Rozdział 3

92 9 0
                                    

Od tajemniczego zniknięcia dziadka minęło już sześć lat, a od jego pogrzebu pięć. Właśnie na jego pogrzebie moi rodzice wpadli na pomysł z przeprowadzką do ich rodzinnego miasta i, mimo iż na początku byłam temu przeciwna, później nie miałam już wyboru, bo w końcu chodziło tutaj również o życie moich bliskich.

Wraz z dziadkiem pochowaliśmy babcie i młodszego brata taty Luke'a. Nienawidziłam tego, że w dwa tysiące siedemnastym powiedziałam dziadkowi o tym dziwnym spotkaniu na festynie, a jeszcze bardziej nienawidziłam faktu, iż każdy myślał, że babcia i Luke zginęli w nieszczęśliwym wypadku samochodowym w drodze na zakupy. Nienawidziłam siebie za to, że tylko ja znałam prawdę i nie mogłam jej nikomu wyznać.

Jednak była jedna rzecz, która sprawiła, że dwa tysiące osiemnasty nie był taki zły, a mianowicie narodziny Sophie. Od samego początku traktowałam ją jak moją najlepszą przyjaciółkę, którą straciłam przez przeprowadzkę i mimo różnicy wieku oraz świadomości, że mnie nie rozumie, dzień w dzień od jej pierwszego dnia życia z nią rozmawiałam. Dosłownie dzień w dzień się jej zwierzałam, co z jednej strony było głupie, ponieważ w końcu ona mnie nie rozumiała, lecz z drugiej pomocne, bo chociaż w jakimś stopniu nie byłam w tym wszystkim sama.

- Skarbie znowu się zawiesiłaś? - wyrwał mnie z zamyśleń zmartwiony głos taty.

- Co? A tak, ale nie martw się. Wszystko jest w porządku. - posłałam mu blady uśmiech.

- Doskonale wiesz, że zawsze będę się martwił. - odwzajemnił mój uśmiech, a po chwili ujrzałam, że oczy mu lekko zaiskrzyły. - Mam pomysł. - wypalił po chwili ciszy.

- Już się boje. W co znowu chcesz ją wciągnąć. Nie muszę ci chyba przypominać, że każdy z twoich pomysłów, nie kończy się dobrze? - wtrąciła się mama, na co ja się zaśmiałam, a tata posłał jej oburzone spojrzenie.

- Kochanie dobrze wiesz, że każdy mój pomysł kończy się powodzeniem, tylko ty to źle interpretujesz. - posłał jej ten swój pewny siebie uśmiech i znowu zwrócił się do mnie. - Co powiesz na bieg po okolicy? No wiesz. Tak jak za starych dobrych czasów. Tylko ty i ja.

I już wiedziałam, że to się tym razem źle nie skończy. Szczerze kochałam to, gdy mogłam tak beztrosko biegać z tatą w dzień po okolicach i niczym się nie przejmować. Kochałam mojego tatę za to, że po prostu jest i mimo iż jako właściciel firmy architektonicznej nie ma aż tak dużo wolnego czasu, wciąż znajdzie go dla mnie, żebyśmy mogli razem pobiegać.

Od razu po propozycji mężczyzny weszliśmy do domu, który swoją drogą został zaprojektowany właśnie przez mojego tatę, ale również mamę, która pracuje jako projektantka wnętrz. Tata przepuścił mnie w drzwiach, a widok, jaki zastałam, utwierdził mnie w przekonaniu, że ktoś tutaj przed nami był, ponieważ gdy się stąd wyprowadzaliśmy, wszystko zostawiliśmy pozasłaniane białymi materiałami, a teraz po tych materiałach nie było najmniejszego śladu. Jakbyśmy nigdy się stąd nie wyprowadzili. Co momentalnie mnie zestresowało.

- Kto tutaj był? - zapytałam taty, na co on zmarszczył brwi, jednak później ujrzałam w jego oczach zrozumienie.

- Spokojnie tylko Naomi z dziewczynami, ale tam nie weszły, nie masz się o co martwić. - odpowiedział, a ja odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na drzwi po prawej stronie, gdy tylko przeszłam pierwszy korytarz i weszłam na ten główny.

- Kiedy ostatni raz tam byłaś? - tym razem zadał pytanie tata.

- Nie wiem dokładnie. Chyba w dniu ich śmierci. - ostatnie zdanie wypowiedziałam prawie niesłyszalnie i z jednej strony miałam nadzieje, że tego nie usłyszał. Jednak od razu utwierdziłam się w przekonaniu, że jestem w błędzie, ponieważ nie minęła chwila, a ja już byłam w jego ramionach. - Kto by pomyślał, że jedna sytuacja zmieni całe moje życie. Kiedy to wreszcie się skończy? - dopytałam łamliwym głosem i poczułam, jak pierwsze łzy zaczęły spływać po moich policzkach.

Life in HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz