Rozdział 2

349 5 2
                                    

Jedyne co poczułam to, że ktoś oplata jedną ręką moją talię a drugą kładzie mi na usta uniemożliwiając wezwanie pomocy. A tą osobą okazał się nie kto inny jak mój wróg numer jeden zwany również idiota i palantem w jednym.

Odsunął rękę z mojej twarzy gdy już się uspokoiłam i odszedł dzięki czemu mogłam w końcu pobierać tlen bez możliwości zatrucia się nim.

-Czego chcesz?- zapytałam oschle

-Może grzeczniej Blondi za bardzo zagalopowołaś się dzisiaj na lekcji- podszedł i wziął mój podbródek w dwa palce i uniósł do góry bym spojrzała mu w oczy- Myślisz, że ujdzie ci to na sucho pożałujesz tego chyba, że ładnie przeprosisz- powiedział a ja patrzyłam na niego jak na jakiegoś pajaca on chyba naprawdę postradał rozum

-Chyba śnisz- zaczełam do niego podchodzić bliżej wbijając palec w jego klatkę piersiową- jeśli myślisz, że cię przeproszę nie ma szans jesteś i będziesz chujem, debilem i aroganckim dupkiem, który myśli że wszystko może- wzywałam go bez przerwy

- Słuchaj Suko jeśli myślisz że możesz mi się przeciwstawiać to się grubo mylisz jesteś taka jak każde, udają takie świętoszki a potem będę błagać żebym je przeleciał z tobą będzie podobnie, ale będziesz musiała trochę schudnąć bo na razie nie mieścić w...- nie dokończył jego głowa poleciała moc w bok od siły uderzenia a jego policzek był cały czerwony

Złapał się za niego nie wierząc w to co się stało ja też nie wiedziałam po prostu to był odruch ale w sumie dobrze mu tak. Widziałam jak zaciska szczękę jeszcze mocniej niż wtedy na lekcji a jego oczy były pełne furii, które mówiły że jeśli teraz nie ucieknę nie będę miała życia. Chwyciłam za klamkę gdy już miałam otworzyć drzwi nagle zostałam na nowo rzucona na ścianę tym razem ostrzej tak że zawirowało mi w głowie. Jedne ręką przytrzymywał oba moje nadgarstki nad głową a drugą wziął kosmyk moich włosów. I powiedział.

-Albo mnie teraz przeprosisz albo...

-Albo co znów wepchniesz mnie do jakieś kantorka i będzie groził- uśmiechnął się złośliwie, po czym jedną ręką objął moja siłę zatrzymując dopływ powietrza. Próbowałam się wyrwać ale nie miałam jak przytrzymywał mnie tak mocno że nawet nie umiałam oddychać

- Mówiłem, że pożałujesz tego nikt nigdy nie odważył się podnieś na mnie ręki ty byłaś pierwsza i ostatnia- powiedział jeszcze mocniej zaciskając długie palce na mojej szyi- To jak przeprosisz czy wolisz abym zabił cię tu i teraz

- zapomnij idioto nigdy cię nie przeproszę- na mój sprzeciw jeszcze mocniej zacisnął palce tym razem na prawdę nie miałam już dopływu do powietrza

- Nieładnie tak kłamać- odpowiedział a już powoli odlatywałam miałam czarne plamy przed oczami, które zasłaniały mi obraz gdy nagle puścił moja szyję i nadgarstki przez co tunelami na podłogę i zaczęłam łapać powietrze ile tylko mogłam

-Jesteś chory- powiedziałam gdy tylko odzyskałam dostęp do oddychania

-Mów mi coś czego nie wiem

Po tych słowach jak gdyby nigdy nic odszedł i zostawił mnie samą. Miałam dosyć tego pieprzonego dnia chciałam już być w domu wzięłam plecak i ruszyłam w stronę wyjścia

-__________________________________________

Jak się podoba

Enemies To Lover ( Santia & Borys)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz