Rozdział 1

83 9 0
                                    

Właśnie siedziałam na podłodze i oglądałam bajki, gdy usłyszałam, jak ktoś przyjechał pod mój dom. Normalnie bym to olała i tak właśnie zrobiłam, ale kiedy mama powiedziała mi, że przyjechał dziadek z babcią, nie myślałam wiele i od razu pobiegłam na korytarz, w którym już stał starszy doskonale znany mi mężczyzna.

- Dziadek!!! - krzyknęłam, a gdy wziął mnie na ręce, wtuliłam się w niego, jak najmocniej umiałam.

- Cześć lala. - powiedział łagodnie, dał mi buziaka w czoło, a następnie odstawił mnie na ziemię.

- Gdzie babcia? - zapytałam i zmarszczyłam w zamyśleniu brwi, co musiało wyglądać komicznie, ponieważ dziadek z mamą wybuchnęli głośnym śmiechem.

- Siedzi i czeka na ciebie w samochodzie. - odpowiedział z uśmiechem.

- Czeka na mnie? - zapytałam zdziwiona, ale jednocześnie podekscytowana, ponieważ oznaczało to tylko jedno.

Wycieczkę!

- Znowu zabieracie ją na jakiś festyn? Nie za bardzo ją rozpieszczacie? - zapytała z rezygnacją moja mama.

- Lisa nie przesadzaj. Doskonale wiesz, że lala to nasze oczko w głowie. Nic jej się nie stanie, a dzisiaj jest dzień dziecka. Pojedziemy na festiwal, a przed powrotem na zakupy i do naszego domu. Mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko, żeby lala u nas spała. - odpowiedział mamie dziadek.

- Sama nie wiem... - mama chciała coś jeszcze powiedzieć, ale nie dokończyła, ponieważ jej przerwałam.

- Proszę mamusiu, zgódź się. - poprosiłam i posłałam jej maślane oczka niczym kota ze Shreka.

To zawsze działało i tym razem też się na tym nie zawiodłam.

- No dobrze, ale pod jednym warunkiem. Masz być grzeczna i nie sprawiać kłopotów. - powiedziała poważnie, na co tupnęłam nóżką i udałam oburzenie.

- Ja zawsze jestem grzeczna. - powiedziałam z wyższością, na co mama i dziadek ponownie się zaśmiali.

- Jasne, jasne. - powiedziała ze śmiechem blond włosa kobieta.

- Skoro mogę jechać, spadam do babci. Papa kocham cię mamusiu. - powiedziałam zadowolona, dałam jej na pożegnanie buziaka i popędziłam do mojej ukochanej staruszki.

Biegłam ile sił w nogach, zostawiając dziadka w tyle. Gdy weszłam do samochodu, od razu przywitałam się z babcią, a po chwili dołączył do nas dziadek i wyruszyliśmy na przygodę życia.


~*~


- Lala chcesz watę cukrową? - zapytała babcia, chociaż wiedziała, że waty nigdy nie odmówię, ponieważ jest to moja, jej i dziadka ulubiona rzecz, ale i tak skittles'y i lizaki lepsze.

- Tak! - krzyknęłam radośnie, a ludzie wokół się zaśmiali.

- Fioletowo-biała? - bardziej oznajmiła, niż zapytała.

- Oczywiście. - powiedziałam, ponieważ nietrudno się domyślić, że to moje ulubione kolory jak nawet ubrana jestem w fioletową sukienkę i białe balerinki.

- W takim razie poczekaj tu na mnie chwileczkę. - odparła, a jej głos był taki ciepły, że bez większego problemu roztopiłby największy lodowiec na świecie.

- Się wie babuniu. - zasalutowałam, na co starsza kobieta się zaśmiała i odeszła do kolejki po watę.

Zastanawiałam się, gdzie jest dziadek, ponieważ jakiś czas temu się od nas odłączył i powiedział, że zaraz wraca, a nie było go już strasznie długo. Jak dla mnie za długo. Jednak nie rozmyślałam nad tym dłużej, ponieważ poczułam czyjeś ręce na ramionach i usłyszałam przy uchu głośne...

- Bu!

Podskoczyłam z przerażenia i odwróciłam się w stronę mojego napastnika, jednak gdy zobaczyłam kto to, mój strach zmienił się w złość.

- Shane! - krzyknęłam oburzona w stronę śmiejącego się o rok starszego blondyna.

- Jakie to było pięk... - zaczął, ale nie dokończył, a nawet przestał się śmiać, gdy przerwał mu poważny głos jego przyjaciela.

No właśnie jego przyjaciela, za to mojego NAJLEPSZEGO przyjaciela.

- Jeszcze raz mi ją przestraszysz, a nie ręczę za siebie.

- Nate! - krzyknęłam zadowolona i po chwili byłam już w jego ramionach, kompletnie zapominając o sytuacji sprzed chwili. - Tęskniłam za tobą. - dodałam i usłyszałam cichy śmiech, który z pewnością nie należał do żadnego z dwójki chłopaków.

- Przecież widzieliście się wczoraj wieczorem i nawet doba nie minęła, a wy się zachowujecie, jakbyście się nie widzieli co najmniej miesiąc. - po tych słowach oderwałam się od bruneta i ruszyłam w stronę mojej przyjaciółki, na co niebieskooka blondynka w moim wieku posłała mi szeroki uśmiech.

- Za tobą też tęskniłam Vi. - powiedziałam cicho i się do niej przytuliłam.

- A za mną nikt nie tęsknił!? - oburzył się blondyn, co wywołało śmiech Vii i Nathaniela, jednak ja wyswobodziłam się z ramion blondynki i przyjęłam bojową postawę, po czym spojrzałam z wyższością w jego niebieskoszare oczy.

- Nie, bo mnie przestraszyłeś! - odpowiedziałam obrażona, ale po chwili się zaśmiałam i podeszłam do chłopaka, żeby mocno go przytulić. - Miło cię widzieć Shane.

- Ciebie też słońce. - przyznał i jeszcze mocniej mnie objął.

- O cześć dzieciaki, gdzie wasi rodzice? - zapytała babcia, która właśnie wróciła z moją ogromną watą cukrową.

- Przyjechaliśmy z rodzicami Vii, którzy nas tutaj zostawili, bo powiedzieli, że mają nas dość. - odparł brunet, na co babcia posłała mu rozbawione spojrzenie.

- Nie prawda! Pojechali na zakupy, ale za jakąś godzinę wrócą! - oburzyła się moja przyjaciółka, przez co babcia nie wytrzymała i się roześmiała.

- Wiem kochanie. Twoi rodzice dzwonili do mnie dzisiaj rano i poprosili, żebym miała tutaj na was oko. - oznajmiła babcia i zaczęła z nią rozmawiać, więc podeszłam do Nathaniela.

- Patrz jaka ładna. - powiedziałam zadowolona w stronę chłopaka i popatrzyłam na ogromną watę cukrową.

- I wielka co? - zaśmiał się i wystawił rękę w moją stronę, więc mu ją dałam.

Oczywiście tylko do trzymania.

Po jakimś czasie stania brązowooki brunet powiadomił moją babcię, że idziemy usiąść na ławce koło pięknej białej fontanny, na co podskoczyłam z radości, ponieważ lubiłam przy niej siedzieć, a fakt, iż zrobili niedaleko niej festyn, jeszcze bardziej mnie zadowolił.

Szliśmy z chłopakiem od dłuższego czasu, a mnie zaczęły już boleć nogi. Finalnie jak się okazało, wcale nie poszliśmy usiąść, jak to zapewnił moją babcię Nate, bo gdy tylko odeszliśmy, brunet oznajmił mi, że muszę z nim gdzieś pójść i po krótkiej sprzeczce pod tytułem „Tak. Nie." przystałam na jego propozycję, która takową nie była i ruszyłam za nim.

- Daleko jeszcze? Bolą mnie już nogi Nate. - marudziłam już od dobrych piętnastu minut, ale chłopak nie wyglądał na zdenerwowanego, co więcej wyglądał jak oaza spokoju.

Jak jakiś dryfujący kwiat lotosu!

- Już prawie jesteśmy. Zamknij oczy. - rozkazał rozbawiony, na co pokręciłam przecząco głową.

- Nie ma opcji! - krzyknęłam. - Nie wiem, gdzie nawet jesteśmy, a ty pewnie chcesz mnie tu zostawić i sobie pójść, tak jak ostatnio zrobił to Shane. - mówiłam coraz bardziej przerażona, ponieważ naprawdę się tego obawiałam.

- Iskierko... - przemówił łagodnym tonem, a po jego rozbawieniu nie było śladu, co więcej zastąpiło je powaga pomieszana z troską. - Czy ja cię gdziekolwiek i kiedykolwiek zostawiłem samą? - zapytał, na co niepewnie pokręciłam przecząco głową. - No właśnie, więc proszę, zamknij te swoje śliczne oczka i chodź ze mną.

- Ale jak będę miała iść, skoro nie będę nic widzieć? - zapytałam i mimo iż było to niebywale głupie pytanie, to zadałam je w pełni poważnie.

- Nie martw się o to, ja cię poprowadzę. - oznajmił rozbawiony moim pytaniem, co mnie dziwnie uspokoiło, ale w sumie zawsze tak było.

Byliśmy przy sobie niezależnie od sytuacji i czy byliśmy pokłóceni, czy też nie. Nie potrafiliśmy się na siebie długo gniewać. Zawsze jedno stawało po stronie drugiego, nie zważając na to, czy to drugie miało racje, dla zasady „Teraz, zawsze i na zawsze", co w sumie tyczyło się też Vii i Shane'a, jednakże to z Nathanielem byłam najbliżej. Nie było sytuacji, gdzie mielibyśmy inne zdanie. Nasi rodzice odkąd pamiętam, śmiali się, że jesteśmy jak jeden organizm i nie potrafimy bez siebie funkcjonować, dlatego jak wybieramy się na wakacje, jeździmy razem i bierzemy ze sobą Vie i Shane'a.

- Ufam ci Nate. - wyszeptałam, a następnie zamknęłam oczy.

- Dlatego obiecuję ci, że nigdy nie dam ci powodu, żeby było inaczej. - również wyszeptał gdzieś za mną, a następnie objął mnie od tyłu i ruszył przed siebie, co również uczyniłam.

I jakie było moje zdziwienie, gdy po jakichś dwóch minutach pozwolił mi otworzyć oczy, a ja ujrzałam przed sobą niewielki staw z różnokolorowymi kwiatami lotosu, na co się głośno roześmiałam.

- A tobie co? Nie podoba ci się tutaj? - zapytał zmieszany i widziałam, że zrobiło mu się przykro, więc ucichłam i szybko pokręciłam głową.

- To nie tak. - zaczęłam szybko się tłumaczyć, na co brunet zmarszczył brwi. - Po prostu jak tu szliśmy, a ja tak ciągle marudziłam, to pomyślałam sobie, że wyglądasz jak oaza spokoju i jakiś kwiat lotosu, dlatego się zaśmiałam... Przepraszam, nie chciałam sprawiać ci przykrości... - wyszeptałam ostatnie zdanie ledwo słyszalnie i szybko pomrugałam, żeby odgonić łzy.

- Ej iskierko spokojnie... Przecież nic się nie stało. - oznajmił łagodnym tonem, który kierował najczęściej w moją stronę i mocno mnie do siebie przytulił.

- Na pewno? - dopytałam i zadarłam głowę lekko do góry, żeby na niego spojrzeć.

- Na pewno. - potwierdził i posłał mi swój piękny uśmiech, co odwzajemniłam.

- Cieszę się, że cię mam wiesz? - zapytałam i popatrzyłam na śliczny staw.

- Ja też. Nawet nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobił. - wyszeptał po chwili, po czym usiedliśmy na pięknej zielonej trawie przy stawku i w ciszy spędziliśmy tam parę pięknych godzin.


~*~


Jesteśmy już tu tak długo, że jestem zmęczona i poszłabym najchętniej spać. Niestety byłam teraz sama, ponieważ po moich przyjaciół przyjechali rodzice Vii i musieli już wracać, co niezbyt mi się spodobało, ale nie było innego wyjścia.

Babcia i dziadek poszli po zakupy do sklepu obok, a ja postanowiłam się jeszcze pobawić na dmuchanej zjeżdżalni, więc pod okiem miał mnie najlepszy przyjaciel dziadka, którego swoją drogą traktowałam jak rodzinę, ponieważ zastępował mi on dziadka od strony mamy, którego niestety niedane było mi poznać, bo zmarł rok przed moim urodzeniem.

Kochałam z nim spędzać czas też z tego powodu, iż za każdym razem, gdy przyjeżdżał do nas jesienią, to zabierał mnie i moich przyjaciół na spacery, na których zbieraliśmy kasztany i żołędzie, a później robiliśmy z nich różnego rodzaju ludziki i zwierzęta.

Właśnie skończyła się moja tura na zjeżdżalni, więc pożegnałam się z panem Zane'em i poszłam w stronę dziadka i babci, którzy akurat wychodzili ze sklepu. Miałam już do nich podbiec, gdy ktoś mocniej złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę.

Tym kimś był jakiś pan, który miał jasne włosy, na oko może jakieś ponad dwadzieścia lat, a ubrany był w czarny dres, co było dziwne, bo dzisiaj jest naprawdę ciepło. Bałam się, bo nie wyglądał przyjaźnie, a bardziej jak szaleniec, ponieważ uśmiechał się przerażająco i coraz bardziej zaciskał rękę na moim ramieniu. Kiedy już miałam obmyślony szybki plan, żeby zacząć krzyczeć i wołać kogokolwiek, nieznajomy przemówił.

- Za niedługo. - powiedział, po czym spojrzał za mnie i szybko uciekł.

Nic z tego nie rozumiałam i już miałam się odwrócić, gdy znowu ktoś złapał mnie za ramię, tylko tym razem delikatnie, więc wiedziałam, że to babcia.

- Już się wybawiłaś? - zapytała z uśmiechem.

- Tak, gdzie jest dziadek?

- Poszedł do samochodu zanieść zakupy. Wracamy do domu? - odpowiedziała, a następnie dopytała, więc ja tylko pokiwałam potwierdzająco głową i ruszyliśmy w stronę pojazdu.

W drodze do domu ciągle myślałam, o co mogło chodzić tamtemu panu z festynu. Naprawdę się przestraszyłam, bo nie mogę zrozumieć, co może się kryć za jego słowami.

- Lala wszystko dobrze? - zapytała babcia, gdy z dziadkiem weszliśmy do pokoju.

- Tak babciu, dlaczego pytasz? - odpowiedziałam.

- Ponieważ normalnie zawsze ci się buzia nie zamyka, a teraz cały czas jesteś dziwnie przyciszona. Coś się stało? - dopytała zmartwiona.

- Właściwie to tak. Muszę wam coś powiedzieć. - odpowiedziałam niepewnie.

- Co się dzieje lala? - zapytał dziadek i stanął obok mnie.

- No bo jak wychodziliście ze sklepu, moja tura na zjeżdżalni się skończyła, więc postanowiłam do was iść, ale w połowie drogi zatrzymał mnie jakiś pan. - powiedziałam.

- Jaki pan? - dopytał dziadek, a babcia usiadła na łóżku i wzięła mnie na kolana.

- Nie wiem, pierwszy raz go widziałam.

- Jak wyglądał?

- Miał jasne włosy, ubrany był w czarny dres i miał może ponad dwadzieścia lat. - odpowiedziałam dziadkowi i zobaczyłam, jak się spina, a babcia wstrzymała oddech.

- Powiedział ci coś? - zapytał zdenerwowany, ale próbował to ukryć.

- Tylko „Za niedługo". - powiedziałam i zrobiłam palcami cudzysłów, żeby wiedział, że cytuje. - Dziadku kto to był? - dopytałam niepewnie.

- Nikt ważny lala. Umyj się i idź spać, już późno. Ja jadę coś załatwić i pewnie wrócę późno, więc nie czekajcie na mnie. Obiecuje, że jak wrócę, to wszystko ci wyjaśnię. Do jutra, śpijcie dobrze. - odparł, po czym dał mi i babci buziaka w czoło i szybko wyszedł z domu.

- Babciu... Co się dzieje? - zapytałam zaniepokojona.

- Nic się nie dzieje kochanie. - odpowiedziała, lecz ja wiedziałam.

Wiedziałam, a raczej domyślałam się, że coś jest nie tak, ponieważ dziadek nigdy się tak nie zachowywał, a babcia jeszcze nigdy przy mnie nie była taka smutna i jednocześnie przerażona. Jednak postanowiłam nie robić więcej problemów i poszłam się przyszykować do spania.

Na drugi dzień, gdy wstałam, popędziłam do pokoju babci i dziadka, lecz zastałam tam tylko zmartwioną kobietę, a po mężczyźnie nie było śladu. Czekaliśmy na dziadka cały dzień i tydzień, ponieważ obiecał, że wróci. 

Ale już nie wrócił...

Life in HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz