3. Spotkanie z Iron Manem

111 7 0
                                    

Peter pisał z Wandą przez ćwiartkę patrolu czyli 2 godziny i 23 minuty. Pisaliby dłużej jednak
Maximoff musiała kończyć. Przez ten czas bardzo się polubili. Można nawet powiedzieć że stali się internetowymi psiapsi.

Odłożyłem telefon do kieszeni w stroju po czym stwierdziłem że pogadam sobie z Karen.

- Karennn. - cisza - Karen. - znowu cisza. - Karen!

- Peter noo nie drżyj się przypominam że wciąż jestem na ciebie zła.

- Karen no nie przesadzaj dobrze wiesz że zabroniłem ci tak robić a ty i tak mnie poraziłaś.

- Ojeju wielki księciunio się znalazł. Inaczej byś się nie obudził. Było trzeba iść wcześniej spać a nie o 3!!

- Przepraszam bardzo ale to ty mnie obudziłaś mówiąc bym zdjął st...

- ekhem - usłyszałem za sobą przez co ze strachu podskoczyłem i gdyby nie to ze mogę chodzić po ścianach już bym leżał na chodniku. - Przepraszam że cię wystraszyłem pajączku. Nic ci nie jest? - wtedy zauważyłem że tym kimś nie był żaden przestępca jak się do myślałem a sam iron man.

- Nie, nie nic mi nie jest. - zapewniłem szybko stając przed nim.

- Przemyślałeś naszą ofertę? - spytał Stark. Pokiwałem głową.

- Tak, przemyślałem... Wolę zostać przyjaznym pajączkiem z sąsiedztwa. - Tony westchnął z rezygnacją.

- Dobrze ale może dasz się chociaż zaprosić do wieży? Na noc albo na jakiś wspólny trening?

- Wie pan mam zajęty grafik do końca wakacji więc...

- No nie daj się prosić.

- Dobrze.. - westchnąłem. - zostanę na noc ale z samego rana się zmywam.

- Ty się przypadkiem nie zacharujesz dzieciaku?- spytał na co tylko pokiwałem głową na nie chodź w głębi duszy wiedziałem że w końcu tak się stanie. - A co powiesz na mały wyścig? Kto pierwszy dotrze na dach wieży wygrywa.

- No okej... - ustawiliśmy się w jednej linii - Raz.... Dwa.. Trzy!

Pan stark poleciał a ja wyskoczyłem z dachu i zacząłem chuźdać się po sieci. Po około 3 minutach byłem już na dachu jednak nie widziałem nigdzie pana Starka. Czyli ja byłem pierwszy. Usiadłem na krawędzi wieżowca i czekałem. Po 2 minutach przyleciał.

- Co.. Jak ty... Tak szybko? - Tony był naprawdę zdziwiony. Ja jednak tylko uśmiechnąłem się pod maską czego nie był w stanie zauważyć.

- Dobrze nie ważne chodź balkonem wejdziemy. - Tak jak powiedział Pan Stark tak zrobiliśmy.

Weszłyśmy balkonem do salonu gdzie na kanapie siedział Clint z Nataszą a w kuchni coś gotował Steve. Kiedy nas zauważyli przerwali rozmowę.

- Oo część czerwony - przywitała się Romanoff. Po czym wstała i podeszła się przytulić.

- Hej Romanoff. Hej wszystkim. - Steve i Clint odpowiedzieli tym samym.

- Pajączek zostanie dziś na noc. - powiedział Tony po czym zdjął zbroje i wysłał ją jak się spodziewam do warsztatu.

- Jeśli oczywiście nie macie noc przeciwko - dodałem szybko. Nie chciałbym robić nikomu kłopotu swoją obecnością.

- Oczywiście że nie mamy noc przeciwko- powiedział Clint.

Stark i Natasha skierowali się na kanape ja nie chcąc stać tam jak kołek też ruszyłem w tamtą stronę. Jednak zanim na nią dotarłem zatrzymałem się i spojrzałem w stronę Steve'a.

- Pomóc Ci? - spytałem a wszyscy na mnie spojrzeli.

- Mi? - spytał kapitan.

- No.... Tak. - trochę się zmieszałem.

- I widzicie!! - krzyknął na co ja się wzdrygnąłem. - W końcu ktoś spytał!! Dzieciak jest u nas pierwszy raz i umiał się spytać czy mi pomóc w gotowaniu dla was żarcia a wy przez 2 lata ani razu!!! Ani razu nie spytaliście.

Reszta tylko westchneła i zaczęła rozmowę o planach na następny
weekend.

- To... Pomóc czy nie? - spytał Peter chodź bał się że może zabrzmiało to chamsko.

- chodź młody. - powiedział Stev i pokazał mu ręką by podszedł.

Peter podszedł do kapitana i dopiero teraz zauważył że Steve był w fartuchu w żabę. Tak wielki avengers który jest bohaterem dla połowy albo nawet całego świata nosi fartuch w.... Żabę.

Peter podszedł do kuchcika i spytał w czym pomóc a mężczyzna dał mu za zadanie mieszać raz mięso a raz makaron. Po chwili jednak odezwała się Karen.

- Spider-manie - odezwał się głos w jego masce a wszyscy obecni Avengersi spojrzeli zdezorientowani na Petera.

- Tak Karen? - brunet starał się zignorować spojrzenia.

- Świetnie ci idzie to mieszanie ale na ulicy Konidskiej 76 jest obrabowywany bank. I chciałabym jeszcze dodać że nadal jestem zła.

- Przepraszam ale muszę na chwilę wyjść wrócę gdy ogarnę ten bank. - powiedział po czym zaczął się kierować na balkon.

- Poczekaj chwilę pomożemy ci - powiedział Stark i wszysycy zaczęli wstawać. Na co Peter od razu zaaragował.

- Nie, nie to zwykły napad poradzę sobię. - kiedy widział że nikt go nie posłuchał dodał. - proszę.

- Ehh dobrze zostaniemy - powiedziała Romanoff - ale gdyby tylko coś poszło nie tak masz nas powiadomić a my ci pomożemy. - tym razem miała poważny wyraz twarzy.

Peter tylko zadowolony zasalutował. I wyskoczył przez balkon. Avengersi się przestraszyli jednak po chwili przypomnieli sobie że pajączek ma sieci którymi pewnie zawiesił się na jakimś budynku.

.
.
.
.

Początek: 12.10
Koniec: 14.43

769 słów

Podoba się? 😍😗

Nasze bubu 💓 // chat avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz