- 4 -

138 6 0
                                    

Yortif spojrzał na wyświetlacz. Dzwonił Mortez. Zerknął kątem oka na Cerveta, aby zobaczyć czy dostrzegł, że jego telefon wibruje. Koordynator był jednak wpatrzony w George'a. 
Pewnym ruchem wsadził więc aparat do kieszeni. 

Dzieciak dostał już cztery razy. Wył. 

Nie wytrzyma czternastu, bez szans - ocenił Yortif

Był ciekawy, co się stanie. Dokąd posunie się Szef a dokąd chłopak? Jak skończy się jego brawura? Naprawdę myślał, że nie zorientował się, że jego kontrakt dobiega końca? 

Naiwny. 

Przy siódmym uderzeniu chłopak wyraźnie przestał kontaktować. Nadal nie błagał o łaskę. Czemu? Czyżby był taki twardy? Twardszy niż wszyscy myśleli...?

Po ósmym uderzeniu gwałtownie stracił przytomność. Zawisł na rękach, a jego głowa opadła. 

Nie wytrzyma czternastu - był już tego pewien 

Oczy chłopaka były wpółprzymknięte. Szef uderzył jeszcze trzy razy.

Yortif uniósł brwi. 

11? - pomyślał - Przecież wie, co to znaczy. Znak hańby. Chociaż chłopak nie miał oznaczenia. W takiej sytuacji były to tylko uderzenia bata, bez tradycyjnej wymowy. Może uderzy jeszcze trzy razy...? 

Szef zwinął bat i rzucił go na ziemię. Plecy George'a były rozkrwawione, wybrzuszone. Krew spływała na jego pośladki i nogi, kapała na ziemię.

A jednak nie...

- 11. Liczba hańby. - mruknął Szef - Zasłużył na nią.

Yortif zastanowił się czy zamierza uzupełnić oznaczenie. Jeśli tak, Dzieciak nie będzie miał życia nigdzie poza Centrum. Może w ten sposób chciał go zostawić dla siebie?

- Nie chcę go więcej widzieć - wycedził Szef wolno - Zajmij się nim Un. Przed nocą ma zniknąć z Centrum.

Chyba pił - pomyślał Yortif - Nic dziwnego. Trudno skrzywdzić słabego dzieciaka bez  łyka na odwagę. Jutro pewnie będzie żałował, że go odesłał i Un będzie musiał znów go przywozić. Czy nie lepiej było zostawić go od razu w Izolatce? Albo nawet w Korytarzu pod opieką Una? Ale Szef przecież lubił teatralne gesty i przesadzone emocje.   

Szef odwrócił się gwałtownie i wyszedł z pomieszczenia. Cervet podszedł do George'a i delikatnie odpiął jego nogi.

- Po chuj się starasz, jest nieprzytomny - rzucił kpiąco Un - Pierdolony Thruaill. Wiedziałem że ostatecznie go oznaczy - Un uśmiechnął się lekko.

Cervet pokręcił głową.

- Nie jest zhańbiony - powiedział

- W naszym świecie nie będzie miał życia. Czy tego chcesz, czy nie. - wzruszył ramionami Un.

Obydwaj popatrzyli na nieprzytomnego chłopaka.

- Mam nadzieję, że się mylisz - powiedział cicho Cervet 

Położyli dzieciaka prosto na zimnej podłodze. 

- Pomożesz mi, Yortif? - spytał Un 

- Nie lepiej zostawić go do jutra? - spytał Prawnik 

- I stracić zabawę z tego jak się obudzi w obcym miejscu i zesra się z przerażenia? - zapytał Cień z rozbawieniem. 

Trącił George'a nogą.

- Zamierzasz z nim siedzieć i czekać aż się wybudzi...? - zapytał Prawnik podejrzliwie

- Nie, wyślę Morteza. Pewnie się fajnie wkurwi - Cień znów się uśmiechnął - Może się pokłócą z Panem. Zawsze jakaś atrakcja. 

- Oj, lubisz mącić - mruknął Yortif - Ja mam tonę dokumentów do wypełnienia - mruknął - Weź Granda. Jego też będzie to bawić. 

Usta Una lekko zadrżały. 

- Też prawda - mruknął.    


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

I tak oto George wydostał się poza Centrum i zaczął wieść życie jako Fred Bailey. 
PRZEJDŹ DO ROZDZIAŁU 10. 

A co by było, gdyby...? FRAGMENTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz