Radio ożyło, a ciała otoczyły je, by posłuchać. Ten, który trzymał różdżkę, wyszeptał jedno słowo:
- Herbata.
Szum został zastąpiony głosem.
- Witajcie, słuchacze i zwolennicy przeciwko tyranii Sami-Wiecie-Kogo! Mówi wasz prowadzący, Potok, z najnowszymi wiadomościami, szczegółami oraz poradami i sztuczkami, dzięki którym możecie być największym bólem głowy w tej wojnie! - Głos za mikrofonem, pogodny, ale poważny, mówił szybko, jakby był komentatorem sportowym. - Zaczynamy od naszego pierwszego gościa tego dnia: Łabędź!
- Witajcie. - Miękki, uprzejmy głos ożył z radia. - Niestety, jeśli słuchacze szukają informacji o Potterze... wciąż go nie znaleźliśmy.
- Ale to już trzy tygodnie! - Potok zawołał zdumiony. - Na pewno do tego czasu wszyscy przeczesali cały kraj!
- Przeczesaliśmy, najlepiej jak potrafiliśmy... Ale jeśli nie jest gdzieś pod Fideliusem, to nigdzie go nie ma. - Łabędź westchnęła przeciągle. - Ale... mamy dobre wieści! Ruszyliśmy z akcją.
- Komitet Ratunkowy dla Mugolaków sfinalizował swoje plany? - zapytał Potok, wiedząc, że wszyscy słuchacze pochylają się bliżej swoich radioodbiorników.
- Tak. Dzięki kontaktom z obecnymi uczniami i absolwentami zlokalizowaliśmy i powiadomiliśmy dwadzieścia rodzin. Zatrudniliśmy też... wyjątkowego sojusznika.
W mikrofonie rozległ się pomruk Potoka.
- Powiedzmy, że bardziej zasługuje na przydomek "Łabędź" niż ja...
~
Przegląd dokumentacji Swanheart został przerwany, gdy usłyszała zamieszanie na zewnątrz swojego biura.
- Proszę pana, to jest prywatna klinika... - Ostry dźwięk, który przypominał psychologowi policzek, odbił się echem w jej gabinecie. Jej drzwi zostały bezceremonialnie wyważone, odsłaniając wysokiego mężczyznę - dla Swanheart wszyscy byli wysocy - z ogoloną głową. Z jego skalpu wystawały strzępki blond włosów. Jego oczy... były puste i bez wyrazu. Nie kryło się za nimi żadne człowieczeństwo.
Psychopatia? Swanheart natychmiast go skategoryzowała. Nie wyciągnęła różdżki, mimo że ta była w nią wycelowana. Mężczyzna rozejrzał się po jej pokoju z obrzydzeniem.
- W czym mogę pomóc? Niedługo przyjdzie do mnie klient.
- Rozkazy od Czarnego Pana, zbieramy szlamy. - Mężczyzna zrobił krok do przodu, uśmiechając się. - Ktoś ci wspomniał że posiadasz skradzioną magię?
Swanheart oparła się o biurko, krzyżując nogi w kostkach i przechylając głowę.
- Sprytny chwyt marketingowy Ministerstwa Magii, by zwabić Harry'ego Pottera do kliniki. Nigdy nie zgodziłby się pracować z żadnym z lekarzy, gdyby myślał, że nie mamy do tego kwalifikacji... - Powoli uniosła dłonie i rozłożyła palce, tak jak podziwia się manicure. - Nie znałbyś mojego nazwiska. Ojciec był Kanadyjczykiem.
Swanheart oparła się pokusie uśmiechu, gdy zobaczyła, że Śmierciożerca ma krótkie spięcie. Kłamstwo, oczywiście. Miała wujka w Kanadzie, ale była dumną obywatelką Wielkiej Brytanii. Swanheart była pewna, że ktoś w jej linii krwi władał magią, każde dziecko urodzone u mugoli miało przynajmniej jednego być może sprzed wieków.
- Gdzie są dokumenty na temat plugastwa, które "wspierała" twoja klinika? - Mężczyzna szybko zmienił temat. Zamierzał odepchnąć ją od biurka, ale teraz trzymał różdżkę przyciśniętą do nosa. 12 cali z rękojeścią w kształcie pióra. Biały dąb.
CZYTASZ
(7) Harry Potter and The End || Tłumaczenie Drarry
FanfictionMożna planować, planować, i jeszcze więcej planować... ale zawsze coś pójdzie nie tak. Nie można przewidzieć każdej możliwości. Harry nie rozpoczął tej wojny, ale oczekuje się od niego, że ją skończy. Świat zapomniał jak dużo może znieść, zanim miar...