Rozdział VIII

181 16 69
                                    

Wiedziałem, że to co miałem zrobić było złe. Wiedziałem, że to mogło całkowicie zniszczyć moje szanse na zdobycie zaufania innych. Wiedziałem, że było to żałosne i samolubne, ale propozycja Vladimira była kusząca. Nie zrozumcie mnie źle, ale wydawał się być szczerym zapraszając mnie.

Nie uważałem tego za zdradę w stosunku do całej reszty. Przecież nie byłem stąd. Pasowałem tu jak ryba do pustyni i byłem tego całkowicie świadomy. Inni zapewne myśleli tak samo.

Szybko wstałem z posłania. Miałem około pięciu godzin zanim Sol wstanie i obudzi słońce. Musiałem zdążyć. Po prostu musiałem. Zabrałem świece ze stolika w kuchni. Wątpiłem, że były tu zapalniczki, albo chociażby zapałki. Końcowo opuściłem chatę ze zgaszoną świecą.

Doskonale wiedziałem gdzie będą na mnie czekać. Jaskinia obok morza była idealna. Byłem tam maksymalnie trzy razy. Wszystkie te razy były przypadkiem, gdy nie ogarniałem jeszcze zbytnio okolicy i zdarzało mi się tam przypadkiem wejść, a raz nawę spać. Ten raz był jednak całkowicie inny.

Okolica była ciemna i obawiałem się tego co mogli czaić się w lesie obok. Bram ognia trochę mnie kołował. Jednak nie byłem całkowicie bezbronny. Takim idiotom to jeszcze nie byłem. Wziąłem ze sobą miecz Victora. A raczej MÓJ miecz.

Vladimir mówił, że nie mają złych zamiarów. Interesowały ich wyłącznie interesy. Nie wiedziałem jeszcze o jakie interesy mogło mu chodzić. Wiedziałem jedynie, że chcieli pogadać z kimś miejscowym. Tak, tak wiem, że nie byłem miejscowym, ale naprawdę chciałem sobie coś dorobić. Ktoś taki jak oni zapewne mieli masę skarbów, a jakąś setna część mogłaby zacząć należeć do mnie.

Brzmiało to cholernie egoistycznie. Jednak chciałem być kimś. Chciałem pokazać się z jak najlepszej strony. Chciałem być kimś przed Gabrielem. Chciałem się dobrze ubrać i kupić sobie buty. Czułem się niezręcznie gdy patrzyłem na niego podczas targów. Gdyby tylko był dziewczyną.

Chciałem tak wiele, a nie byłem w stanie nic zaoferować.

Nic się nie zmieniło. Ten świat mnie nie zmienił.

Powoli wszedłem do środka. Widziałem płomienie, słyszałem śmiechy i wiele głosów, które śpiewali piracką piosenkę. Widocznie dobrze się bawili. Czy powinienem był przerywać? Wahałem się krótką chwilę, jednak zebrałem się na odwagę i powiedziałem cicho:

- Halo? Już jestem.

Wszystkie głowy automatycznie skierowały się w moją strone.

- Zaczęliśmy już myśleć, że zrezygnowałeś. - powiedział Falco odkładając na bok instrument przypominający ukulele.

- No coś ty. Takiej okazji bym nie zaprzepaścił. - odparłem pośpiesznie. - Zamieniam się w słuch. - usiadłem na jednej z większych skał.

- A no słuchaj. - zaczął Vladimir, który podniósł się ze swojego miejsca. - Tak jak i ty potrzebujemy forsy. Może i mamy wiele skarbów, ale to jeszcze za mało. - mógłbym przysiąc, że w jego oczach pojawił się złoty blask.

- A ty jesteś w stanie go dla nas zdobyć. - dokończył Terry.

- Mam kraść? - zapytałem nieco zniesmaczony tym, że moja misja miała być kradzieżą.

- No coś ty. - zaprzeczył Falco, który jakimś patykiem zdrapywał coś z podeszwy buta.

- Ty tylko coś pożyczysz. - dokończyła za niego Sky z szerokim, lekko przerażającym uśmiechu.

- Pożyczę? Co takiego?

- Koronę księcia. - zakończył Vladimir.

Zapadła niezręczna cisza. Załoga spojrzała zaskoczona na swojego kapitana, tak jakby na początku wcale nie chodziło o koronę.

Po drugiej stronie lustra || Inazuma Eleven GoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz