Rozdział 6 - Doktor

11 3 0
                                    

Stanąłem w drzwiach, napawając się widokiem strachu w oczach dziewczyn. Tak, to ja! Jedyny i niepowtarzalny, budzący grozę w świecie ludzi i smoków, mogący...

- Wal się! - krzyknęła Mia, przerywając moje rozmyślania.

Walić się? Chyba ciebie walnę, smarkulo!

- Też cię miło widzieć - odparłem spokojnie, gdyż wiedziałem, że nie muszę krzyczeć.

Przyszła kolej na następną ofiarę dla Władczyni. Władczyni, którą ja, sam Doktor, niedługo przechytrzę. Jednak... to dopiero nadejdzie. Nie mogę się doczekać. Już widzę przerażenie w jej oczach, krew tryskającą spod łusek i...

- To on! Ten pan, z którym rozmawiałam! - Tym razem rozmyślania przerwał mi cieniutki głosik.

No nie wierzę! Teraz będę miał dylemat, którą wybrać. Pierwsza, pracująca u mojego największego wroga i przerywająca moje rozmyślania. A może Druga, mała słodka dziewczynka, którą jedyną winą jest pojawienie się na paradzie smoków i... przerwanie mojego toku myślowego!

Mimo wszystko wybiorę Lilę, czyli opcję numer trzy. Gdybym teraz zabrał stąd Mię, to wyszłoby na to, że się mszczę, czyli nie panuję nad emocjami. A Doktor panuje nad emocjami. W końcu nie bez powodu jest pisany od dużej litery.

Z kolei uśmiercenie małego dziecka pokazałoby, że nie mam litości. Co prawda... ja nie mam litości, ale nie należy pokazywać tego Władczyni. Jeszcze domyśli się moich planów przejęcia władzy i sam wyląduje w jednej z tych cel.

Teraz trzeba jeszcze obmyślić sposób wydostania tej głupiej dziewuchy zza kratek. Kto ją umieścił tam razem z Mią?! Przecież było wiadomo, że dziewczyny będą siebie nawzajem bronić. Bo one niby takie psiapsi srapsi, ale wystarczą lekkie tortury i wyśpiewają wszystko o tej drugiej. Tak, tak. Już ja bym się o to postarał. Nie rozumiem, czemu mamy więźniów zostawiać w dżungli. Nie lepsze by było jakieś rozciąganie czy wbijanie na pal, jak w starych dobrych czasach?

Zorientowałem się, że dalej stoję jak głupi w wejściu, a w oczach otaczających mnie osób przestałem widzieć strach. Teraz niektóre pałały nienawiścią, niektóre wydawały się znudzone, a w jeszcze innych błyskały wesołe iskierki.

Tak dłużej być nie mogło! Przymknąłem za sobą drzwi i śmiałym krokiem ruszyłem w stronę odpowiedniej celi. Kiedy tam dotarłem, wyciągnąłem zza pasa klucze i zacząłem szukać tego właściwego. Już po kilku minutach udało mi się to i z poważną miną na twarzy, powiedziałem:

- Na rozkaz Władczyni Smoczej Wyspy, Jedynej Królowej i wszystkich jej doradców mam obowiązek zabrać z tą jednego więźnia. Dziś ty, Lio, otrzymujesz ten zaszczyt. Proszę o...

- Współpracę. Tak, wiemy, wiemy. Ale czy to nie kto inny powinien wygłaszać tę mówkę? Co się stało z tamtym chłopakiem? - powiedziała Kinga z celi obok, którą porwałem niedawno.

Oczywiście! Musiała mi przerwać i mnie upokorzyć! Chyba nie wie, kim ja jestem! Co w sumie nie jest niczym dziwnym, bo nie przedstawiam się ofiarom, jednak wszyscy powinni mnie znać. W Krakowie tak właśnie jest. Może to dzięki pobieranym pieniądzom? Dobra, nieważne. Jak stanę się Doktorem Władcą Obu Krain (świetnie to brzmi), to wszyscy mnie będą znać! Nawet najpodlejsze koty we wsi.

Kątem oka dostrzegłem ruch i odwróciłem się w tamtą stronę. To dziewczyny wybiegały razem przez drzwi, ciągnąc za rękę tę małą dziewczynkę! Ile ja stałem zamyślony, że one zdążyły to zrobić?

Znowu to robię! Myślę, zamiast biec! Ruszyłem w pościg i wybiegam z celi. Mam tę przewagę, że dość dobrze kojarzę układ korytarzy. Biegnę, ile sił w nogach, wiedząc, że ta ucieczka może zrujnować wszystkie moje plany. Dziewczyny zniknęły za rogiem.


Parada smokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz