Chapter 1

171 8 0
                                        

W tym domu była pierwsza impreza, w której brałam udział. Mimo, że chłopcy nie chcieli bym na niej była to nie było innego wyjścia, bo mama z Mayą pojechały na damski wyjazd do spa a ja nie lubiłam takich klimatów. Miałam wtedy 14 lat i jedyne o czym marzłam to taniec z Liamem do wolnej piosenki. Przez cały wieczór cała trójka nie spuszczała mnie z pola widzenia i oczywiście nie pozwalali mi rozmawiać z żadnym chłopakiem. Jednak udało mi się na chwilkę uciec do ogrodu. Tam poznałam Chrisa. Był on jednym z przyjaciół Liama. Widziałam go parę razy, ale poza pojedynczymi spojrzeniami nic więcej nie było. Miło nam się rozmawiało i gdy on troszkę za dużo wypił i zaczął się do mnie przybliżać, i tak doszło do mojego pierwszego pocałunku. Czy go chciałam? Nie. Czy skończyło się to dobrze? Też nie. Do ogrody wyleciała piekielna trójka i podbiegli do nas i bez słowa rzucili się na chłopaka.

— Ty śmieciu — pierwszy wydarł się Liam i szarpnął Chrisa, by odsunąć go ode mnie— Jak możesz całować moją młodszą siostrę— zabolało. Wiedziałam, że on mnie tak traktuje, ale dalej miałam nadzieję, że się to zmieni.
Gdy ten powalił swojego przyjaciela na trawę rzucił się na niego Alex, który, mimo że był od niego młodszy to z łatwością okładał go pięściami, a ja zaczęłam krzyczeć chowając twarz w dłonie. Błagałam, żeby go zostawili i nie robili mu krzywdy, ale to nic nie dawało. Byli jakby w transie. Jedynie Luke, poszedł do mnie i mnie uspokajał, gdy ktoś w końcu odciągnął mojego brata i Liama. Chris miał siniaka pod okiem i krwawiącą wargę. Wiedziałam, że mogę zawsze na nich liczyć, ale nie sądziłam, że potrafią zrobić komuś taką krzywdę. Tym bardziej że Chris nie zrobił nic złego. Tego wieczoru postanowiłam nie odzywać się do nich do końca życia. Byłam do tego stopnia na nich zła, że zamknęłam się w pokoju i nie wychodziłam z niego przez trzy dni. W moich planach miało to być dłużej, ale trzeciego dnia drzwi mojego pokoju otworzyły się a do środka weszli wszyscy chłopcy z bukietem białych tulipanów, które zerwali z ogródka Mayi. Mieli za to szlaban na konsole przez tydzień, bo ich mama dbała o te kwiaty jak o kolejne dzieci, ale stwierdzili, że było warto. Chris oczywiście już nigdy nie pojawił się w domu i chyba przestał przyjaźnić się z Liamem, ale ten wydawał się tym nie przejmować. Przecież miał tak dużo przyjaciół. Od zawsze uważał, że jest ponad to wszystko i wszystkich.
— Mamo musisz jechać? — zapytałam mamy, gdy ta szykowała się do wyjścia. Jako projektantka mody musiała jechać na jakiś turbo ważny pokaz, a że Maya zawsze chciała zobaczyć modelkę, która tam akurat miała być to jadą razem
— Tak skarbie, to tylko 2 dni. Ja na twoim miejscu bym się cieszyła jakbym miała wolną chatę.
— Pewnie, że się cieszę— powiedziałam z uśmiechem. Chłopaki, odkąd się dowiedzieli, że mamy wyjeżdżają zaczęli planować imprezę. Tym razem zgodzili się na to bym na niej była bez większych protestów, nie jak to było zawsze. Na szczęście miałam coś, czym mogłam ich szantażować by się zgodzili. Tym czymś były moje zbliżające się urodziny. Za cztery dni kończyłam szesnaście lat. W końcu będę mogła zrobić prawko i nie błagać Alexa by ten mnie gdzieś woził.
— Tylko nie bawcie się za dobrze — mama złożyła causa na moim czole i pomachała do chłopaków, którzy siedzieli w salonie.
— Wszystko będzie pod kontrolą— obiecałam i przytuliłam ją po raz ostatni. Mama od zawsze była jak moja przyjaciółka, dlatego zawsze mieliśmy z nią dobry kontakt. Była raczej tym typem mamy, która specjalnie zostawia dzieci w domu by się wyszalały. Kochałam ją.
— Dobra to plan jest taki. O 19 zbierają się ludzie, więc tak o 17 musimy wszystko zacząć ogarniać. To ma być impreza roku. Rozumiemy się? — zapytał Luis. Był on o rok młodszy od Liama. Uwielbiał imprezy i zawsze był pierwszy chętny do nich.
— Wszystko jasne— zasalutował Alex i wrócili do grania na konsoli.
Byliśmy tu już trzy dnia a ja dopiero zaczęłam dopuszczać do swojej głowy myśl, że pod koniec lata nie wrócimy do domu żyjąc swoim życiem. Najbardziej bolał mnie fakt, że już nigdy nie zobaczę moich przyjaciółek, nie zagramy razem w siatkę, nie pochodzimy po sklepach.
Ruszyłam do kuchni zrobić swój pierwszy posiłek tego dnia. W końcu była dopiero jedenasta. Usiadłam przy wyspie kuchennej i zaczęłam jeść kanapki, które zrobiłam przed chwilą.
— Ty się chyba dziś ze szczotką nie widziałaś— zaśmiał się Liam wchodząc do kuchni, a ja prawie się zakrztusiłam pomidorem z kanapki. Co mnie ominęło, że on zaczął ze mną rozmawiać— Le, możemy pogadać— zapytał już poważniej wpatrując się prosto w moje oczy, którymi uciekałam jak najdalej jego.
— Przecież rozmawiamy— powiedziałam wymijająco i nerwowo zaczęłam popijać sok jabłkowy i spojrzałam na chłopaków, ale na moje nieszczęście byli za bardzo wpatrzeni w telewizor.
— Léa, przestań w końcu zachowywać się jak dziecko i porozmawiaj ze mną— powiedział już bardziej zdenerwowany. Nigdy go takiego nie widziałam. Zawsze był spokojny, nawet w najgorszych sytuacjach.
— Możesz nie krzyczeć? To ty wszystko zjebałeś, a to ja zachowuję się jak dziecko? — parsknęłam pod nosem. W końcu miałam odwagę powiedzieć to co siedziało mi w głowie od roku— To ty zwyzywałeś mnie od idiotek mówiąc, że nikt by nigdy nawet nie spojrzał na mnie. To ty stwierdziłeś, że jestem pojebana myśląc, że mógłbyś odwzajemnić moje uczucia. Spokojnie, już nigdy nie będę jak to stwierdziłeś latać za tobą jak idiotka— powiedziałam i wstałam kierując się w stronę schodów. Wszyscy patrzyli na mnie a mi chciało się płakać. Przez tyle lat czułam, że mogłabym oddać za niego życie. A teraz mam ochotę mu te życie odebrać. Naprawdę bardzo mnie skrzywdził i ma jeszcze czelność mówić, że to ja zachowuję się jak dziecko. Może i miał rację, że się tak zachowuję, ale to nie dało mu prawa, żeby mnie krzywdzić. Podeszłam do szafy zakładając na siebie pierwsze lepsze spodenki jeansowe i różowy top wiązany na karku. Stwierdziłam, że wybiorę się do miasta na jakieś zakupy. Kochałam zakupy. Spakowałam portfel do torby i zbiegłam po schodach — Wychodzę— powiedziałam krótko zakładając buty.
— Gdzie idziesz? — podszedł do mnie Luis i oparł się o ścianę i skrzyżował ręce.
— Idę na zakupy wrócę nie wiem o której Bay— powiedziałam i wyszłam szybko z domu, by żaden z nich nie mógł mnie zatrzymać. Założyłam słuchawki i kołysałam głową w rytm muzyki Lany Del Rey. Na szczęście to miasto nie było duże wiec chwilę potem byłam już przy centrum handlowym. Może i nie było ono duże, ale na pewno było kilka sklepów wartych uwagi. Po kilku godzinach chodzenia po sklepach usiadłam przy stoliku popijając kawę, którą chwilę wcześniej kupiłam. Przeraziłam się, gdy wyjęłam telefon i zobaczyłam po przynajmniej pięć nieodebranych połączeń od chłopaków. Wybrałam numer Luka, który był najwyżej w kolejności.
— Halo? Le. Gdzie ty się podziewasz? — powiedział zmartwionym tonem
— No w galerii jestem. Zakupy robiłam nie miałam, jak odebrać telefon— powiedziałam, jak gdyby nigdy nic. No bo przecież to nic złego przez chwilę nie odpisywać.
— To zostań tam ja przyjadę, pewnie zmęczona jesteś— nie rozumiałam, dlaczego oni zawsze traktowali mnie jakbym była dzieckiem. Przecież miałam już szesnaście lat. Umiem o siebie zadbać.
— Naprawdę nie musisz— nie dał mi dokończyć, bo przerwał mi mówić, że bez dyskusji i się rozłączył. Dopiłam kawę i przeglądając telefon czekałam na jednego z braci Adams, który był dziesięć minut później.
— Jak już tu jesteś to pomożesz mi z torbami— posłałam mu uśmiech i podałam pięć toreb z ubrankami.
— A taka niby samodzielna, wstyd — pokręcił rozbawiony głową i wziął je ode mnie.
— Chcesz łyka? — zapytałam pokazując na kawę na co ten po prostu podszedł i wziął upił łyka przez słomkę.
— Wracamy już. Za cztery godziny musi być wszystko ogarnięte— powiedział idąc w kierunku parkingu.
Luke od roku miał prawo jazdy a jego auto to jego miłość życia. Chyba nigdy nie pokocha nikogo tak bardzo jak Zoe. Bo tak właśnie je nazwał. To jego skarb. Chwilę potem byliśmy już w domu a Luke pomógł mi zanieść zakupy do pokoju a potem wyszedł, bo powiedziałam, że chce zacząć się szykować. Chciałam ładnie wyglądać.
Najpierw zrobiłam delikatny makijaż taki by podkreślał moje duże niebieskie oczy. Zrobiłam kolorowe kreski i nałożyłam różowy błyszczyk na usta. Ubrałam się w różową sukienkę i założyłam białe buty. Była już prawie siedemnasta, więc zeszłam na dół by zacząć ogarniać dom. Gdy zeszłam na dół oczy wszystkich przerzuciły się z telewizora na mnie. Było to dla mnie trochę niekomfortowe, ale odkąd się zmieniłam to zdarzało się to dużo częściej niż bym tego chciała.
— Wow— jako pierwszy coś z siebie wydusił Luke— Wyglądasz jak bogini— powiedział i podszedł do mnie łapiąc mnie z dłoń i mną obrócił
— Luke opanuj trochę swoje zapędy— powiedział Alex— Ale on ma rację siostra. Wyglądasz przepięknie— na moje policzki wkradł się rumieniec i dziękuję sobie z przeszłości, że nałożyłam róż
— Dziękuję, ale o moim przepięknym wyglądzie możemy porozmawiać jak to wszystko zrobimy— zaśmiałam się rozglądając się po salonie, gdzie było już wszystko gotowe do rozkładania. Ja z Lukiem zostaliśmy przydzieleni do ogarniania ogrodu, zabraliśmy wszystkie rzeczy i zaczęliśmy przygotowywać wszystko. Rozkładaliśmy kubeczki i kolorowe alkohole, które Liam załatwił na swój lewy dowód. — Lea, ty jesteś bardziej znasz się na takim czymś. Dmuchańce lepiej ułożyć obok basenu czy w basenie? — zapytał patrząc na mnie z głupkowatym uśmiechem
— Daj do środka, bo jak się napiją to będziemy mieli ludzi na sumieniu jak się wyjebią— zaśmiałam się i sprawdziłam dłonią temperaturę wody. Była ciepła. Wyjęłam rękę z wody i ochlapałam przyjaciela wodą na co ten wygiął plecy w łuk klnąc na całe gardło.
— Ty wredna jędzo— krzyknął i podbiegł do mnie i podniósł mnie do góry całkiem zapominając, że mam krótką sukienkę
— Luke, debilu puść mnie— zaczęłam krzyczeć i zaczęłam ruszać szybko nogami, co jeszcze bardziej pogorszyło sytuację, bo moja sukienka zaczęła się podwijać do góry— Luke błagam puść mnie— tym razem zadziałało, bo ten postawił mnie na trawę
— Przepraszam, zapomniałem się— podrapał się po karku a ja zaczęłam poprawiać sukienkę. W tym czasie do ogrodu wszedł Alex, który spojrzał się na nas jakbyśmy mu kota zabili
— Co tu się przepraszam bardzo dzieje— zapytał zdziwiony
— To nie tak jak myślisz stary— powiedział Luke wybuchając śmiechem.
— Każdy tak mówi. Ja wiem swoje— fuknął i patrzył wrogim spojrzeniem na Luka
— Ty się uspokój lepiej, bo ci żyłka pęknie— zaśmiałam się— Już ogarnęliście wszystko? — zapytałam kładąc ostatnie opakowanie kubeczków na stole do Beer ponga.
— Tak już wszystko dzieciaku.
Gdy wszystko już skończyliśmy dochodziła godzina dziewiętnasta więc ludzie zaczęli się zbierać. Najlepsze w tym wszystkim było to, że nie znałam tam totalnie nikogo. Zrobiłam sobie drinka usiadłam na jednym z leżaków nad basenem. Wszyscy bawili się ze znajomymi a ja siedziałam sama. Alex tańczył z jakąś dziewczyną. Luis grał z jakimś typem w Beer ponga. A Luke i Liam podrywali jakieś dziewczyny w kuchni. Byłam tu totalnie sama.
— Nie widziałam cię tu wcześniej— podeszła do mnie wysoka blondynka ubrana w długą fioletową sukienkę. Była bardzo ładna.
— Nie byłam często na takich miejscach— przecież nie powiem, że mi nie pozwalali chodzić na imprezach.
— Tak właśnie myślałam. Zapamiętałabym nieą laskę. Masz cudną sukienkę— usiadła obok mnie i upiła łyka piwa, które trzymała w dłoni. Chwilę rozmawialiśmy o ciuchach i chłopakach. A raczej ona opowiadała o tym jak ją ostatnio chłopak zdradził. Mówiła o tym z nieą łatwością. Wydawała się bardzo otwartą osobą, chociaż możliwe, że to dzięki alkoholowi.
— Chodź, przedstawię cię moim przyjaciołom— przez tą godzinę zdążyłam ją polubić. Była naprawdę bardzo miła.
Podeszliśmy do grupki osób, która stała przy basenie. Trzy dziewczyny i dwóch chłopaków.
— Agatha, znalazłaś się— powiedziała niska brunetka, która od razu przerzuciła swój wzrok na mnie.
— To jest Léa. Jest super, więc teraz jest z nami. To jest Rachel, Addison, Charlie, Jason i Olivia— wskazała na każdego po kolei, czułam się dosyć niepewnie przy nich. W końcu oni już się wszyscy znali. W rozmowie nikt z nich mnie nie wykluczał, a wręcz przeciwnie widząc, że stoję trochę na uboczu wciągali mnie do rozmowy. Po kilkunastu minutach rozmowy zachciało nam się pić, dlatego Agatha zapytała i ja i Jason pójdziemy po coś do picia, bo w kuchni jest dużo osób i ciężko by było iść tam dużą grupą.
— Więc. Skąd się tu wzięłaś, skoro nigdy nie chodziłaś w takie miejsca— zapytał, gdy przeciskaliśmy się między ludźmi
— Tak wyszło, że tu mieszkam— powiedziałam, jak gdyby nigdy nic. I nie by się wszyscy dowiedzieli.
— Mieszkasz z Adamsami? Luis się nie chwalił, że taka ślicznotka z nimi mieszka— puścił mi oczko, gdy byliśmy już w kuchni— Jesteś jakąś ich kuzynką, czy jak?
— Nasze mamy się przyjaźnią— odpowiedziałam i wzięłam z blatu cztery piwa i dla mnie drinka. Nienawidziłam smaku piwa, nawet smakowego.
— Le? Kto to? — podszedł do nas Alex i Luke.
— Jestem Jason— przedstawił się i wystawił rękę w kierunku Alexa.
— Ciebie nie pytałem— powiedział chłodno patrząc na niego gniewnie— Le, pomożesz nam z jedną sprawą? — zapytał i złapał mnie za rękę ciągnąc w stronę schodów na potem na górę
Znowu to samo. Miałam dość, że byli tacy nadopiekuńczy. Robili mi ciągle wstyd przy innych.
— Czy wy możecie w końcu przestać odstraszać ode mnie chłopaków? Ja nie wiem to wasza jakaś głupia zabawa. Przestańcie zachowywać się jak pierdolone dzieciaki— zaczęłam na nich krzyczeć wymachując rękoma
— To ty nie rozumiesz, że my się po prostu martwimy— powiedział wkurzony mój brat.
— Tak się martwicie, że przez jebane dwie godziny nie zwracaliście na mnie uwagi— może i zachowywałam się dziecinnie, ale nie mogą mnie winić, że rozmawiam z innymi, gdy oni nie zwracali na mnie uwagi
— Przecież nie będziemy za tobą latać jak za księżniczką. Ogarnij się dziewczyno.
Nie chciałam z nimi gadać, więc po prostu odwróciłam się i odeszłam. Wypity alkohol zaczął dawać o sobie znać i czułam się bardzo dobrze mimo kłótni z bratem. Podeszłam do Agathy i poczułam pchnięcie i wpadłam do basenu. Zdążyłam tylko nabrać powietrza i wpadłam z wielkim pluskiem do wody. Wynurzyłam się na powierzchnię. Wzrok wszystkich wylądował na mnie. Część osób się śmiała, a część patrzyła na mnie jakby ze współczuciem. Moja twarz oblała się rumieńcami. Była to chwila, ale dla mnie trwała, jak wieczność podpłynęłam do drabinki a Luke pomógł mi wyjść i zdjął z siebie koszulkę i okrył mnie nią.
— Ja idę już do pokoju bawcie się dobrze— uśmiechnęłam się blado.
— No co ty, laska zostań z nami— powiedziała Addison i objęła Olivię ręką
— Następnym razem— posłałam jej uśmiech i odeszłam w kierunku domu.
Na szczęście na górze nie było nikogo. Weszłam do pokoju i wzięłam rzeczy na przebranie poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i zmyłam pozostałości makijażu. Gdy już cała się ogarnęłam i przebrałam w spodenki dresowe i luźną koszulkę poszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. To nie był dobry pomysł, żebym szła na tą imprezę. Z dołu było słychać muzykę i dźwięki bawiących się ludzi. A ja czułam się jak księżniczka zamknięta w wierzy, z dala od ludzi. To miała być super noc. Może dla innych ona taka była, ale nie dla mnie. Chłopaki mieli rację, że to nie miejsce dla mnie. Tylko, gdzie było miejsce dla mnie?

Broken Promise |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz