4. Bank

105 5 5
                                    

Kiedy dotarłem na właściwą ulicę zacząłem szukać wzrokiem bank. Kiedy już go znalazłem przez szklane drzwi zauważyłem jak ludzie leżą na podłodze z rękami na głowie. Zawiesiłem sieć na dachu budynku nad bankiem i zsunąłem się z wieżowca na którym dotychczasowo siedziałem. Poleciałem bezpiecznie na dół i stanąłem na chodniku.

- No to zabawne czas zacząć. - powiedziałem sam na siebie.

Po drugiej stronie ulicy zauważyłem pachołki więc przyciągnąłem je do siebie i rozłożyłem po trzy z nich na jedną część ulicy przy banku dzięki czemu miałem nadzieję że żadnemu przechodniowi nic się nie stanie. A mogę szczerze przyznać że zrobił się niezły tłum.

- Raz... Dwa... Trzy! - powiedziałem sobie po cichu a następnie z kopa rozwaliłem drzwi i natychmiast nic przestępca który pilnował ludzi zdążył coś zrobić zakleiłem mu ręce i buzię ale tak by mógł oddychać siecią. - O jejku chyba.. - pokazałem ręką na swoje usta pod maską. - ...chyba coś tu masz.

Mężczyzna już biegł do mnie chodź nie wiem co mi chciał w takim stanie zrobić ale tak czy inaczej nie zdążył ponieważ zakleiłem go jeszcze bardziej i teraz był cały w kokonie i tylko wystawała mu głowa i stopy więc padł na podłogę.

- Ale tak dla poprawy humoru pamiętaj że z kokonu zazwyczaj wychodzi piękny motyl. Chodź w porównaniu z twoją obecną sytuacją wydostanie się tylko brzydka ćma ale... Pomińmy to. - zaśmiałem się przy czym machnąłem ręką. Mężczyzna jeszcze próbował się wydostać z sieci jednak wyglądało to jakby wykonywał jakiś mega dziwny taniec.

Pokazałem ludzią żeby jak najszybciej wychodzili póki każdy nie wyszedł nie opuściłem ich. Kiedy nikogo już nie było poszedłem dalej tam gdzie trzymają pieniądze. Czyli do skarbca. Kiedy już tam byłem dwóch rabusiów pakowało najpierw sztabki złota a później banknoty do torby.

- ekhem. - odsząknołem a mężczyźni spojrzeli w moją stronę i wyciągali już pistolety. Kiedy były one wystawione e moją stronę upadłem na kolana. - o nie o nie. Pomocy! - krzyknąłem i podniosłem ręce w geście obronnym - tylko nie to - powiedziałem płaczliwym głosem a złodzieje spojrzeli na siebie zdezorientowani. W końcu nie wytrzymałem i zaniosłem się głośnym śmiechem. Tyle że suchym. Nie takim szczerym. Nie odkąd umarli... Oni. - Dobra teraz szczerze poddajecie się czy idziemy w bardziej drastyczną stronę? - powiedziałem po czym wstałem a oni jeszcze bardziej po grozili mi bronią. W końcu wyłążyłem ręce by ich zakleić w sieci jednak tylko ta z prawej wystrzeliła. Przez co jeden z mężczyzn upadł na podłogę zaklejony. Spróbowałem jeszcze raz tym razem z 2 strzelić do jednego. Znowu się nie udało. Nie. Nie teraz. Na serio?! Gość strzelił do mnie jednak dzięki swoim zmysłą uniknąłem kuli. Jednak... Poczułem jak rana z przed 2 dni się otwiera. Rana na plecach zadana nożem teraz krwawiła na gazę następnie bandaż i ostatecznie na kostium. Powiem szczerze. Zabolało. I to bardzo.

Następnie wystrzelił jeszcze 7 kul każda o minąłem z ogromnym bólem jednak starałem się o nim nie myśleć. 2 rany mi się otworzyły jedna na plecach i jedna na nodze. Ta na nodze jest po jednej z misji gdzie nie udało mi się ominąć kuli więc ona wleciała mi w nogę. To tak bardzo bolało nawet moja zwiększona regeneracja nie pomagała. Kiedy mężczyźnie skończyły się kulę byliśmy metr od siebie. Złodziej wyjął nóż z buta i zamachnął się by przeciąć całą szerokość mojego brzucha jednak udało i się odsunąć od noża na bezpieczną odległość.

- uu nie ładnie tak. - powiedziałem rozbawionym głosem jednak nie było tu nic do śmiechu. I dobrze o tym wiedziałem.

Mężczyzna spróbował znowu tym razem jednak mu się udało tylko że nie mój brzuch a przejechał mi nożem wzdłuż ręki. Byłem na siebie za to zły. Za mój brak dokładniejszej uwagi. Byłem za to wręcz wściekły. Zacisnąłem usta w cięką linie czego on nie mógł zobaczyć. Widziałem jego chytry uśmieszek. Żarty się skończyły. Kiedy znowu próbował mnie dźgnąć zrobiłem unik i kopnąłem go w rękę przez co nóż z jego ręki wyleciał na podłogę a mężczyzna nie miał już się czym bronić.

- no to dobranoc - powiedziałem i walnąłem go pięścią w twarz przez co stracił przytomność.

Upewniłem się że żadnego bandyty już nie ma ani żadne pieniądze nie zniknęły i wyszedłem z budynku a że nie miałem swoich sieci na widoku około 300 osób gdzie połowa wszystko nagrywała uczepiłem się ściany i wszedłem tak na dach a następnie pokierowałem się w stronę wierzy stark indastries. Stanąłem przez wierzą ludzie się od wracali w moją stronę jednak nie zwracałem na to uwagi. Zbliżyłem się do szyby i zacząłem po niej wchodzić do góry ludzie którzy byli w swoich biurach od wracali się w moją stronę i patrzyli na mnie z zupełnym zdziwieniem.

.
.
.
.

Początek: 22.07
Koniec: 00.59

770 słów

Jestem naprawdę zawiedziona wcześniej napisałam trzy... TRZY rozdziały były już gotowe nawet je dodałam ale później stwierdziłam że to jest kiczowate i Peter wychodzi na bardzo słabego. Więc musiałam tym rozdziałą cofnąć publikację. Jestem tak zła cały dzień pisania poszedł na marne około 2000 słów. 😭😭

Podobało się?? ☹️

Nasze bubu 💓 // chat avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz