3.

80 6 0
                                    

Harry nie mógł pogodzić się ze śmiercią Syriusza. Płakał nocami, na lekcjach nie mógł się skupić. Nawet nie miał ochoty grać w Quidditcha. Miał wrażenie, że gdyby więcej ćwiczył ze Snapem, umiałby odróżnić wizję stworzoną przez Voldemorta, a jego ojciec chrzestny dalej by żył. Obwiniał się strasznie przez swoją głupotę. Pocieszał go jedynie fakt, że po tej sytuacji minister magii uznał powrót Voldemorta, a Harry nie był uważany za kłamcę. Straże zchwytali część śmierciorzerców w tym Lucjusza Malfoya. W dodatku Dumbledor wrócił na stanowisko dyrektora. Za to Umbridge prawdopodobnie wydostała się z lochów centaurów i grzeje miejsce w ministerstwie.

Powoli zbliżały się wakacje, co nie poprawiało humoru młodego Pottera. Zdecydowanie wolał Hogwart i bliskość swoich przyjaciół z którymi ostatnio i tak spędzał mało czasu.
Powinienem gdzieś z nimi wyskoczyć.
Pomyślał, po czym podszedł do Rona i Hermiony, którzy rozmawiali, ewidentnie mając się ku sobie.
-Idziemy do Hogsmade?- zaproponował przywdziewając łagodny uśmiech.
Przyjaciele również się uśmiechnęli.
-Dawno nas tam nie było.- zauważył Ron.
-Prawda.- odparła Hermiona.- A ty jak się czujesz Harry?- zapytała troskliwym głosem.
Gryfon dalej czuł się jak flaki z olejem, jednak postanowił nie martwić dłużej przyjaciół.
-Lepiej.- powiedział i poprawił okulary.
-To o której wychodzimy?- zapytał rudowłosy.
-Może o 18:00?
-Idealnie!- odrzekła Miona.- Akurat kończę wtedy spotkanie klubu książki.
-Nic nowego.- westchnął Ron.- Dobra chodźmy już na obiad. Dziś serwują pieczone ziemniaki w alpejskich ziołach i kurczaki w panierce.- mówił a z jego ust pociekła ślinka.
-Myślisz tylko o jedzeniu- zaśmiała się dziewczyna.
Harry również zachichotał. Dawno nie prowadził z nimi tak beztroskiej rozmowy. Trochę się stęsknił. I choć na jego barkach dalej ciążyła odpowiedzialność wielkości wieżowca, a serce rozrywał ból po stracie, starał cieszyć się z małych rzeczy. Została mu jeszcze jedna kwestia do sprawdzenia za nim zaczną się wakacje. Tym co dodatkowo mędliło w myślach chłopaka był Draco Malfoy. Jednak nim Harry zdecydował się zająć nieco później.

Wybiła umówiona godzina i złota trójca wybrała się na kremowe piwo. Szli żartując i rozmawiając o totalnych głupotach. Kiedy przekroczyli wejście do baru od razu zamówili pyszny napój, którego tak dawno nie pili.
-Brakowało mi tego.- powiedział brunet i upił sporego łyka.
-Mi też.- odrzekł Ron i idąc w ślady przyjaciela również zdegustował trunku.- Świat się może walić, a kremowe piwo zawsze będzie takie samo.- uśmiechnął się.
-Oj tak.- wtrąciła Hermiona.- Właśnie Harry mam pytanie.
-Słucham.- zaciekawił się wybraniec.
-Wiem, że mogłeś nie mieć czasu o tym myśleć, ale jest może jakaś dziewczyna, która przykuła twoją uwagę?- zapytała niepewnie.
Harry zaskoczył się tym pytaniem. Czy jest ktoś kto mu się podoba? Właściwie nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Jednak myśląc chwilę zauważył, że nigdy żadna dziewczyna nie zainteresowała go na tyle, by się za nią uganiał. Myśląc nad tym dłużej, z przerażeniem doszedł do wniosku, że nie lubi kobiet w ten sposób.
-Nie, nie ma takiej.- powiedział speszony i poprawił okulary. Czy to możliwe, by znany Harry Potter był homoseksualny? Nie wykluczone. Jednak chłopak nie chciał się tym na razie przejmować. Miał już wystarczająco problemów. Mimo wszystko dalej był nastolatkiem i sprawy miłosne, chcąc nie chcąc były częścią jego życia.
-Spoko stary, masz jeszcze czas.- powiedział Ron i poklepał przyjaciela po plecach.

Czas spędzony w Hogsmade minął im przyjemnie. Wrócili do Hogwartu szczęśliwsi o parę promili we krwi. W salonie Gryffindoru rozdzielili się i poszli do swoich pokoi, by oddać się w objęcia morfeusza.

Nów księżyca sprawiał, że noc była czarniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Draco stał przy oknie i wpatrywał się w gwiazdy, które były dziwne przygaszone. Nagle drzwi do jego pokoju otworzyły się i gracją weszła przez nie Narcyza.
-Synu, już czas.- powiedziała zmartwiona.- Jesteś gotów? Ćwiczyłeś zaklęcia z Severusem?
-Tak mamo.- odrzekł i przygryzł wargę ze stresu.
-Będzie dobrze skarbie. Chodź ze mną.- mówiąc to wyciągnęła rękę ku synowi.
Draco niechętnie podszedł do matki. Bał się, że nie uda mu się przyjąć znaku i umrze przez czarną magię w nim zawartą.
Matka wręczyła mu czarną pelerynę i sama założyła swoją. Wymknęli się przez tajne wyjście w lochach. Zmierzali przez błonie w stronę lasu, gdzie czekało na nich paru innych śmierciożerców. Teleportowali się w dziwne miejsce, wyglądające jak opuszczona willa, strzeżona przez zakapturzone postacie w maskach. Weszli do środka i kierowali się w stronę „głównej sali". Młody Malfoy czuł zapach krwi, przez co zbierało mu się na wymioty. Gdy otwarły się wielkie drzwi, blondyn ujrzał Lorda Voldemorta głaszczącego swojego węża. Gdy czarny pan odwrócił się w ich stronę, chłopak pobladł. Wiedział, że już za chwilę przejdzie inicjację.
-Draco Malfoy, jak dobrze cię widzieć.- powiedział typowym dla siebie tonem, przyprawiając wszystkich o ciarki.
-Witaj Panie.- odrzekł szarooki i ukłonił się, tak jak nakazał mu Snape podczas prywatnych lekcji.
-Podejdź.- syknął i wyciągnął rękę w stronę chłopaka.
Draco niepewnie zbliżył się do mężczyzny. Gdy był wystarczająco blisko ten złapał go za rękę i przyciągnął do siebie.
-To jest nowy członek mojej armii. Draco Malfoy!- krzyknął z ucieszeniem.- Podwiń rękaw lewej ręki chłopcze.- szepnął mu do ucha.
Ślizgon skamieniał. Wiedział, że ma na niej blizny, które mogą być widoczne. Jednak tak bardzo się bał, że starał się nie krzywdzić do czasu inicjacji, by Voldemort nie uznał go za niegodnego.
Chłopak podwinął posłusznie rękaw i uniósł przedramię do góry. Czarny pan przyłożył różdżkę do skóry ślizgona i zaczął wypowiadać nieznane nikomu słowa. Nagle Draco poczuł przeszywający ból, porównywalny z Cruciatusem. Zassał powietrze przez zęby i starał się stać prosto, prezentując się godnie jak przystało na Malfoyów. Po długiej chwili tortury, znak był gotowy. Draco padł na kolana z wycieńczenia, a Voldemort poklepał go po głowie i odszedł.
Kiedy Czarny pan zniknął z pola widzenia Narcyza podbiegła do syna i przytuliła go.
-Byłeś bardzo dzielny Draco. Tak się bałam.- powiedziała z troską w głosie.
-Wracajmy już.- odrzekł obolały chłopak.

Skazani na siebie (Drarry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz