-11-

112 9 0
                                    

Niemal nie spał w nocy. Ogarnęło go dziwne, przytłaczające znużenie. Rozmowa z Mortezem sprawiła, że opadły emocje, które trzymały go przy działaniu. Czy teraz cokolwiek miało sens?
Poczuł się stary, wściekle zmęczony, jakby od wielu dni wyłącznie biegł. Miał ochotę się zatrzymać. Zasnąć, umrzeć.

To, że Mortez go szukał, sprawiło mu pewną przyjemność. Starszy był zaangażowany, mówił z wiarą w swoje słowa. Ale Szef...Szef mu nie wybaczył... Pewnie był wściekły. George przypomniał sobie jaki kiedyś Cervet mówił, że jest taka granica, której nie można przekroczyć, bo Szef nigdy nie wybaczy zdrady.

Czy ją przekroczył? Pomyślał o swoich plecach. Nagle zrozumiał, że Szef i Centrum mieli plan na jego życie, wobec którego się buntował i nie chciał go zaakceptować, ale zasady były proste a ścieżka jasna. Czemu tego wcześniej nie zrozumiał? Jaki był cel jego pracy w Centrum? Rozwój i usprawnienie instytucji. I na tym polegała też jego służba Panu - na realizowaniu działań na rzecz Centrum.

Może tak samo było z Blaze'm? Może tego chciał? Aby służył mu na rzecz rozwoju instytucji?

- Powiedział, że go pobudzam - powiedział na głos, w ciemność.

- Powiedział, że go podniecasz - odpowiedział inny głos.

- Intelectus? To ty? - zdziwił się.

Poczuł w środku umysłu, że Intel się uśmiecha.

- Cześć, George - powiedział - Tęskniłeś?

***

Następnego dnia ledwie wszedł do pracy a podbiegła do niego Angela.

- Pan Zolant wzywa cię do biura. To znaczy stary Pan Zolant. Ojciec Pana Blaze'a. Na ósme piętro. Niezwłocznie! Kazał ci przyjść od razu jak się pojawisz! - powiedziała bez tchu.

George zwilżył wargi.

- Wiadomo o co chodzi? - zapytał

Angela pokręciła głową. Odniósł plecak do biurka i ruszył w stronę wind, po drodze zachodząc do łazienki aby zerknąć czy prezentuje się na tyle dobrze aby stanąć przed Szefem Firmy.

- Dasz radę! Dasz radę! - mruczał do siebie.

Wjechał windą do góry. Przy recepcji siedziała kobieta w średnim wieku z ciepłym uśmiechem przyklejonym do ust.

- Ja do Pana Zolanta - wyjąkał

- Fred Bailey? - zapytała

- Tak, proszę pani.

- Zapraszam - wstała i poprowadziła go długim korytarzem. Otworzyła ostatnie drzwi.

- Dzień dobry, Fred Bailey do pana.

Wpuściła George'a do gabinetu. Szpakowaty mężczyzna siedzący za biurkiem, rozpromienił się na jego widok. Wstał i podał mu dłoń.

- Fred! Doskonale, że przyszedłeś! Doskonale!

Wskazał fotel przed biurkiem. George usiadł.

- Fred, czytałem twój raport. Jest perfekcyjny! Idealny! Rozumiem, że to zapis spotkania Paula z Rodem?

- Tak, sir - potwierdził

- I ty w tym uczestniczyłeś?

- Tak, sir.

- I ten sposób opracowania danych to twój pomysł?

- Tak, sir.

Stary Zolant pokiwał głową.

A co by było, gdyby...? FRAGMENTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz