkie świetliste bądź mniej wyczyny Nishimury (Jungwon miał już przed oczami tą nieszczęsną piłkę do rugby) nie wiedział co miałoby być jakkolwiek ponadprzeciętne zważając na jego "zdolności" — nawet nie wiem o co chodziło, nie interesowało mnie to.

Kiwnął głową dając mu tym samym znak by kontynuował swoją rozpoczętą już wypowiedź. Nie do końca wiedział do czego zmierza ta historia lecz był pewien, że patrząc na jego nastrój nie otrzymała przysłowiowego "szczęśliwego zakończenia".

— Taehyuna z kolei bardzo to interesowało i obaj zaczęli coś bredzić — westchnął, a Yang mógłby przysiąc, że jego górna warga delikatnie zadrżała — koniec końców wszyscy trzej dziś wieczorem mamy za to "haniebne gadulstwo" — udał cudzysłowie— szorować salę i koniecznie musimy wszyscy przyjść jeżeli nie chcemy pogorszyć swojej sytuacji. Na oczach wszystkich Munhee wydarł się na nas...

To by tłumaczyło też czemu Jay przyszedł nieco spóźniony bo to wyjątkowo nie pasowało do jego wzorowej punktualności. Poczuł bolesne ukłucie w sercu i patrząc na twarz starszego, on również nie czuł się z tym najlepiej. Mieli dzisiaj razem spędzi czas. Tylko oni we dwoje z nikim innym. Co prawda Yang był skory pójść tam z nim jednakże to nadal bardzo odbiegało od ówczesnego planu. Jednak wydawało mu się, że Jay początkowo chciał powiedzieć coś więcej lecz z niewyjaśnionych przyczyn ograniczył się do tego zwięzłego tłumaczenia

— Przecież ty nawet z nimi nie gadałeś — żachnął się z wyraźnym oburzeniem na twarzy gładząc starszego po ramieniu kiedy to usiadł obok niego chowając twarz w dłoniach. Przytulił go, może nawet nieco za mocno, lecz młodszy, przynajmniej na razie, nie wyprowadzał go z błędu.

Touché! || SunkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz