IX.There is no way back now

79 10 5
                                    

There is no way back now  

Po pocałunku Charlesa i Madison można było zakładać, że oboje będą się tego wstydzić i chcieć zapomnieć o tym tak szybko, jak to się stało. Jednak było zupełnie inaczej, kiedy odsunęli się od siebie, oboje mieli lekkie uśmiechy na ustach oraz nie żałowali tego, w czym przed chwilą brali udział. Niespełna kilkanaście minut później Madison zgodziła się potrenować już dawno zapomnianą mutację, jednak miała pewien warunek. Jeśli przestanie nad nią panować, już więcej nie zgodzi się na ćwiczenia, ponieważ nie chciała zrobić Charlesowi krzywdy. Jednak żadna z takich rzeczy się nie wydarzyła i okazało się, że Madison bardzo dobrze radzi sobie z telekinezą pomimo tylu lat zaniedbania. Kiedy ich krótki trening dobiegł końca, na dworze panowała już całkowita ciemność i był to znak dla Madison, że pora wracać do domu. Pożegnała się z Charlesem i poszła do swojego samochodu, uprzednio informując go, że wróci następnego dnia.

Madison wróciła następnego dnia, tak samo, jak następnego i następnego. Przez wszystkie te dni zawsze wieczorem razem z Charlsem ćwiczyła swoją mutację, z którą w końcu się pogodziła po tylu latach.
***** ***
Kiedy Madison jak co dzień zajechała do rezydencji, zauważyła, że jest coś za cicho. Postanowiła pójść w głąb budynku i dopiero wtedy zaczęła słyszeć szmery rozmów, które z każdym krokiem robiły się głośniejsze, kiedy była blisko, zauważyła otwarte drzwi do laboratorium, od razu postanowiła tam zajrzeć, a jej oczom natychmiast ukazał się bałagan panujący w pomieszczeniu.

-Co tutaj się stało? – powiedziała po chwili Madison, zwracając na siebie uwagę pozostałych mutantów, którzy obrócili się do niej. Każdy miał w ręce żółty kostium. – Było jakieś włamanie? Coś zniknęło?

-Nie, wszystko jest w porządku, po prostu Hank był trochę bardziej zajęty niż zwykle. – powiedział Charles, a Madison zmarszczyła brwi, nie dopytując już więcej. – Trzymaj, to dla ciebie. – Charles podał jej podobny kombinezon do tych, co dostali pozostali, jej różnił się jedynie kolorem, ponieważ był granatowy.

-Hank ma zaskakująco dobrą pamięć. Jeszcze na początku mu mówiłam, że nie znoszę żółtego. – powiedziała Madison, biorąc od Charlesa kombinezon. – Ale nie powiem, ma gust, gdyby mu coś kiedyś nie wyszło z laboratorium, to mógłby zostać projektantem mody. – powiedziała Madison, powodując uśmiechy na twarzach innych.

Wszyscy rozeszli się w swoje strony, aby przebrać się w swoje kombinezony. Madison była pozytywnie zaskoczona, kiedy okazało się, że jej strój posiada również miejsce na broń. Kiedy Madison była w pełni przyszykowane na wszystko, co miało się stać, wróciła w miejsce, w którym mieli się spotkać, ku jej zaskoczeniu na miejscu nie było nikogo oprócz Charlesa.

-Wygląda na to, że tylko my umiemy być na czas. - powiedział Charles, zauważając idącą w jego stronę Harris.

-Dajmy im jeszcze chwilę, te kombinezony są trochę skomplikowane.

Charles zaśmiał się cicho po usłyszeniu jej słów i musiał przyznać jej rację, sam trochę się namęczył, żeby ubrać na siebie kombinezon stworzony przez Hanka. Później nastąpiła chwila ciszy, którą przerwał Charles.

-Więc nie lubisz żółtego?

-Nie, jest za bardzo jasny i przytłaczający, poza tym w dzieciństwie miałam żółty pokój, więc nie za dobrze kojarzy mi się ten kolor. - powiedziała Madison z lekkim uśmiechem. - Hank musiał to zapamiętać, kiedy rozmawialiśmy ostatnio. - powiedziała, wskazując na swój kostium.

-Granatowy do ciebie pasuje. - powiedział i przysunął się do niej bliżej, tym samym stając przed nią, a kiedy zauważył, że się zarumieniła, z uśmiechem dodał. - Różowy też ci pasuje.

Madison przewróciła oczami, jedynie się do niego uśmiechając, ponieważ nie miała zielonego pojęcia, co mogłaby mu odpowiedzieć. Na co dzień nie miała problemu z rozmową z Charlesem, jednak od jakiegoś czasu kiedy był tak blisko, miewała problemy z pobieraniem własnych myśli, już nie wspominając o tym, że jej serce biło jak szalone i chyba powoli zaczęła sobie zdawać sprawę, dlaczego tak się działo. Charles miał podobnie, jednak nie powiedział jej o tym nic, ponieważ nie wiedział, czy ona chce tego samego co on, czy też zupełnie czegoś innego.

Kiedy mieli się pochylić ku sobie, usłyszeli chrząknięcie zza ich pleców, kiedy się obrócili, zobaczyli, że wszyscy już czekają. Madison zawstydziła się, kiedy wszyscy na nich patrzeli i się głupkowato uśmiechali. Natychmiast zrobiła krok w tył, powiększając tym samym odległość pomiędzy nią a Charlesem.

-Jeśli potrzebujecie więcej czasu, to możemy poudawać, że nas tutaj nie ma. - powiedział Alex.

-Nie ma takiej potrzeby. - powiedziała Madison, próbując odzyskać swoją pewność siebie. - Mamy robotę do zrobienia i lepiej się za to zabierzmy.

Nikt nie zaprzeczył jej słowom i wszyscy zaczęli iść w stronę wielkiej hali, gdzie jak się okazało, znajdował się samolot. Całą grupą stanęli przed maszyną, podziwiając ją, kiedy nagle Raven zapytała:

-A gdzie Hank?

-Tutaj. - Jednocześnie odwrócili się w stronę głosu i zobaczyli wielką niebiesko puchatą istotę, idącą w ich stronę. Wszyscy mieli zdziwione miny, nie wiedząc, co się stało z Hankiem. -Serum nie zniszczyło komórek. Zamiast tego, wzmocniło je. Nie podziałało.

-Przeciwnie Hank. Nie rozumiesz? Właśnie tak masz wyglądać. - powiedziała Raven, będąc w swojej prawdziwej formie. -To jesteś ty. Koniec ukrywania.

-Nigdy lepiej nie wyglądałeś. - powiedział Erik, klepiąc Hanka w ramię, jednak to mu się nie spodobało i złapał Erika za gardło.

-Hank. - powiedział ostrzegawczo Charles.

-Nie kpij sobie ze mnie. - powiedział Hank do Erika.

-Hank puść go. - powiedziała stanowczo Madison, a na ton jej głosu, Hank od razu puścił Erika, który łapczywie łapał powietrze.

-Nie kpiłem.

-Wyglądasz bojowo. Mam dla ciebie nową ksywkę. Beast. -powiedział Alex.

-Umiesz tym pudłem latać?

-Oczywiście, że umiem. Jestem jego konstruktorem.


Kiedy wsiadali do samolotu, Madison czuła uczucie strachu, ponieważ nie lubiła latać samolotem, zdecydowanie bardziej wolała podróżować samochodem albo statkiem, jednak wtedy wiedziała, że nie ma wyjścia i musiała pokonać swój strach. Przed wylotem skontaktowała się również z Moirą, która osobno dotrze na miejsce w innym samolocie i będzie czekała na nich na miejscu w ukryciu.

Madison usiadła na jednym z siedzeń, zapinając pasy i zaczęła nerwowo bawić się palcami. Raven, która usiadła obok niej, złapała ją za rękę, zauważając jej strach i zaczęła ją pocieszać, że nie ma się co bać i wszystko pójdzie po ich myśli. Dziewczyna nie mogła jednak przewidzieć tego, co niedługo miało się wydarzyć.

--------------------------------------------

Hej, przepraszam, że długo mnie nie było, ale miałam kilka spraw do załatwienia. Nie miałam również pomysłu na ten rozdział, dlatego wygląda tak, jak wygląda. Powoli zmierzamy do zakończenia pierwszej części, ale jeszcze będą kolejne :-) Dajcie znać, jeżeli chcecie się coś zapytać, to chętnie odpowiem.

                                                  ~Kornelia.

Destined/Charles XavierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz