Rozdział XII

37 6 0
                                    

- Mogę zadać ci pytanie? – zapytałam, patrząc na Anitę, która siedziała na skraju łóżka w mojej za dużej koszuli.

- Jasne.

Przysunęłam się do wezgłowia, patrząc na nauczycielkę angielskiego. Wciąż ledwo mogłam uwierzyć, że jest w moim domu, w mojej koszuli, siedząc na moim łóżku!

- Kiedy... Od kiedy ty... W sensie... Kiedy...

Szlag, moje nieumiejętności w wysławianiu się mogłyby naprawdę się schować. Chociaż w tym momencie.

Anita powoli się do mnie zbliżyła i ujęła moją dłoń.

Jeny... Nie możesz tak robić, jeżeli chcę zadać pytanie... Teraz to już ledwo wiem, o co chciałam pytać. Najgorsze jest to, że ona nie jest w pełni świadoma tego, co ze mną robi. Właściwie nic się nie zmieniło od lat szkolnych. Wtedy też pod byle spojrzeniem, oddech utykał mi gdzieś w piersiach.

- Od kiedy co...? – spytała delikatnie.

Kobieta ideał...

- Podobałam ci się – wydusiłam w końcu.

Chryste! W jednej chwili poczułam, jak cała się czerwienię i to na jakiegoś buraka! Wirska słodko się zaśmiała, a ja zrozumiałam, że to przez moją czerwoną twarz. Musiałam wyglądać jak jakaś... dupa pawiana!

- Hm, trudno jednoznacznie stwierdzić – odparła po chwili.

Również oparła się o zagłówek łóżka i patrzyła przed siebie, sprawiając wrażenie wielce zamyślonej. Wiedziałam, że robi sobie ze mnie jaja...

- Anita – mruknęłam błagalnie.

W odpowiedzi zaśmiała się krótko i klasnęła energicznie w dłonie.

- Myślę, że odkąd wpadłaś do kurnika z tą swoją przeuroczą sznurkową torebeczką...

Poświęciłam całe ferie zimowe, święta i sylwestra na naukę angielskiego. Popołudniami nie robiłam nic innego niż ćwiczenie wymowy i słownictwa, a w szkole starałam się rozmawiać z Olgą jedynie w tym języku.

Zrobiłam wszystko, by dopiąć swojego celu i dobić się oknem do grupy pani Wirskiej, a tymczasem...

Tymczasem już jestem spóźniona na swoją pierwszą lekcję!

Wszystko przez Antoniego, który poprosił o pomoc w przyklejeniu plakatów ze swoją kandydaturą do jakiegoś wydarzenia, no i przez Radzkiego, który zatrzymał nas na kilka minut, by życzyć temu bałwanowi powodzenia.

Pędziłam na najwyższe piętro szkoły, modląc się, by pani Wirska okazała wyrozumiałość.

Ledwo zdążyłam postawić pierwszy krok na piętrze, a już chwyciłam się klamki i nieoczekiwanie drzwi się uchyliły. Nie miałam większego wyboru, więc cała zdyszana wpadłam do niewielkiej sali, na którą wszyscy mówili „kurnik".

- Bardzo przepraszam za spóźnienie – zdołałam wydusić, patrząc na nauczycielkę, która wbijała we mnie pełne konsternacji spojrzenie. – Bardzo – ciągnęłam, a czerwień na moich policzkach musiała już dobić do poziomu dojrzałego pomidora.

Szybko usiadłam obok Olgi, która od początku chowała swoje rozbawienie za dłonią, a potem wyciągnęłam swoje książki.

- Cóż, wróćmy do zajęć.

Pani Wirska nie brzmiała na rozzłoszczoną, a raczej na zdezorientowaną, co trochę mnie podbudowało. Może nie będzie tak źle. Chociaż zupełnie inaczej wyobrażałam sobie wielkie wejście do najlepszej grupy angielskiego.

We will rememberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz