Rozdział 8: Draco

326 47 9
                                    

Niebetowany!

__________________

Odczuwalny.

To było idealne słowo, by opisać Hogwart tej pierwszej nocy.

- Czym? - Niektórzy mogliby zapytać, jakby nigdy nie byli w pobliżu uczniów. Tych samych uczniów, którzy rok po roku z trudem unikali piekła. Częściowo stało się tak dzięki poświęceniu dobra jednego z nich... którego już tu nie było. Tak naprawdę to wielu uczniów już tu nie było. Pomiędzy uczniami powstało tak wiele luk, tam gdzie miejsce powinno być zachowane dla przyjaciół. Hogwart nie był już bezpieczny dla ich przyjaciół.

Po raz kolejny można zadać sobie pytanie, co było tak odczuwalne?

Żądza krwi.

Z każdym słowem, które Snape wypowiadał w swoim przemówieniu - którego tak naprawdę nikt nie słuchał, z wyjątkiem pierwszorocznych - spojrzenia się nasilały. Pierwsi zaczęli rzucać mordercze spojrzenia Gryfoni, potem Krukoni z Puchonami. Ślizgoni byli... mieszaną grupą.

Uczniowie czekali... lada chwila miała rozpocząć się mała "pogawędka", którą odbyli w pociągu.

Ludzie zapłacą za to w ten czy inny sposób.

- Za kogo on się uważa... mówi, jakby był kimś ważnym...? - Blaise syknął obok Pansy. Został uciszony przez zmartwioną Daphne, ale prychnął. - Powinienem wziąć przykład z Harry'ego i-

Daphne szturchnęła go łokciem w żebra. Mocno.

- Chcesz dostać się pod radar nowych profesorów? - Wysyczała przez zęby. - Nie ma znaczenia, czy jesteś czystej krwi. Ty i Pans i tak będziecie na celowniku, bo byliście bliskimi przyjaciółmi Pottera.

- A niech spróbują. - Pansy zacisnęła zęby, po czym oczyściła twarz z jakiejkolwiek emocji. Zapomniała spakować kremu nawilżającego i do tego czasu będzie musiała unikać robienia min.

Snape ruszył powolnym krokiem w stronę stołu nauczycielskiego, zakończywszy swoją przemowę.

- Wasi nowi... profesorowie czarnej magii i mugoloznawstwa... Amycus i Alecto Carrow.

Naraz prawie wszyscy uczniowie od trzeciego roku wzwyż wstali. Jednolity ruch, w którym jedynymi dźwiękami były szelest szat i nerwowe pomruki pierwszorocznych. Ramiona powoli uniosły się, różdżki wycelowały w powietrze.

I pozostali tak przez solidne trzydzieści sekund. Blaise niemal czuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Obserwował, jak rodzeństwo Carrowów głupio zaczęło się uśmiechać - prawdopodobnie myśląc, że to jakaś oznaka lojalności wobec nich.

Dopóki dwie masywne złote talerze nie wystrzeliły w powietrze, wirując gwałtownie, a następnie ciskając się do przodu. Ciężkie przedmioty uderzyły obręczami w twarze dwójki dorosłych. Jak w śmiertelnej grze we frisbee.

Alecto upadła do tyłu, podczas gdy Amycus jedynie się potknął. Krew trysnęła mu z twarzy, gdy zaczął się szamotać, próbując znaleźć oparcie. Ci, którzy znajdowali się w pobliżu stołu, mogli zobaczyć, jak jego oczy tracą ostrość.

- Kto to rzucił?! - Śmierciożerca splunął. Amycus odwrócił się do pozostałych nauczycieli przy stole. - Kto?!

- Wybaczcie, akurat czyściłam okulary. - skomentowała McGonagall. Z potworną powolnością z powrotem założyła okulary na twarz i zamrugała kilka razy. - Merlinie, krwawisz.

- Oczywiście, że krwawię, ty stara szmato... - W chwili, gdy obelga opuszczała usta Amycusa, dwa puchary wypełnione po brzegi miodem pitnym rzuciły się na nich w ten sam sposób, co talerze, pokrywając ich chorobliwie słodkim, zabarwionym alkoholem. - Ktokolwiek to robi, zapłaci za to!

(7) Harry Potter and The End || Tłumaczenie DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz