Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Po porwaniu Lilii siedziałyśmy bez ruchu jeszcze przez jakieś dziesięć minut. A może to była godzina? Kompletnie straciłam rachubę czasu. W celi przynajmniej było jakieś okienko, które dawało jakąkolwiek informację co do pory dnia, jednak teraz równie dobrze mogła być druga w nocy, jak i piętnasta. Po otrząśnięciu się z największego szoku postanowiłyśmy ustalić co dalej. Nie chciałam zadręczać Dalii jakimiś bardzo odpowiedzialnymi zadaniami, więc poprosiłam ją, by spakowała trochę prowiantu do niewielkiego plecaka, który znalazłam w kącie, a sama zajęłam się wpychaniem rurek w zawiasy. Chciałam zacząć działać jak najszybciej, ale wiedziałam, że najpierw trzeba przemyśleć każdą możliwą opcję trzy razy. Widząc, jak zmęczona jest Dalia, zdecydowałam, że obie musimy się przespać. Pozwoliłam dziewczynce położyć się pierwszej, podczas gdy ja usiadłam oparta o szafkę obok. Miałam teraz idealny czas na przemyślenie planu. Po około dwóch godzinach zamieniłam się z Dalią i poszłam spać, podczas gdy ona pilnowała naszego schronu. Może i to brzmiało dziwnie i nieodpowiedzialnie, ale ja naprawdę jej ufałam i wierzyłam, że poradzi sobie z tym zadaniem. Tuż przed snem miałam w głowie zarys planu. Nie idealnego, jednak byłam tak zmęczona, że usnęłam, zanim zdążyłam go dopracować
Gdy się obudziłam, powiedziałam Dalii o swoim pomyśle. Wiedziałam, że nie był jeszcze kompletny, ale postanowiłam nie trzymać jej w niewiedzy. W trakcie, gdy dopakowywałyśmy plecak, przemyślałam ostatnie aspekty planu. Po około pół godziny byłyśmy tak przygotowane, jak tylko to było w tych warunkach możliwe. Plan brzmiał prosto, ale był trudny do wykonania. Zgodnie z tym, co zauważyłyśmy podczas pobytu w celi, zawsze na obchodzie korytarzy jest dwóch strażników, a każdy z nich jest na służbie około godzinę, czyli cztery obchody. Potem się wymieniają. Miałyśmy wyjść, kiedy strażnicy obchodzący korytarze znikną za zakrętem. Plan był, aby iść za nimi do momentu, gdy miną cele, po czym ukraść klucze z końca korytarza. Wtedy miałyśmy około 15 minut, aż tamci wrócą. Do tej pory musimy otworzyć cele i poinformować wszystkich, co się dzieje, po czym w dwóch grupkach, jedną prowadzoną przeze mnie, a drugą przez Kingę i Dalię, przeprowadzić ich do naszego schronu i tam wytłumaczyć wszystkim dalszą część planu.
- Strażnicy idą - szepnęła leżąca obok drzwi Dalia, która była zajęta wypatrywaniem ich przez szparę.
- Niech miną zakręt - odparłam również szeptem, zaciskając dłoń na klamce.
- Już! - Dalia szybko poderwała się z ziemi i obie wyszłyśmy za drzwi.
Ruszyłyśmy ostrożnie za strażnikami, wychylając głowy zza zakrętu w ostatniej chwili, tylko by zdążyć zobaczyć, którędy idą. Szło łatwiej niż się spodziewałyśmy. Szłyśmy za nimi bardzo krótko, bo zaledwie minutę albo dwie, gdy usłyszałyśmy echo stłumionych głosów w korytarzu przed nami. Byłyśmy na miejscu! Dochodząc do rogu, zwolniłyśmy, czekając, aż strażnicy miną kolejny zakręt. Wtedy wyszłyśmy. Dalia od razu pobiegła po klucze, a ja próbowałam opanować nagły hałas.
- Co znowu? - usłyszałam echo głosu strażnika, który jeszcze za daleko nie odszedł.
Wszyscy więźniowie zamilkli w jednej chwili. Serce mi przyspieszyło i zamarłam, podobnie jak stojąca parę metrów przede mną Dalia. Czemu się uciszyli tak nagle?! To aż krzyczy, że dzieje się tu coś, co nie powinno mieć miejsca.
- A co mnie obchodzą więźniowie? Pewnie nic takiego, nie marnujmy czasu, chodźmy - odpowiedział drugi znudzonym głosem.
Pierwszy z nich jeszcze coś mówił o sprawdzeniu dla pewności, ale w końcu dał się przekonać.
Znowu usłyszałam oddalające się kroki strażników i ze świstem wypuściłam długo wstrzymywane powietrze. Z bijącym sercem zabrałyśmy się za otwieranie cel i pobieżne tłumaczenie planu. Podzieliłyśmy więźniów na grupy i ruszyłyśmy razem z ludźmi do magazynu. Droga poszła gładko, ale najtrudniejsza część była dopiero przed nami. Pięć przygotowanych przez nas wcześniej plecaków leżało koło ściany pod drzwiami. Od razu zajęłam się tłumaczeniem planu i wyjaśnianiem zasad podczas ucieczki.
- Nie chcę się czepiać, bo w końcu udało wam się nas uwolnić, ale w tym planie jest dziura - powiedział wysoki mężczyzna, stojący najbliżej drzwi. Zaniepokojona spojrzałam w jego stronę. - Siedzimy tu od około dwóch minut, więc według waszych obliczeń za około minutę strażnicy będą przechodzić obok cel, co oznacza, że zorientują się, że nas nie ma. Nie mamy tyle czasu. Trzeba działać teraz.
Nie, nie, nie. Nie mogłam tego nie zauważyć. Odwróciłam wzrok, czując na sobie palący wzrok wszystkich w pomieszczeniu. Nie mogę tak tego zostawić, trzeba działać teraz, bo jeśli nas złapią, grozi nam kara gorsza od zamknięcia w smoczym więzieniu. Odetchnęłam głęboko. Podjęłam już decyzję, choć było to ryzykowne.
- W takim razie musimy iść teraz. Przechodziliśmy obok korytarza prowadzącego do reszty zamku, więc wiemy, gdzie on jest - powiedziałam i popatrzyłam po osobach, które uwolniłam z celi. Wiedziałam, jak bardzo ryzykuję, ale to była jedyna możliwa opcja.
- No to idziemy - powiedziała Kinga, biorąc z ziemi jeden plecak. - Wszyscy wiemy co robić, kiedy uda się nam wyjść. Biegniemy do lasu, tam najłatwiej się schować!
I o wiele łatwiej jest tam wywołać pożar - pomyślałam, ale postanowiłam nie mówić tego na głos.
Uchyliłam drzwi i zajrzałam na korytarz.
- Czysto! Mamy tak naprawdę kilka sekund aż podniosą alarm.
Wymknęliśmy się za drzwi i ruszyliśmy do wyjścia, ze świadomością, że to mogą być najważniejsze sekundy w naszym dotychczasowym życiu. Nagle usłyszeliśmy krzyki i syreny. Rzuciliśmy się biegiem w stronę drzwi, które były już niemal na wyciągnięcie ręki, jednak w momencie, gdy naciskałam klamkę ktoś popchnął drzwi od drugiej strony i przed nami stanęło trzech uzbrojonych strażników. Nagle zza moich pleców wypadł jakiś chłopak i rzucił się, by ich powalić. Zorientowałam się, że to on roznosił zupę dla więźniów, lecz nie było czasu na zastanowienie. Wpadliśmy do krótkiego korytarza i ruszyliśmy do lekko uchylonych, mosiężnych drzwi przed nami. Słyszeliśmy zbliżające się kroki i krzyki strażników. Pchnęłam ciężkie drzwi, a moim oczom ukazała się wielka sala tronowa. W środku były trzy smoki, w tym królowa. Skradaliśmy się przy ścianie tak cicho jak to możliwe, podążając w stronę wyjścia, co oczywiście było słabym pomysłem, ale cofnąć się też nie mogliśmy. Już po chwili usłyszałam groźny pomruk, po czym przez salę przetoczyła się fala ognia.
CZYTASZ
Parada smoków
FantasíaPoszły na paradę smoków w poszukiwaniu Doktora. Znalazły go, ale nie w tym świecie. Czy możliwy jest powrót? Czy jest szansa, że mały błąd nie zmieni historii?