Rozdział 4 - Lila

17 4 2
                                    

Kiedy odzyskałam przytomność, zobaczyłam, że znajdujemy się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Nie było tu żadnej lampy, a z tego, co udało mi się dostrzec, także żadnych mebli. Leżałam na twardej kamiennej podłodze, o czym ból pleców wyraźnie mi przypominał. Obok mnie była Mia, która właśnie zaczynała się budzić.

- Gdzie jesteśmy? - zapytała od razu po przebudzeniu.

- Nie wiem. Myślę, że to może być jakieś więzienie - wstałam i kierując się blaskiem odległej lampy, zaczęłam iść w jej stronę.

Już po chwili boleśnie uderzyłam wyciągniętymi przed siebie rękami w jakieś metalowe pręty. Miałam rację! Znajdowałyśmy się w celi, a jedyne wyjście stanowiły zakratowane drzwi.

- Tu są drzwi, ale zamknięte i zakratowane - poinformowałam podnoszącą się z ziemi Mię. - Możliwe, że gdzieś jest też zakratowane okno, ale go nie widzimy, bo najprawdopodobniej jest noc.

Choć gdy tu przyleciałyśmy, na Smoczej Wyspie był dzień (w przeciwieństwie do naszego świata), to możliwe, że po straceniu przytomności obudziłyśmy się w nocy.

Usiadłam pod ścianą i zaczęłam rozmyślać nad naszą sytuacją. Na pewno musimy stąd uciec, to pewne. Ale co potem? Wrócimy do naszego świata? Jak? A poza tym jeszcze nie zdobyłyśmy potrzebnych informacji, a nie możemy zawieść Jake'a. Jakby nie było, to dzięki niemu mamy pracę i jesteśmy w stanie płacić Doktorowi. A właśnie... co z Doktorem? Ciekawe, czy też dotarł do tego świata. A jeżeli tak, to w jaki sposób. Przecież smoki dobrowolnie go tu nie dostarczyły.

Rozważania przerwał mi przeraźliwy krzyk, jakby kogoś obdzierano ze skóry. Obie rzuciłyśmy się w stronę krat, boleśnie o nie uderzając. Po chwili pojaśniało i zobaczyłam, że w naszą stronę zmierza średniej wielkości smok, niosący pochodnię i ciągnący za sobą jakiegoś człowieka. Z tego co się zorientowałam, była to mała dziewczynka, która cały czas krzyczała i płakała, próbując się wyrwać. Kiedy się zbliżyli, zobaczyłam, że ma ona dużą ranę na głowie, z której dalej lała się krew.

- Co oni ci zrobili? - wyszeptałam, ale od razu zamilkłam pod przenikliwym spojrzeniem smoka.

Po chwili smok wyciągnął łapę i wsadził zakrzywiony pazur w kłódkę na drzwiach sąsiedniej celi. Po chwili otworzył drzwi i wepchnął do środka tą małą.

Kiedy się oddalił, podeszłam do krat oddzielających mnie od dziewczynki. Zaczynało się robić widno, co widziałam przez okno, które faktycznie znajdowało się w pomieszczeniu (oczywiście zakratowane). Zobaczyłam, że ma na sobie sukienkę do kolan i białe rajstopy. Podniosła się z ziemi i spojrzała na mnie i Mię.

- Cześć - powiedziała nieśmiało.

- Hej! Ja jestem Mia, a to Lila. Jak się nazywasz? - zapytała moja przyjaciółka.

- Jestem Idalia, a wszyscy mówią na mnie Dalia.

- Piękne imię! Co ci się stało? Jak tu trafiłaś? - spytałam Idę, a ona uśmiechnęła się smutno.

- Poszłam z mamą na paradę smoków i kiedy zobaczyłam, że latają smoki, to na nie patrzyłam, bo były fajne. Moja mama gdzieś pobiegła i inni ludzie też, a potem przyleciałam na takim dużym smoku. A... a potem przyszłam ze smokiem tutaj i... i oni... - głos Dalii zaczął się łamać.

- Spokojnie - powiedziałam, próbując przytulić dziewczynkę przez kraty.

W moich objęciach Dali troszkę się uspokoiła i zaczęła mówić dalej.

- Oni mnie pytali o różne rzeczy, ale ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. I wtedy taki inny smok mnie złapał i zaczął ciągnąć, a kiedy się wyrywałam, to walnął mnie w główkę. - teraz już na dobre się rozpłakała.

- Dasz radę się przecisnąć przez kraty? - zapytałam, zauważając, że pręty pomiędzy celami nie są ustawione tak gęsto, jak te w drzwiach i dookoła nich.

Już po chwili dziewczynka stała obok mnie, nie bardzo wiedząc, co zrobić.

- Mogę opatrzeć twoją głowę? - Dalia popatrzyła na mnie i Mię zastanawiając się, a po chwili zgodziła się.

Mii udało się oderwać kawałek materiału z dolnej części sukienki dziewczynki i już po chwili owijałam nim głowę Dalii. W międzyczasie dowiedziałam się, że pochodzi z Włoch, jednak języka polskiego uczy się od urodzenia, gdyż jej mama jest Polką, a do Krakowa przyjechała na wcześniej rozpoczęte wakacje.

Kiedy skończyłam, postanowiłyśmy iść spać. Idalia przecisnęła się z powrotem do swojej celi i już niedługo wszystkie spałyśmy.

Obudziło mnie dudnienie i kiedy wstałam z ziemi, zorientowałam się, że inni już nie śpią, tylko wlepiają wzrok w zmierzającego ku nam młodego chłopaka, który uderzał w kraty cel dużą chochlą. Kiedy doszedł do pierwszego więźnia, zatrzymał się i z plecaka wyjął duży pojemnik. Po chwili chochlą nabrał czegoś z tego pudełka i nalał do porcelanowej miseczki, którą również wydobył z wielkiego plecaka. Sytuacja powtarzała się, aż w końcu dotarł do celi, którą dzieliłam z Mią. Wyjął dwie miski, nalał do nich trochę szarej brei i wepchnął je w szczelinę w drzwiach. Niestety ta szczelina nie znajdowała się przy podłodze, więc skończyło się to tym, że obie miski spadły na ziemię z łoskotem, jakimś cudem się nie rozbijając. Cała zupa, czy czym była ta breja, wylała się na podłogę.

-Ups! - powiedział chłopak i śmiejąc się, podszedł do następnych drzwi.

Na szczęście widząc tę sytuację, Dalia uświadomiła sobie, że musi złapać miskę, dzięki czemu jej porcja zupy się nie rozlała. Już po chwili wredny chłopak sobie poszedł, a dziewczynka zaczęła zajadać się breją. Sądząc po odgłosach innych więźniów oraz jej minie sądzę, że nie była zbyt dobra, ale Idalia dzielnie jadła.

Mia w tym czasie podeszła do krat po przeciwnej stronie niż te, które oddzielały nas od Dalii i zagadała do siedzącej tam kobiety.

- Dzień dobry!

- Dzień dobry, słonko. Jak się nazywasz?

- Jestem Mia.

- A ile masz lat? - stwierdziłam, że to wypytywanie jest trochę dziwne, ale postanowiłam się nie odzywać.

- Czternaście. Jednak obok nas mieszka siedmioletnia dziewczynka - Dalia, która ma rozbitą głowę i bardzo chciałabym móc ją przemyć. Czy ma pani jakąś wodę?

- Niestety woda to u nas rzecz deficytowa. Można ją zaczerpnąć tylko pod koniec dnia, kiedy wracamy do więzienia, a wtedy wszyscy są już tak zmęczeni, że nie mają siły nieść wiader.

- Ale... skąd będziemy wracać?

- Z budowy. Cały dzień bu...

- Cicho bądź Kinga. Przecież wiesz, że nie możemy nic zdradzać nowoprzybyłym! - przerwał jej mężczyzna znajdujący się z nią w celi.

- Nooo... - kobieta ściszyła głos. - Nie mogę ci dać wody, ale przekaż tej dziewczynce, żeby powiedziała, że ma dziesięć lat, jak ktoś zapyta. To ważne!

- Dlaczego? - zapytała Mia, ale Kinga już odeszła od krat.

Parada smokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz