HENRY

211 6 2
                                    

Środa - 19:36

Henry siedział na murku mieszczącym się na obrzeżach parku i piętami, zwisającymi kilkanaście centymetrów nad ziemią, wystukiwał rytm muzyki, która leciała mu w głowie, o betonową ścianę. O tej porze w parku zazwyczaj było mnóstwo osób, jednak przez burzową pogodę oraz ostatnie wydarzenia związane z zabójstwami w Honesdale, coraz mniej osób decydowało się na nocne schadzki gdziekolwiek na terenie miasta, co przypominało wszystkim czasy lockdownu spowodowanego koronawirusem. Po dwudziestej na ulicach rzadko kiedy można było spotkać żywą duszę. Henry'emu nie przeszkadzało to, że w każdej chwili mógł skończyć jak Emily, czy też inne ofiary seryjnego mordercy. Jako jeden z naprawdę nielicznych pośrednio dotkniętych morderstwami panującymi w mieście, zachowywał zimną krew i wydawał się opanowany jak nikt inny w jego ekipie. Nie każdy z jego przyjaciół miałby na tyle odwagi, żeby po zmroku zapuścić się do miejsca pozbawionego kamer w otoczeniu krzewów i drzew za którymi z łatwością mógłby ukrywać się jakiś psychopata. A może to wcale nie była odwaga, a głupota? Albo zrezygnowanie? Prawda jest taka, że sam Henry nie umiał odpowiedzieć w tej chwili na to pytanie. Siedział na murku, bo chciał tam pójść. Bo pomagało mu to myśleć o najróżniejszych sprawach i snuć refleksje nieraz i do rana. I tego dnia również potrzebował chwili na dygresję z samym sobą. Kiedy walka z myślami stawała się dla niego zbyt przytłaczająca, siadał na murku, wsłuchiwał się w cykanie świerszczy i może nie zawsze udawało mu się znaleźć rozwiązanie problemu, ale przynajmniej pomagało mu to się zrelaksować. Jednak tym razem jego umysł został totalnie pochłonięty czarnymi myślami, które mnożyły się w jego głowie jak króliki. Za dużo działo się ostatnio w jego życiu i Henry już sam nie wiedział jak na co powinien zareagować. Śmierć Emily była dla niego tragedią... Nie, nie śmierć... Morderstwo. Tak samo morderstwa pozostałych mieszkańców Honesdale wzbudzały w nim poczucie niepokoju i niepewności co do najbliższej przyszłości zarówno jego, jak i bliskich. Co jeśli kolejną ofiarą będzie ktoś z paczki? A może nawet i on sam. Wydawało mu się zabawne, że w pierwszej chwili jego myśl o tym jak zostaje zamordowany, zrodziła pytanie: "Czy zdążę wyjaśnić sobie wszystko z Adamem?". Czemu w obliczu własnej śmierci jego pierwszym skojarzeniem była kolejna niespełniona miłosna farsa. I to w dodatku taka, która stwarzała poczucie Deja Vu. Henry był tak zaabsorbowany swoimi myślami, że nawet nie usłyszał jak ktoś zbliżał się do niego powolnym krokiem. Dopiero odgłos chrząknięcia ostudził jego umysł i zmusił do machinalnego obrócenia głową w stronę źródła dźwięku, a następnie do doznania szoku.

— Hej. — Adam stał za nim z rękoma schowanymi w kieszeniach beżowej kurtki i miną, jakby miał się w każdej chwili rozpłakać. — Nie chciałem cię przestraszyć, przepraszam.

Podszedł kilka kroków w stronę murka, a gdy znalazł się już niedaleko, ostrożnie wyjął dłoń z kieszeni i wskazał palcem na kawałek betonu, unosząc pytająco brew. Henry westchnął i zrobił mu miejsce obok siebie, przesuwając się bliżej krawędzi. Adam zajął miejsce obok niego, przysiadając sobie jedną nogę, i spuścił wzrok.

— Hej — odezwał się w końcu Henry, w którego głosie było słychać przykrą pustkę — Nie przepraszaj, nie wystraszyłeś mnie.

— Przeczytałem wiadomość — powiedział po chwili Adam, nerwowo łapiąc oddech. Z kieszeni kurtki wyciągnął pogniecioną kartkę papieru. — Nie wziąłem telefonu, tak jak kazałeś — Poklepał dłonią w betonowy mur, z którego posypał się popiół.

Henry podparł głowę na dłoni i odwrócił wzrok. Nie chciał, żeby Adam widział jak sam z trudem próbuje zwalczyć rumieńce na twarzy, bo wiedział, że zestresuje go tym jeszcze bardziej. Bał się też, że lada chwila, a mógłby się rozpłakać. "No tak, bo bardziej gejowsko być nie może" było pierwszą myślą, jaka przeszła mu przez głowę, gdy czuł że oczy zaczynają mu się szklić. Wiedząc, że musi jakkolwiek zareagować na tę jakże kryzysową sytuację, wziął długi wdech i równie powoli wypuścił powietrze z płuc. Plusy medytacji - zawsze pomagała mu się ogarnąć w trudnych chwilach.

APLIKACJA {ZAKOŃCZONE}///APLIKACJA: R3B00TOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz