9.

39 5 0
                                    

Jesienna pogoda umilała życie każdemu, kto miał w planach podziwiać ją na błoniach. Harry i Ron dopracowali plan pikniku i zaczęli go po mału realizować. Znaleźli klimatyczne miejsce nieopodal jeziora. Widok był piękny. Ciepłe barwy liści lały się ze wszystkich stron. Woda nie zostawała im dłużna odbijając malowniczy pejzaż w swojej tafli. Chłopcy przemyśleli wszystko. Przygotowali miękki koc w szkocką kratę i rozłożyli go na pożółkłej trawie. Harry poprosił skrzaty o upichcenie czegoś smacznego. Zadbał również o dwa kufle ulubionego kremowego piwa Hermiony. Koszyk z tą zawartością został postawiony na środku koca. Ron zaś ozdobił miejsce woskowymi świecami, dodając niepowtarzalnego klimatu.
– Stary, ten pomysł jest idealny! – odparł Ron, podziwiając to co zrobili. – Jakim cudem ty jeszcze nie masz dziewczyny? Ja bym się zakochał od razu, gdyby ktoś przygotował coś takiego dla mnie.
Harry zbity z tropy nagłą myślą przyjaciela postanowił odpowiedzieć dyplomatycznie.
– Miejmy nadzieję, że Miona będzie miała takie samo zdanie o tobie.
Rudowłosy podszedł do Harrego i poklepał go po ramieniu.
– Dzięki stary. Trzymaj kciuki, żeby się udało.
– Od dawna trzymam. – zaśmiał się.
– Dobra idę po Hermionę... A ty, co będziesz robić w tym czasie?
– Pracę domową od Horacego. – odrzekł, a na jego twarzy pojawił się grymas. – Ale nie przejmuj się mną, baw się dobrze. – dodał i wyruszył w stronę Hogwartu.
Postanowił przejść się jeszcze chwilę po błoniach. Z oddali dostrzegł Rona prowadzącego Hermionę do przygotowanego miejsca. Uśmiechnął się pod nosem i zacisnął kciuki. Wiedział, że im się uda. Niestety tej pewności nie mógł mieć w swojej sytuacji. Patrząc na zakochane młode pary, które nie boją się okazywać sobie uczuć publicznie, czuł zazdrość. Bycie wybrańcem ma swoje konsekwencje. Najczęściej takie, że tracił ludzi na których mu zależy. Do tego zakochał się w swoim wrogu, który jest chłopakiem. Same problemy. Jednak Harry nie byłby sobą, gdyby chociaż nie spróbował przeciwstawić się losowi. Co prawda nie był z Malfoyem, ale nie ukrywał przed sobą, że bardzo by chciał.

Zielonooki zaszył się w bibliotece, by zrobić zadanie domowe z eliksirów. W myślach dziękował Merlinowi, że zdobył tajemniczą książkę. Za jej pomocą mizerne wypracowanie, które usiłował napisać, nie było takie złe. Tak bardzo skupił się na rozwiązywaniu kolejnych zadań domowych, że nawet nie zauważył kiedy obok niego usiadła postać.
– Udajesz, że się uczysz, Potter?
Harry wzdrygał się usłyszawszy głos szarookiego ślizgona obok siebie.
– Na Merlina! Człowieku nie strasz mnie. – wyszeptał półgłosem.
Draco uśmiechnął się smutno i odchylił głowę do tyłu, opierając ją o ścianę. Wybraniec zauważył, że coś gryzie chłopaka. Zamknął książkę i przysunął się do niego lekko.
– Co jest? – mruknął.
– Lepsze pytanie, co nie jest.
Harry milczał czekając na rozwinięcie zagadkowej odpowiedzi ślizgona.
– Muszę zrobić coś strasznego Harry. – powiedział poważnie. – Wiem. Mówiłem, że teraz nie dam Ci spokoju, ale chyba mi... Chyba mi trochę za bardzo na tobie zależy. – męczył się mówiąc o swoich uczuciach.
Gryfon poczuł gulę w gardle. Podświadomie wiedział do czego zmierza blondyn.
– Chodzi o to, że po tym co muszę zrobić, nie dam rady się z tobą widywać. Lubie Cię Potter, serio. – Draco zaczął się irytować tym, że nie może przejść do sedna. –Kurwa. Chodzi mi o to, żebyśmy dali sobie spokój. Opanowałem emocje i doszedłem do wniosku, że to naprawdę nie ma sensu. Nie róbmy sobie nadzieji. –westchnął.– Tyle chciałem Ci powiedzieć.
Harremu zaszkliły się oczy. Złapał delikatnie chłopaka za dłoń i wziął głęboki oddech, by móc cokolwiek z siebie wydusić.
– Ale przecież... Przecież Ci mówiłem, że chcę zbudować z tobą relacje. Jestem gotowy na cierpienie. – mówił cicho.
Draco ścisnął mocniej dłoń bliznowatego.
– Też wiele rzeczy mówiłem. – szeptał. – Ale tylko pomyśl o tym. Wyobrażasz sobie jakiekolwiek dobre zakończenie? Wyobrażasz sobie nas razem w przyszłości? Ja nie. Niestety nie. Może chciałbym, jednak to nie wyjdzie. – Odwrócił wzrok nie chciał patrzeć na chłopaka. Najchętniej rzuciłby się na niego i nigdy nie wypuścił z objęć. Nawet nie pomyślałby o daniu spokoju z gryfonem, gdyby nie wiadomość od ojca, w której była groźba zbadania wspomnień jeżeli nie weźmie się w garść. Nie mógł na to pozwolić.
– Tak, ja nas sobie wyobrażam... Kiedyś w przyszłości...– powiedział Harry, a łza spłynęła po jego policzku niczym jesienna kropla deszczu.
– Masz bujną wyobraźnię w takim razie. – odparł sucho chłopak i wstał, puszczając tym samym rękę zielonookiego. – Jesteśmy skazani na bycie wrogami. – starał się mówić zachowując zimny ton, jednak głos załamał mu się pod koniec.
Harry nic nie odpowiedział, zakopał się w swoich myślach. Wiedział, że będzie cierpiał, ale nie spodziewał się, że tak bardzo. Poczuł autentyczny ból w klatce piersiowej. Starając się ukryć swoje uczucia, schował twarz w łokciach i położył je na drewnianym, bibliotecznym stole.
Malfoy nie słysząc odpowiedzi, szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia.
Gdy Harry poczuł, że ślizgona nie ma w pobliżu, łzy same zaczęły nadmiernie napływać mu do oczu. Pomyślał, o tym że jego przyjaciele najpewniej cieszą się wspólnymi romantycznymi chwilami, a mu nie jest dane zaznać tego szczęścia. Pogrążył się w rozpaczy, wypłakując gorzkie łzy. Jedynymi świadkami tego zdarzenia były stare podrapane książki na dębowych regałach w cichym, ciemnym kącie szkolnej biblioteki.

Skazani na siebie (Drarry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz