Rozdział 6 " Rok Wcześniej"

50 9 0
                                    

Aiden

- Tak, o wszystkim pamiętam. - Tego dnia, miałem zdecydowanie za dużo do zrobienia. Nawet nie mogłem pójść spać o normalnej godzinie, bo Brooklyn do mnie wydzwaniał. Doszedłem do wniosku, że nie będę siedział w domu tylko pójdę do sklepu po fajki i piwo.

- Wiesz, że ja nie żartuje Aiden. Jeśli wygrasz zdobędziemy pełno kasy. Wyścig z mistrzem Tokio to coś wielkiego, musisz wygrać. Ludzie z Miami postawili kupę pieniędzy. - Wiedziałem, że wygram. Nie bałem się, nikt jeszcze nigdy ze mną nie wygrał. Brooklyn jak zwykle przeżywał, mimo że wiedział z kim rozmawia. Od trzech lat dzięki mnie zdobywał grube pieniądze i sławę. Nie mogłem nigdy niczego spierdolić, tak też było i tym razem.

- Ja nigdy nie przegrywam Brook.

- Wiem Devil, dlatego liczę na ciebie. - oznajmił, a następnie się rozłączył, tak zazwyczaj kończyły się nasze rozmowy i nie przeszkadzało mi to. Ten facet, czasem był mi jak ojciec. Martwił, troszczył się o mnie i pomagał. Doceniałem to.

Powoli dochodziłem do sklepu, wypiłem dziś już dwa drinki więc nie ryzykując zatrzymaniem przez jednego wkurwiającego glinę, o nazwisku Sorevi wolałem iść pieszo. Nienawidziłem tego faceta, od kilku lat wciąż na mnie polował i za cholerę nie mógł złapać. Czasem dobrze było mieć ludzi od brudnej roboty. Jednak, typ był na tyle zdeterminowany, że nie odpuszczał. Cały czas szukał. Często bawiłem się z nim w kotka i myszkę. Miałem znajomości w świecie policji, prawników i innych. Przez osiemnaście lat swojego życia wyrobiłem sobie reputację tak, że ludzie którzy wiedzieli jak wyglądam schodzili mi z drogi. Nie każdy wiedział jak wygląda Aiden Devil. Tylko wybrani, z przepustkami przychodzący na wyścigi. Moja kariera, znajomości i reputacja z dnia na dzień rosły. Można powiedzieć, że rządziłem połową tego pierdolonego miasta. Miałem też świadomość, że jeśli mnie zamkną połowa firm klubowych ze striptizem, czy innych, które opłacałem upadłyby. Czasem zastanawiałem się, co by było gdy nie śmierć mojej młodszej siostry, gdyby Brook się mną nie zajął. Kim bym był? Czy nadal bym żył?

Po około dwudziestu minutach doszedłem do sklepu, przy którym jak zawsze znajdowało się pełno młodych i pijanych ludzi. Widząc ich wszystkich, uśmiechnąłem się sam do siebie, bo większość miała po szesnaście, piętnaście albo siedemnaście lat. Żyli sobie bez problemów i innych gówien. Chodzili do szkoły i mieli plany na przyszłość. Mieli ambicję i plany, na które mnie kilka lat temu nie było stać. W sklepie nie było, za dużo osób. Wszyscy stali przed budynkiem. Jedyną osobą, którą tam dostrzegłem, była szczupła szatynka, która kupowała papierosy. Nie zwracając na nią uwagi, ruszyłem po dwa piwa, a następnie do kasy po Marlboro.

- Z kartą jest coś nie tak. - usłyszałem od szatynki. Miała znajomy głos, tak jakbym już gdzieś kiedyś go słyszał. - Przepraszam głupio mi, ale nie mam pojęcia co się dzieję. Możemy spróbować jeszcze raz? - spytała kobiety, która niecierpliwiła się za ladą. Dziewczyna nie wyglądała na więcej niż siedemnaście lat. Mogłem się założyć, że posiadała fałszywy dowód z resztą jak większość ludzi. Sam, taki miałem. Moja tożsamość, nie pozwalała na prawdziwe imię.

Gdy dziewczyna przyłożyła kartę jeszcze raz, znów dostała odmowę, widziałem, że sobie darowała i wyszła. Przeszła obok mnie do wyjścia, a ja dostrzegłem jej twarz. Byłem pewny, że skądś ją znałem. Nie wiedziałem tylko jakim cudem, może na wyścigu? Choć nie wyglądała na taką, która kiedykolwiek tam była. Powiedziałbym raczej, że dziewica z idealnego domu. Księżniczka bez skazy, a jednak tu przyszła i kupowała papierosy. Czyli pani idealna, nie była wcale aż taka perfekcyjna. W sumie czemu, czemu by nie zaryzykować. Lubiłem się bawić kobietami. Młoda i atrakcyjna szatynka do kolekcji, z czarnowłosą jeszcze nie spałem.

Life is brutal Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz