Coś we mnie zdechło

31 0 1
                                    

Nic tak nie przypomina człowiekowi że żyje jak dotyk na skórze krwi wroga, którego się właśnie zabiło. To równie dobrze mogłem być ja, ale jednak to był on.

To uczucie tak stare jak ludzkość. Czuli to wikingowie, Hunowie, pretorianie. Pierwotna, czysta i instynktowna radość, że dany osobnik przeżył i ma pewność że konkretny osobnik leżący pod jego stopami już tego nie zmieni. Właściwie to wręcz zwierzęce uczucie.

Nie zawsze taki byłem, ale zawsze lubiłem zwierzęta. Nawet miałem się zająć ich leczeniem, dostałem się na uczelnię. A wtedy zaczęła się wojna. Wówczas byłem przerażony. Teraz? Szczerze mówiąc nie chcę by się kończyła. Mało jest takich osób, ale to ich sprawa.

Przed tym, jak to mawia mój tata, koszmarem byłem bardzo wycofany i wrażliwy. Wszystko w sobie dusiłem. Tyle razy chciałem wybuchnąć, ale nie mogłem. Bo ktoś był silniejszy albo słabszy. Bo to może mieć konsekwencje. Bo komuś będzie przykro. Bo nie wypada.

Tu tego nie ma. Jak coś czuję mogę to szybko z siebie wyrzucić. A jak muszę się wstrzymać to potem na polu bitwy wyżyję się z nawiązką.

Na samym początku byłem przerażony, jak wszyscy. Do tego udzielał mi się strach rodziców. Zwłaszcza taty, z którym zostaliśmy przydzieleni do tej samej jednostki. On się cały czas nie może odnaleźć. Martwi go też to jak ja dobrze się odnalazłem. Jego myśli są jak korniki i wyżerają go od środka. A to o mnie się zawsze martwiono że jestem nadwrażliwy.

Takie osoby nie mają w szkole łatwo. Silniejsi instynktownie wyczuwają swoją przewagę i żerują na naszej słabości. Jak właściwie większość zwierząt. Nienawidziłem bycia dzieckiem czy nastolatkiem. Musiałem to jednak wszystko w sobie tłumić by „ nie zniżać się do ich poziomu". Albo bo „ chłopaki nie płaczą". Moje kurwa ulubione.

Człowieczeństwo to kłamstwo, które nas osłabia. Łatwiej panować nad społeczeństwem, gdzie wszyscy wiedzą co wypada i jak należy się zachować. A każdy sukces odnosi ktoś, kto złamał te święte prawa. Ale i tak usilnie staramy się tego nie dostrzegać.

Zwierzęta działają instynktownie i są w swoich działaniach szczere. Chyba dlatego je zawsze wolałem od ludzi. Jak byłem mały to musiałem dosłownie pogłaskać każdego psa. Szybko też wiedziałem kim chciałbym zostać gdy dorosnę.

Jednak nie było mi to dane. Nie żałuję. Choć z początku byłem przestraszony i marzyłem by znaleźć gdzieś jakieś odludne miejsce w lesie i sobie popłakać. Dosłownie zanieść się szlochem. Dać upust emocjom. Ale nie mogłem bo by mnie zaszczuli inni. Więc instynkt przetrwania trzymał mnie w ryzach.

Potem poszliśmy do boju. Pamiętam jak tata zabił pierwszego człowieka. Chodził struty chyba ze trzy tygodnie. Do dziś się w sumie z tego wylizał. Bardzo mi go było wtedy żal.

Jakiś czas później przyszła moja kolej. Podczas obrony pozycji stanąłem sam na sam z przeciwnikiem. On albo ja. Instynktownie strzeliłem. Padł na ziemię. Jakby na autopilocie oddałem drugi strzał w jego rękę by nie mógł sięgnąć upuszczonego karabinu. Podszedłem, on prosił by go dobić. Tak zrobiłem. Poczułem coś czego nie czułem nigdy. Wolność. I pierwotną radość z faktu że przeżyłem. Jak na skrzydłach zacząłem strzelać dalej. Dzień zamknąłem z bilansem czterech zabitych. U nas nikt nie zginął, głównie dzięki mnie. Dowódca bardzo był zadowolony, wszyscy dziękowali i gratulowali. Poza Tatą.

Takie docenienie przez grupę bardzo mi było potrzebne. Nawet nie wiedziałem jak bardzo. Poza tym strasznie polubiłem przemoc. Potem poniżanie. Mój popisowy numer to nasikanie twarz krnąbrnemu rannemu i dopiero po kilku minutach zastrzelenie go. Raz mnie jeden tak wkurwił że dostał w krocze. Długo się wykrwawiał. Jego jęki były w sumie przyjemne dla ucha.

Czasem myślę, że stałem się najgorszą wersją tych którzy mi dawniej dokuczali. Właściwie to mi nie przeszkadza. Widocznie by przeżyć musiałem wyewoluować w ten sposób. Chyba lepsze to niż bezsenność, płakanie po nocach i regularne upijanie się na umór. A to wszystko to stałe obrazki każdego wieczoru.

Tata się bardzo martwi mną. A nie wie wszystkiego. Pewnych rzeczy mógłby nie przeżyć.

Zawsze byłem bardzo nieśmiały wobec dziewczyn. Przez to nigdy żadnej nie miałem.

Z bronią w ręku i na terytorium wroga mogę mieć każdą. I mam. Dla wielu jestem pierwszym mężczyzną, dla większości ostatnim. Przecież po wszystkim mogą mnie podejść z zaskoczenia. Albo zgłosić komuś nasze pozycje. A co do pozycji to nie będę wchodził w szczegóły. Jednak przez swoją tendencję do przemocy raczej nie nazwałbym tego kochaniem się.

Coraz rzadziej dopada mnie refleksja że postępuję niewłaściwie. Właściwie to już nie dzieje się nigdy. Coś we mnie zdechło. A ja już chyba przywykłem do zgniłego fetoru truchła we mnie. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 31 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Coś we mnie zdechłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz