6. Rany

101 7 1
                                    

W warsztacie Starka przeprowadziłem jeszcze parę eksperymentów między innymi jak reagują na siebie dane czynniki. Nikt ani razu nie zajrzał do pomieszczenia dzięki czemu byłem naprawdę bardzo wdzięczny.

Po około 2 godzinach wszedłem do windy i z jechałem na piętro mieszkalne oczywiście po solidnym sprzątaniu. Nie, nie, nie. Tylko nie to. Wybiegłem z windy następnie po sekundzie byłem w salonie gdzie był Stark i Romanoff.

- Która godzina?! - spytałem już naprawdę poddenerwowany. Oby dwoje spojrzeli na mnie zdezorientowani.

- Emm... 17 ... Nie.... 16.38- powiedział Stark bo głębszym zastanowieniu i spojrzeniu na zegarek. Nie dobrze.

Odszedłem na korytarz. Tak by mnie nie słyszeli.

- Karen zadzwoń do Pana Frindas. - po chwili usłyszałem charakterystyczne pikanie.

- Halo słucham? - powiedział głos po drugiej stronie.

- Em dzień dobry z tej strony... - dodałem ciszej - Parker wiem że na ostatnią chwilę ale chciałbym wziąść na dziś wolne.

- żartuje sobie pan?! Najpierw nie pojawia się pan panie Parker w pracy a potem dzwoni do mnie chwilę po zaczęciu zmiany że się pan nie pojawi to niby kogo mam dać na zastępstwo?! - westchnąłem tylko z rezygnacją i położyłem ręce na głowie czego od razu pożałowałem ponieważ poczułem jak otwiera mi się dzisiejsza rana więc szybko odłożyłem ją w dół. Zacząłem chodzić po cholu w kółko.

- A może Hartep on zawsze chętnie bierze zmiany.

- przypominam że pan Hartep ma urlop ponieważ jest na wyjeździe rodzinnym.

- Dorley.

- Przed chwilą skończył swoją 12 godzinną zmianę.

- Nabled.

- Nigdy za nikogo nie bierze.

- A pan nie mógłby? - spytałem naprawdę cicho bojąc się odpowiedzi.

- Wie pan co.... - nie błagam tylko nie to. - ZWALNIAM PANA. - powiedział po czym się rozłączył.

- No żesz kurwa!! - krzyknąłem i walnąłem z pięści w ścianę a w niej zrobiła się wielka dziura.

- Spidey spokojnie wyczuwam u ciebie niebezpiecznie podwyższone tętno. - powiedziała zmartwiona? Karen.

- Nie musisz się martwić Karen nic mi nie jest i nie będzie. - powiedziałem przez zaciśnięte wargi.

- Jeśli dla ciebie to jest nic to nie wiem co cię w końcu przekona że z to..

- Zamknij się! Zamknij się Karen. Bo inaczej cię wyłączę.

Po chwili do cholu zbiegli się Rogers, Maximoff, Stark i Romanoff. Wszyscy spojrzeli najpierw na mnie później na dziurę. - Przepraszam. - dodałem bardzo cicho. - mogę ją naprawić. Kupię materiały i wszystko naprawię. Panie Stark naprawdę bardzo przepraszam. Nie powinienem. Przysięgam się pokryję wszystkie kosz...

- Spokojnie oddychaj. Kogoś zlecę do tego nie kłopocz się tym. Spokojnie dzieciaku. Chodź pokaże ci gdzie jest twój pokój. - Stark pokazał reszcie by coś z tym zrobili. Szczerze chciałem iść do tego pokoju byłem już taki obolały. Wszystko mnie bolało. Dotarliśmy do pokoju ja wszedłem do środka a pan Stark został na zewnątrz.

- Proszę pana... Przepraszam.. - powiedziałem cicho patrząc na swoje boty w sumie na buty pokryte strojem.

- Dzieciaku naprawdę nic się nie stało.

- Właśnie że stało bo nie umiem nad sobą do cholery panować. - powiedziałem podwyższonym głosem lecz mniejszym niż krzyk. - Przepraszam...

- Co się stało? Co się stało że walnąłeś w cholu pięścią w ścianę? - spytał spokojny i opanowany Stark.

- Nic. Nie ważne. - zauważyłem że nie uznał tego za wytłumaczenie. Westchnąłem - Wylali mnie.

- Skąd?

- Z pracy - odpowiedziałem cicho.

- To może pracuj u mnie? Przepraszam że to zrobiłem jednak jak siedziałem w salonie zaczęło mi się nudzić to odpaliłem na chwilę podgląd z kamery. Jesteś naprawdę nie zły w fizykę. Przydałbyś się mi.

- Przepraszam ale... Muszę odmówić. Jestem trochę zmęczony mógłbym ... Już? - powiedziałem i wskazałem ręką za siebie.

- yy.. Tak, tak jasne tylko mam jeszcze jedno pytanie kim jest Karen? - powiedział Stark na co się zaśmiałem był w tym ułamek szczerości to i tak jest rekord.

- Może kiedy indziej o tym pogadamy. - odpowiedziałem z uśmiechem czego nie mógł zauważyć. Następnie zamknąłem drzwi na klucz od środka.

W końcu sam... Podszedłem do okna które było za łóżkiem na całą ścianę. Otworzyłem na oścież dwa okna które były przy sobie przez co natychmiast poczułem jak wiatr opatula moje ciało przez co zrobiło mi się fajnie zimno. Mimo że miałem w stroju możliwość grzania wiedziałem że dziś nie skorzystam z niej.

Oparłem się plecami o drzwi od pokoju i z jechałem po nich.

- Karen... Przeoraszam. Naprawdę bardzo cię przepraszam nie chciałem. - czułem się winny i to bardzo

- Spokojnie Peter nic się nie stało. Poprostu zafundowałeś sobie kolejną pobudkę prądem.

- Ehh.. Dobrze zasłużyłem sobie. Ale tak czy inaczej naprawdę cię przepraszam. Proszę nie miej mi tego za złe.

- Peter naprawdę nie mam ci tego za złe. - i dodała ciszej - Mam tylko ciebie Peter.

- Jesteś niesamowita Karen.

- Jakbym tego nie wiedziała - westchneła a ja się zaśmiałem. Krótko ale szczerze. Wstałem z podłogi i wyszedłem z pokoju w poszukiwaniu jakiejś łazienki.

Przez 4 minuty krążyłem wokół bez końca. Zgubiłem się.

- Jarwis. - odezwałem się przypominając sobie o sztucznej inteligencji Pana Starka.

- Tak Spider-manie? - spytał jak zawsze elegancko i z szacunkiem.

- Gdzie... - do czego ja się zniżyłem? By pytać SI jak trafić do łazienki. - Gdzie jest... - westchnąłem. - Gdzie jest łazienka?

- Musi pan iść cały czas prosto następnie przy najbliższym rozwidleniu w lewo i dojdzie pan do salonu. Następnie przy windzie po prawej zauważy pan białe drzwi.

- Dziękuję Jarwis.

.
.
.
.

Początek: 06.01
Koniec: 16.42

831 słów

No to jak narazie mamy rekord 3 rozdziały w jeden dzień 🤩.

Podobało się??

Nasze bubu 💓 // chat avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz