IV

264 8 3
                                    

Zanim się obejrzałam dopadł mnie weekend co oznaczało, że w każdej chwili mogą przyjechać moi rodzice. Od rana sprzątałam w całym domu, podczas kiedy mój drogi braciszek miał jakiś indywidualny trening. Słuchałam muzyki, a sprzątanie szło mi naprawdę szybko. Łazienki były już umyte i wyszorowane do tego stopnia że można było się przejrzeć w kafelkach, mój oraz pokój gościnny zostały odkurzone, kurze starte, a pościel suszyła się na dworze. Przez głośno grającą Rihannę prawie nie usłyszałam dzwonka. Zatrzymałam piosenkę i ruszyłam w stronę drzwi.

- No już, już. - krzyknełam gdy dzwonek nie ustawał. Przekręciłam zamek i zobaczyłam Yamala.

- O, hej. - wykrztusiłam zdziwiona. - Co tu robisz? 

- Diego mnie przysłał. Mam ci pomóc ze sprzatniem. - chłopak uśmiechnął się pokazując lśniący aparat. 

- O to bardzo dobrze. Wejdź. - wpuściłam go szczęśliwa że mój brat nie do końca zostawił mnie samą z tym wszystkim. 

Chłopak ściągnął swoje czerowne jordany w przedpokoju i ruszył za mną do salonu. Był ubrany w białą koszulkę i szare dresy. Włosy miał nienagannie ułożone i tradycyjne pokręcone.

- To może zróbmy tak. - zaczęłam rzucając okiem na pokój. - Wszystkie drobiazgi pozbieraj i wrzuć do pokoju Diega, a ja się zajmę firankami.

Chłopak spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.

- Firankami?

- Moja mama naprawdę potrafi się wszystkiego przyczepić. - szybko wytłumaczyłam, na co Lamine odpowiedział skinięciem głowy. 

Pracowaliśmy w ciszy, tylko ja sobie nuciłam pod nosem. Stałam na krześle i zdejmowałam zasłony z drugieo okna, gdy podeszłam za blisko krawędzi siedzenia, które nagle mi odjechało. Zachwiałam się i pisnęłam cicho, co jednak usłyszał Yamal. Podbiegł do mnie i stanał podemną gotowy do złapania mnie. Powoli puściłam się karniszu, a chłopak złapał wolną rękę. Powolutku zaczęłam się opuszczać dopóki nie mogłam już bardziej rozprostować ręki.

- Puść się. 

- Porąbało? Nie chcę się rehabilitować z kolejnej kntuzji.

- Złapię cię.

- A jeśli nie?

- Złapię.

Pusciłam się zatem i wylądowałam w ramionach Yamala. Oddetchnęłam z ulgą gdy się zorientowałam że to koniec. 

- Dzięki. - poklepałam go po ramieniu gdy mnie odstawił na podłogę. 

Dokończyłam ściagnie firanek jednak tym razem bardziej uważałam. Nastawiłam ich pranie i włączyłam pralkę. Na koniec chłopak wszystko odkurzył i pomógl mi założyć zasłony.

Siedzieliśmy w kuchnii. On zmywał a ja starałam się cokolwiek ugotowac choć dobra w to nie jestem, a wręcz tragiczna. Pomimo tego spagetti wyszło nawet nawet. Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. 

- To pewnie Diego. - powiedziałam patrząc w stronę zegraka. 

- Pójdę otworzyć. - zaproponował Yamal i ruszył w stronę drzwi,.

Zamiast głosu brata usłyszałam kogoś innego.

- O, dzień dobry pani Rodriguez i panie Rodriguez. 

Zszokowana, że popełniłam przed chwilą tak tragiczny błąd pędem ruszyłam do Lamine. Zobaczyłam moich rodziców stojących w pełnym szoku. Ojciec (Pedro Rodriguez) miał już siwe wąsy i był technicznie rzecz biorąc łysy. Jego twarz wrażała może niepokój połączony z podejrzliwością. Mama (Margo Rodriguez) miała ścięte do ramion siwe włosy i brązowe okulary. Jej twarz natomiast wyrażała dziecięcą radość.

- Widzisz skarbie. - zwróciła się do taty. - Mówiłam, że tutaj znajdzie sobie jakiegoś ładnego i miłego chłopaka.

Co

- Nie, nie, nie. Diana nie jest moją dziewczyną. - chłopak zaprotestował rumieniąc się.

- Oj no błagam widać, że coś tutaj jest, tak między wami. - mama była upartą osobą.

- Lamine ma dziewczynę. - szybko i krótko uciełam rozmowę przewracając oczami. - I skoro to jest już wyjaśnione to może wejdziecie.

Mama posmutniała w przeciwieństwie do taty który się odrobinę rozpromienił. Oboje weszli do środka. Zaparzyłam herbatę i wszyscy razem usiedliśmy w salonie. Panowała nie zręczna cisza.

- Więc, Diana. - ojciec zwrócił się do mnie. - Jak idzie twoja rehabilitacja?

- Dobrze, od nie dawna mam treningi które zostały załatwione przez trenera. Mają mi pomóc w powrocie do kondycji. 

- Aha.

Znów nastała cisza, która trwała aż do przyjazdu mojego brata. Gdy tylko wszedł rodzice się ożywili. Yamal też wstał. Przywitał się z Diego, który mu podziękował za pomoc mi w sprzątaniu.

- To ja będę spadał.

- O nie, nie, nie. Stary co ty. Zostań na obiad.

Lamine zamyslił się i patrzył to na mojego brata, to na mnie, to na naszych rodziców.

- No dobra. 

Potem już ani razu nie było momentu żeby była cisza. Diego to dusza towarzystwa. Wszyscy go uwielbiają, osiąga sukcesy, ma dobrze płatną pracę. A ja? Łucznictwo to dawno zapomniany sport, mało kto w ogóle wie że istnieją Igrzyska. Dlatego dla rodziców to właśnie mój brat jest gwiazdą. Ja muszę harować cały czas żeby zarobić na ich respekt.

Czasem poprostu czuje się jak Monica Geller z tego serialu Przyjaciele. Wtedy sobie jednak przypominam że Monica szczęśliwie RAZ wyszła za mąż podczas kiedy Ross rozwodził sie trzy razy. To zawsze mi poprawia humor.

***

Zapadła już noc, Diego był zajęty rodzicami i na odwrót więc stwierdziłam że to moja szansa. Po cichu weszłam na górę, zabrałam kołczan i strzały i zeszłam na parter do ogrodu. Zza szopy wyturlałam tarczę i odliczyłam dokładnie 10 metrów bo na więcej ogród nie pozwalał. Cicho zamknęłam drzwi na taras i założyłam kołczan, ochraniacze i cięciwę na łuk.

Chwyciłam jedną ze strzał i założyłam ją na cięciwę, którą naciągnęłam do policzka. Wycelowałam i wypuściłam pocisk. Trafiłam jakieś 5 cm od środka. Kontynuowałam zabawę do momentu aż nie poczułam ostatniej strzały. Poprzednich 11 tkwiło już w kartonowym pudle -  wszystkie w złotym okręgu. Żadna jednak nie trafiła w środek. Chciałam żeby chociaż ta ostatnia tam poleciała. Naciągnęłam cięciwę i zaczęłam celować - o wiele dłużej niż w przypadku poprzednich. Po około minucie puściłam strzałę, która trafiła w środek tarczy.

Usłyszałam za sobą klaskanie. Gdy się obejrzałam zobaczyłam siedzącego na fotelu ogrodowym Yamala, który patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami lśniącymi sie od podziwu. 

- Wow. Brawo. - wykrztusił po dłuższej chwili.

- Dzięki, chociaż kiedyś o wiele lepiej strzelałam. - odparłam uśmiechając się.

Ruszyłam w stronę tarczy i wyciagnęłam z niej wszystkich 12 strzał. Wróciłam na taras i usiadłam obok Lamine. Siedzieliśmy w ciszy, nikt się nie odezwał. Widziałam jednak kątem oka jak chłopak na mnie patrzy. Nagle zobaczyłam błysk i uslyszałam grzmot. Po chwili zaczęlo padać więc żeby tarcza nie zmokła pobiegłam by ją schować. Zaczęłam jednak się ślizgać na mokrej trawie co uniemożliwiało jakikolwiek ruch.

- Czekaj pomoge ci. 

Chłopak podbiegł do mnie i razem wtoczyliśmy cel za szopę, by nikt nie zorientował się że strzelałam. Ściągnęłam tez kołczan i ochraniacze i wszystko wepchnęłam do niej.

Szybko ucieklismy z powrotem pod dach aby nie zmoknąć jeszcze bardziej. 

- Ej Lamine. - w drzwiach na taras zobaczyłam głowę mojego brata. - Moi rodzice zarządzili, że masz zostać na noc, bo nie chcą mieć ciebie na sumieniu jak piorun cie jebnie. I żadnych sprzeciwów.

Line and things that are pass it | Lamine YamalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz