Rozdział VII

41 7 0
                                    

- Masz kogoś, tak? – spytałam słabo, rzucając swoją pierwszą myśl.

Nie widziałam dokładnie jego mimiki, ale jakieś dziwne przeświadczenie mówiło mi, że się nie mylę.

- Nie mam – oznajmił zachrypniętym głosem, po czym cicho odchrząknął.

Uniósł głowę i wbił we mnie przenikliwy wzrok i gdyby nie to, że urzekł mnie już w tamtym kantorku dla wuefistów, to w tym momencie byłabym cała jego.

Już chciałam pytać, w czym leży problem, ale Daniel sprawnym ruchem lekko mnie uniósł i posadził na biurku nauczycielskim, co wywołało lekki szok na mojej twarzy.

- Czuję się jak we śnie – wyznał, pochylając się nade mną. – Nigdy nie sądziłem, że tu wrócisz.

Przełknęłam z trudem ślinę, wpatrując się w niego, jak w najpiękniejszy obrazek i tak samo, jak on, czułam się jak w fikcji, jakby to, co tu się działo, nigdy tak naprawdę nie miało miejsca, a ja to sobie wymyśliłam i wbiłam do głowy, przez co wydawało się to takie realne.

- Olga ja... – zaczął przesadnie poważnie. – Po prostu nie potrafiłem o tobie zapomnieć. Najzwyczajniej w świecie zwariowałem.

- Na moim punkcie – uzupełniłam i w jednej chwili powaga sytuacji znikła, a Daniel cicho parsknął.

- Tak, dokładnie, tylko i wyłącznie na twoim – dodał, a po tym ostrożnie złączył nasze usta.

Boże, naprawdę czułam się jak we śnie. Trochę też jak w bańce. Coś podobnego jak szlachta, która miała swój świat, swoje kredki, mając w dupie wszystko, co się wokół nich działo.

Daniel odsunął się lekko, by móc spojrzeć mi w oczy, ale nie mogłam już wytrzymać. Potrzebowałam tego faceta bardziej niż tlenu, on był moim tlenem. Przyciągnęłam go do siebie, zarzucając ręce na kark i wpijając się w jego spragnione usta.

W brzuchu mi się przewracało od nadmiaru uczuć... Błogi stan ukojenia nastąpił w chwili, w której Daniel objął mnie tak, jakby właśnie otrzymał skarb, który za wszelką cenę musi chronić!

To z kolei odblokowało kolejne wspomnienie...

- Co za jebane ścierwo!! - wydarłam się przed wejściem do pobliskiego klubu. - Wiesz człowieku, ile poświęciłam, by tu przyjść?! - krzyczałam na ochroniarza, który nie chciał mnie wpuścić do środka.

Wielki mięśniak stał niewzruszony, najwyraźniej mając w dupie i to, co mówię i w ogóle mnie.

Jeszcze przez chwilę w mniej lub bardziej zawoalowany sposób usiłowałam przekonać ochroniarza do wpuszczenia mnie do środka, ale ostatecznie odpuściłam, kierując się do sklepu z alkoholem.

Poprosiłam jakiegoś pijaka, by kupił mi pół litra i po chwili byłam uboższa o parę dych.

Przynajmniej miałam wódkę.

Facet przed klubem nie chciał mnie wpuścić, bo stwierdził, że mój dowód jest lewy, a na dodatek postraszył mnie policją i więzieniem.

Jak widać, miałam to w dupie, jedynie chcąc dostać się do środka, ale on był nieugięty.

Jebany faszysta.

Pociągnęłam pierwszy łyk z flaszki i przeszły mnie takie ciarki, że myślałam, że umieram.

Pierwszy łyk jest najgorszy...

Na szczęście kolejnych kilka poszło sprawniej i nim się obejrzałam, wypiłam więcej, niż pierwotnie zamierzałam.

We will rememberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz