Rozdział 8 - Lila

8 2 0
                                    

Mężczyzna wyciągnął mnie z pomieszczenia, po czym zamknął drzwi, oznajmiając, że nikogo więcej tam nie ma. Nie byłam zadowolona z sytuacji, ale cieszyłam się, że udało mi się ochronić Mię i Dalię. Wierzyłam też, że sobie poradzą.

Kopałam, wierzgałam i wyrywałam się, ale nie udało mi się uciec. Jedyne, czym to poskutkowało, to tym, że w końcu zostałam lekko porażona paralizatorem, który niósł mężczyzna idący obok nas i od tamtej chwili szłam potulnie.

Jak się można było spodziewać, zostałam zaprowadzona do Doktora. Kiedy nas zauważył, uśmiech wykwitł na jego paskudnej twarzy, lecz już po chwili zniknął, gdy zorientował się, że innych dziewczyn nie ma ze mną. Była to dla mnie mała chwila triumfu.

- Gdzie reszta?! - wykrzyknął Doktor.

- Nie wiem, rozdzieliły się. Mogłeś ich lepiej pilnować! - powiedział zezłoszczony mężczyzna, trzymający mnie za rękę.

Doktor chwile stał, jakby nad czymś rozmyślając. Po kilku sekundach podniósł głowę i spojrzał na mnie.

- Dobrze. Tamtymi zajmiemy się później, bo Władczyni czeka na nową ofiarę i znając życie i tak mi się nieźle oberwie za spóźnienie. - Doktor ruszył w stronę najbliższych drzwi, a ja, dalej ciągnięta, ruszyłam za nim.

Weszliśmy do dużego pomieszczenia, tego samego, w którym spotkałyśmy Władczynię. Wyglądało na to, że to jest jej swego rodzaju komnata, ponieważ dziś również tu leżała. Jednak tym razem nie była sama, bo obok niej stał mały, biały smok z równie zielonymi oczami, co jej.

- Och, dzień dobry, dzień dobry. Kogo ja tu widzę? - powiedziała Władczyni sztucznie słodkim tonem, przez co od razu skojarzyła mi się z Babą Jagą. - Mam nadzieję, że jesteś gotowa na swój koniec.

- Nie! - wyrwało mi się, za co oberwałam groźnym spojrzeniem.

- To nie było pytanie. - Spojrzała na smoka obok niej. - Mój pierworodny syn, który po mojej śmierci zasiądzie na tronie, po raz pierwszy dzisiaj samodzielnie złoży ofiarę, więc proszę, nie utrudniaj mu temu.

Sama również zwróciłam teraz uwagę na smoka i zobaczyłam malujące się na jego pysku obrzydzenie. Czyżby nie był chętny wykonywać zachcianek mamusi? A może nie lubi zabijać? Dostrzegłam w tym pewną szansę, ale żeby zrealizować rodzący się w mojej głowie pomysł, będę musiała zostać z nim sam na sam. W przeciwnym razie Władczyni przeinaczy wszystkie moje słowa, albo w ogóle nie pozwoli mi się wypowiedzieć.

- Zabierz ją! - wykrzyknęła w stronę młodego smoka, po czym odwróciła się w stronę Doktora i towarzyszących mu mężczyzn. - Dziękuję, możecie iść. Ale następnym razem się trochę pospieszcie. Nie będę czekać dwa lata na kolejną ofiarę!

Syn Władczyni skierował się ku wyjściu, a ja podążyłam za nim. Wiedziałam, że nie ma sensu próbować ucieczki przed smokiem, bo skończyłoby się to albo spaleniem, albo rozerwaniem pazurami.

Wyszliśmy z Zamku i po chwili smok kazał mi wsiąść na siebie. Stwierdziłam, że to idealny moment, by zacząć rozmowę, bo w okolicy nie widziałam żadnych stworzeń.

- Możesz ze mną rozmawiać? - zapytałam, modląc się, żeby nie miał zakazu odzywania się.

- Tak. Moja matka mówiła, że nawet powinienem, aby odpowiednio nastraszyć ofiarę. - Nie widziałam jego pyska, ale poczułam, że się skrzywił.

- Czyli... zamierzasz mnie straszyć?

- Nie. Nie jestem taki jak moja mama.

- Czyli nie zamierzasz mnie też zabijać? - spytałam.

Parada smokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz