Rozdział V

52 9 0
                                    

Po tym, jak Magda prawie straciła życie, potykając się o własne nogi, podczas biegu do kurnika, jeszcze przez chwilę stałam w bezruchu. Zastanawiało mnie, czy ten powrót nie był czasem błędem dla naszej dwójki. Faktycznie przez  długi czas zastanawiało mnie, co by było, gdyby Wirska i Kora spotkały się poza murami szkoły, ale patrząc na dzisiejszą scenę przy schodach, to naprawdę mam mieszane uczucia.

To, że jest między nimi chemia, dostrzeże każdy głupi. No, może nie każdy, bo Magda jakoś do tej pory nie potrafi tego zrozumieć. Ale cała reszta świata zrozumie, widząc samo ich spojrzenie.

Nie zaprzeczę, ale obawiam się, że moja przyjaciółka przypłaci to wszystko zdrowiem.

Oczywiście wszystkie moje teorie co do uczuć Wirskiej, to tylko teorie i w gruncie rzeczy nie mam pojęcia, co siedzi jej w głowie.

Potrząsnęłam łbem, nie powinnam się tym teraz przejmować. Chciałam jeszcze podejść do pokoiku pani woźnej i podziękować jej za częstą pomoc w przetrwaniu podczas lekcji. Nawet nie zliczę, ile razy ta poczciwa kobieta nakrywała mnie w damskim kiblu, gdy zamiast być na lekcjach, paliłam szluga, a ona za każdym razem przymykała na to oko, jedynie dając mi radę, bym rzuciła to świństwo.

I rzuciłam, ale dopiero po zakończeniu nauki w liceum.

Ruszyłam więc przed siebie, jednak na końcu korytarza mignął mi cień postawnej sylwetki. W sumie czemu mnie to zdziwiło, przecież sama uciekałam z lekcji.

- Olga? – dobiegło mnie zza pleców.

Drgnęłam przestraszona, momentalnie obracając się w tamtą stronę. Dopiero po sekundowej dezorientacji uświadomiłam sobie, że znam ten głos.

Wirska stała w progu pokoju nauczycielskiego, patrząc na mnie badawczo.

- A to pani – rzuciłam z nieskrywaną niechęcią. – Nie spieszyła się pani na lekcję chwilę temu? – dodałam, nie mogąc powstrzymać się od pogardliwego tonu.

Kobieta zrobiła niepewny krok w moją stronę, a ja automatycznie założyłam ręce na piersi, gotowa na pełną emocji konfrontację.

Jestem w stanie zasypać ją lawiną oskarżeń pod byle pretekstem, więc niech waży słowa póki jeszcze jest jej to dane.

- Gdzie zgubiłaś Magdę? – zapytała z pozornym ciepłem w głosie.

Jakoś nie mogłam jej uwierzyć w dobre intencje. Chwilę temu zachowała się co najmniej podejrzanie, no i przez nią Korze zrobiło się przykro.

- Jeszcze mi się nie spowiada – oznajmiłam szorstko. – A powinna.

Anglistka skwitowała to lekkim drgnięciem ust, a potem zagryzła nerwowo dolną wargę. Objęła się za ramię i pocierała je, stwarzając tym zagubione wrażenie.

Na mnie jednak takie tanie zagrywki manipulacyjne ni chuja nie działają.

- Powiedz mi... – zaczęła, a w jej głosie wyczułam wyraźną prośbę. – Czy ona... – urwała, nie potrafiąc dokończyć swoich trudnych zmagań mózgowych.

Obrzuciłam ją pełnym oceny spojrzeniem i zrobiłam dwa kroki w jej stronę.

- Czy ona co? – syknęłam, chyba nadto wrednie. – Zabujała się w matematyku na studiach? – ciągnęłam, dając ponieść się emocjom.

Niech mnie chuj, nie powinnam tego mówić, a jednak słowa same ze mnie wychodziły, a mój ton stawał się coraz bardziej chamski.

- I dlatego je studiuje? Oświecę panią, pani profesor – nabrałam tchu i obrzuciłam ją nieprzychylnym spojrzeniem. – Odkąd pamiętam, Magda nienawidziła angielskiego, bywały czasy, że najprostsze zdania sprawiały jej problemy. A potem? Potem zjawiła się pani, a jej szczera nienawiść przerodziła się w ogromną miłość. Proszę sobie dopowiedzieć resztę, ja jedynie mogę dodać, że... – zawahałam się i Bogu dzięki, że to zrobiłam, bo mogłam popłynąć zdecydowanie za daleko.

We will rememberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz