III

29 7 12
                                    

W książkach były rozdziały, w serialach odcinki. Percy zawsze się to podobało. Nawet jeśli akcja urywała się, żeby uwaga odbiorcy zostawała skierowana na inny wątek. Przerwy między, zdawać by się mogło, beznadziejnymi akcjami, pozwalały odpocząć.

Bardzo by chciała, by coś podobnego znajdowało się w prawdziwym życiu. Za przerywnik mogła zaliczyć sen, jasne, jednak on nie nadchodził lub przerywały go koszmary. A gdy budziła się, pustka przygniatała ją do łóżka.

Nie znosiła poranków. Zaczynała się ich bać. Właściwie męczący był cały ciąg - próby zaśnięcia, zbawienne odpłynięcie, koszmar, obudzenie, zaśnięcie w mgnieniu oka, nagle poranek, nagle jedenasta godzina, mus zwleczenia się z łóżka, wstanie, załatwienie potrzeb, zważenie, wmuszenie w siebie szklanki wody, zmuszenie się do spojrzenia w lustro, nieudolne próby powstrzymania łez, uczesanie włosów, zjedzenie śniadania, rozpakowanie zmywarki, złożenie łóżka, umycie zębów, umycie twarzy, powstrzymywanie myśli, poddanie się gonitwie w głowie, w dowolnej lub zmuszonej kolejności. W kółko, w kółko, przerwa na muzykę, mokre policzki, dziesięć minut na twitterze, cztery na instagramie, która to już godzina i czemu w jej głowie było tak głośno?

Miała dość swojej głowy. Nie mogła dziwić się ludziom, którzy ją zostawiali, też by od siebie odeszła, gdyby tylko mogła. Same czyny były wystarczającym pretekstem, lecz gorsze były jej myśli, ciągłe zmiany zdania, ciągłe kompulsje, ciągłe zapętlenia, ciągłe powtarzania, ciągłe przetwarzanie, ciągłe analizy, ciągłe obliczenia, cały czas, który była zmuszona spędzić w tak głośnym towarzystwie, gdy pragnęła ciszy.

Płacz na myśl o Piper, płacz przez kłótnię z Annabeth, choć dla Ann to nie była kłótnia, tylko jeden uszczypliwy komentarz, który w żadnym wypadku nie miał jej skrzywdzić, a który Percy powtarzała w głowie, albo raczej, który jej głowa powtarzała i nie mogła się zamknąć.

Powinna zwymiotować poprzedniego dnia i pociąć uda godzinę wcześniej. Kiedy ostatnio piła wodę? Czy liczba dwa tysiące trzysta osiem była podzielna przez siedem? Od kiedy pozwalała się kontrolować na tyle, że sprawdziła? Trzysta dwadzieścia dziewięć razy siedem dawało dwa tysiące trzysta trzy. Ludzie uśmiechali się, że lubi siódemkę, że lubi pastelową barwę brązu, że nie uważa się za szczerą, a ona zastanawiała się, jak to jest być pełną osobą, a nie zlepkiem cech. Zdawała sobie sprawę, że nie da się opisać tak skomplikowanego istnienia, jakim jest człowiek w jednym słowie, tak samo jak to, że cechy, na które się składa, są bardzo często sprzeczne. Lecz nic nie mogła poradzić na ten niepokój, gdy szukała w sobie stałej i nie mogła jej znaleźć.

Na pewno kochała swoją mamę, ale co jeśli to tylko przywiązanie? Na sto procent była empatyczna, lecz raz zirytował jej komentarz znajomej, która wydała się jej robić problem z niczego. A przecież to jej wytykano zbyt mocne przeżywanie różnych zdarzeń. Choć to też nie była prawda, niecałkowicie. Niektóre rzeczy jej nie ruszały, a inne  wyprowadzały w równowagi.

Emocje, które odczuwała, nie były współmierne do sytuacji. Zdawała sobie z tego sprawę, jeszcze zanim to usłyszała. Odkryła, że nie wszyscy tak mają. Musiała się nauczyć reagować w zgodzie z sytuacjami, a nie sobą. Gdyby mogła reagować na najmniejszą cząsteczkę tak mocno, jak się ona na niej odbywała, chyba straciłaby głos od wrzasku, ze szczęścia, ze złości, zdziwienia czy strachu.

I dlatego potrzebowała tych rozdziałów, tych odcinków. By w międzyczasie uporządkować swój stan, na który składały się emocje, myśli i zachowania, a przynajmniej tak mówiła terapeutka. Na chwilę odpoczynku.

###

Wiem, że jest dużo odmian "być" i nadużycie trybu warunkowego, jednak jak zaznaczałam, jest to raczej ventifick, napisałam to w ciągu ostatnich +/- czterdziestu minut, jeśli ktoś ma życzenie poczytać coś w lepszym stylu, zapraszam na mój profil :33 dobranoc, niech Wam się przyśni coś miłego!

oh no!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz