My beloved angel

32 4 1
                                    

Zarówno Niebo jak i Piekło dało im spokój. Przynajmniej na razie. Dlatego też, teoretycznie, mogli spędzać ze sobą więcej czasu. Jednak tylko teoretycznie. Oczywiście Aziraphale miał i czas, i chęci, ale do spotkań z demonem brakowało samego demona. Innymi słowy, Crowley, przynajmniej chwilowo, zapadł się pod ziemię, a anioł nie miał pojęcia gdzie może być, co robi i co się z nim dzieje. Miał jednak nadzieję, że Piekło po niego nie przyszło, bo tym razem nie było by czasu na gumową kaczuszkę.

Aziraphale obrócił tabliczkę na przedniej szybie, która głosiła, że antykwariat jest już zamknięty.

Wyszedł z budynku, kierując się do ich ulubionego parku. Mając nadzieję, że może „przypadkiem" spotka swojego ulubionego, rudowłosego demona.

Przechodząc ścieżką w stronę ich ławki, kątem oka spojrzał na grupkę dzieci karmiących wodne ptactwo. Co prawda czasem ptak oberwał w pióra, przez co niektóre były wręcz udekorowane pieczywem, ale dzieci wydawały się być zadowolone.

Jednak Crowley'a jak nie było, tak nie ma. A ilekroć anioł do niego dzwonił odzywała się ta przeklęta sekretarka. „Hej, tu Anthony J. Crowley. Wiesz co robić. Zrób to ze stylem." Po kilkunastu razach, mógł na spokojnie przedrzeźniać się z tą pocztą.

Podsumowując, Aziraphale kompletnie nie miał pojęcia, co demon wyprawia, tym razem. Przecież nie wróciłby do piekła, no na pewno nie z własnej woli. I tego był absolutnie pewny. Jednak sam nie miał żadnego pomysłu co mógłby zrobić. No przecież nie wróci do Nieba i nie zapyta reszty czy czegoś nie wiedzą.

„Cześć, wiecie może co się dzieje z demonem-którego-z-całą-pewnością-nie- lubię-i-nic-mnie-z-nim-nie-łączy- Crowley'em? Ostatnio coś mało osób jest nieprzyjemnych w okolicy, zaczynam się trochę martwić."

Cicho jęknął z frustracji i bezsilności, po czym zdecydował się usiąść na ławce.

Jego myśli powędrowały do tego jak blisko była wojna, jak niewiele do niej brakowało, jak niewiele brakowało aby doszło do tego gdzie obydwie strony były by przekonane, że muszą wygrać właśnie one.

Czy był przerażony?

Jak najbardziej.

Aziraphale, naprawdę bardzo, polubił Ziemię. Te wszystkie ludzkie rozrywki, budowle czy samo jedzenie lub inne pomysły, aby urozmaicić sobie czas. Te wszystkie rzeczy były dla niego niezwykłe. Pomimo, że nie musiał jeść, nie musiał prowadzić antykwariatu. To robił to, ponieważ mu się to podobało, wciskając Gabrielowi kit, że nie chce wzbudzać żadnych podejrzeń. Oczywiście jest jeszcze Crowley.

Nie potrafił sobie wyobrazić, że musieli by stanąć po przeciwnych stronach. Niestety ani Niebo, ani Piekło by nie odpuściło. I nieważne, która strona by wygrała, szansa na to, że zobaczyli by się ponownie była znikomo, o ile w ogóle jakaś była. Bez znaczenie było również to, ile razy anioł zaprzeczał na temat jego relacji z demonem i tego, że go nie lubi, i nie zamierza polubić. Oczywiste było to, że nie tylko go lubi...

- Przepraszam, można się dosiąść? – przyjazny głos wyrwał anioła z zamyślenia.

- Oczywiście. – odpowiedział po krótkiej chwili i przesunął się, robiąc miejsce nowoprzybyłej osobie.

Starsza kobieta gdy tylko usiadła położyła torebkę obok siebie, a jej wzrok od razu skierował się w stronę dzieci, którym ewidentnie nie skończyło się jeszcze pieczywo i zamierzały zadbać o to, aby żadna kaczka nie była głodna.

Aziraphale jeszcze przez chwilę spoglądał na kobietę, bo intuicja podpowiadała mu, że zaraz zacznie rozmowę. Jednak nic takiego, przynajmniej na razie, się nie wydarzyło, bo była zajęta obserwowaniem dzieci. Dlatego też anioł mógł wrócić do swoich rozmyślań na temat pewnego rudowłosego demona. Może zrealizował swoje zamiary i wyjechał na Alpha Centauri?

Ineffable Story [Good Omens Oneshot]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz