- ALE CO MIAŁAM ZROBIĆ? - krzyknęła. Oddychała ciężko, głośno, szybko. Chciała wrzeszczeć i bić, a jedynie łzy spływały po jej gorących policzkach. - JAK INACZEJ MIAŁAM CIĘ BŁAGAĆ, ŻEBYŚ MNIE NIE ZOSTAWIAŁA?
- Na przykład idąc na terapię, nie wyżywając się na sobie i na mnie, nie manipulować mnie emocjonalnie, albo po prostu zakomunikować, że moja zachowanie cię rani? - zaproponowała spokojnie Reyna. Percy chyba nigdy nie czuła większej nienawiści do nikogo.
- Nie zostawiaj mnie! - błagała. Podniosła głowę, by spojrzeć na dziewczynę. Ta stała pewnie, z ramionami założonymi na piersiach. Ona sama klęczała jak do modlitwy, błagając ją o jeszcze więcej uwagi. - To się już nie powtórzy! Błagam, zrobię wszystko. Proszę. Wszystko.
- Na początek mogłabyś przestać się ciąć, pokazywać mi świeże rany i grozić, że podetniesz żyły, jeśli jeszcze raz wyjdę na kawę z Hazel - podpowiedziała.
- Dobrze, dobrze - pokiwała głową, znów spuszczając wzrok. - Dobrze, nigdy więcej. Obiecuję. Przepraszam. Przepraszam.
- Mogłabyś też nie przepraszać cały czas.
- Dobrze, przepraszam, już nie... Tym razem naprawdę, przysięgam, poprawię się!
- Uszanować moją przestrzeń prywatną bez pytań, czy zrobiłaś coś źle, czy jestem obrażona, czy cię nienawidzę - ciągnęła.
- Dobrze, dobrze... Dobrze!
- Spróbować opanować obsesyjne, toksyczne zachowania.
Percy zacisnęła wargi, żeby znów nie wrzeszczeć. Zatrzęsła się od szlochać.
- Staram się! To, jak się, zachowuję, jest tylko częścią tego, na co mam ochotę, bo nie chcę cię zranić. Staram się, ale im bardziej kogoś kocham, tym gorzej go traktuję!
- I nic nie robisz z tą wiedzą! Możesz na tym pracować.
Percy już nie wiedziała, czemu kochała Reynę, która jej nie rozumiała i zapewne nigdy nie zrozumie. W tym momencie wszystkie pozytywne uczucia wyparowały, ustępując miejsce czystej furii. Pragnęła zranić Reynę, zranić tak, że ta już się nie pozbiera, niech też ją znienawidzi. Ale dla tak pewnej siebie, tak zdrowej osoby, Percy nie istniała. Tylko, że nieważne, jak bardzo by miała jej dość, ta nie mogła jej zostawić.
- ROBIĘ. Czemu uważasz, że się nie staram, skąd możesz to wiedzieć? Staram się całą sobą!
- Nie widać.
- Gdybym przestała się starać wiedziałabyś, jak dużo pracy ode mnie wymaga trzymanie wszystkiego w sobie!
- Możesz mówić, po to właśnie rozmawiamy.
Ale co miała powiedzieć? Że zabije się, jeżeli Reyna ją zostawi, że zniszczy jej życie, że kocha ją ponad wszystko?
- Nienawidzę cię - wyszlochała.
Dziewczyna odeszła.
Percy płakała do snu, a gdy skończyły jej się łzy, wpatrywała się w sufit. Czy to naprawdę mogło się stać? Czy to tylko jej mózg podpowiadał jej samotność, bo Reyna uśmiechnęła się do Hazel szerzej niż zwykle? Chciała umrzeć, tylko po to, by nie czuć się tak samotnie. Chciała umrzeć, tylko po to, by zobaczyć reakcję Reyny.

CZYTASZ
oh no!
RandomPercy była autystyczna, ale to nie wyjaśniało, czemu tak źle się czuła. "TV taught me how to feel Now real life has no appeal It has no appeal" rozdziały raz na ruski rok, może się pojawią przekleństwa, ale postaram się pisać na wyższym poziomie nad...