Rozdział 24

2.6K 123 23
                                    

Charlotte

– Gabriel?

Obserwując znikającą za oknem panoramę Chicago, poruszam się niespokojnie na swoim miejscu.

– Tak? – Widzę jak unosi brew, doskonale zdając sobie sprawę, o co chcę zapytać.

– Gdzie jedziemy?

Jest ciemno, a my jesteśmy kompletnie sami, gdyż z żadnej strony nie zauważam reflektorów innego samochodu, oprócz ochroniarzy Gabriela, którzy jak się dowiedziałam później – siedzieli w innej części samolotu.

– Wypadałoby się przespać – odpowiada, na co mam ochotę jęknąć, zirytowana.

– Racja, nie wpadłabym na to – sarkam, nie odrywając od niego oczu. – Ale może w bardziej cywilizowanym miejscu, skoro to dopiero nasza hm... ósma randka?

Męski śmiech przebija się przez cicho lecące w tle radio.

– Liczyłaś?

– Przestań – ucinam. Rozglądam się wokół, lecz nadal nie widzę niczego oprócz pustej drogi przed nami. Nie jedziemy szybko, co w mojej głowie sprawia, że jeszcze bardziej się stresuję.

– Musisz mi zaufać, Charlotte.

– Już to zrobiłam, wsiadając z tobą na pokład samolotu, ale teraz jestem lekko... – Urywam, gdy samochód skręca, a przed nami ukazuje się masywna brama, która chwile później staje otworem. Zaciskam palce na materiałowych spodniach, kiedy podjeżdżamy żwirową drogą do domu porośniętego bluszczem. Przez otaczające go drzewa nie można dostrzec nic więcej tylko wejście oraz prowadzące do niego schody.

– Mówiłaś, że chcesz trochę odpocząć od gwaru Nowego Jorku – mówi, wyłączając silnik auta. Zauważam tylko wychodzących ochroniarzy z drugiego SUV-a. Odwracam się do Gabriela.

– To już nie jest Chicago, prawda?

– Nie. – Uśmiecha się lekko. – Mój przyjaciel mieszka na obrzeżach.

– I... i pomyślałeś o mnie, bo mówiłam, że chcę odpocząć od Manhattanu? – tłumaczę chyba sobie. Do końca jeszcze nie rozumiem, co właściwie się dzieje.

– Cóż, ostatnio dużo o tobie myślę.

Wypuszczam całe powietrze, jakie mam w płucach. Nie mam pojęcia, co powinnam powiedzieć, dlatego w ogóle się nie odzywam. Na szczęście, to Gabriel przerywa kontakt wzrokowy i ciszę, gdyż wychodzi z auta. Zanim zdąży je okrążyć, by otworzyć mi drzwi, sama wysiadam.

W środku, całe szczęście panuje ciepło. W niewielkim pomieszczeniu przy wejściu, gdzie zostawiamy buty, zauważam wiszące płaszcze, kurtki oraz szafki wypełnione damskim, jak i męskim obuwiem.

– Ktoś tu mieszka? – pytam, gdy Gabriel zamyka drzwi, łapie mnie za rękę i prowadzi w głąb masywnego domu.

– Nie na stałe, ale zazwyczaj ktoś tu jest. Jakiś tydzień temu był tu mój brat z żoną.

– A teraz jest ktoś z twojego rodzeństwa?

– Jestem tylko ja i ty. – Zatrzymuje się w miejscu, przez co ja również staję przed nim. – I pani Julia, która zajmuje się domem.

– I twoi ochroniarze – dodaję cicho. Nadal nie mogę sobie wybaczyć, iż nawet nie zdałam sobie sprawy, że człowiek taki jak Gabriel, będzie miał swoich ochroniarzy. Szczególnie, kiedy ktoś odebrał mu ojca.

– Widzisz ich gdzieś tutaj? – Specjalnie rozgląda się na wszystkie strony. Śmieję się lekko.

– Nie o tym mówię.

Do I Know Me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz