Skąd wzięła się myśl, że Piper odpisze akurat dziś? Dlaczego miała nadzieję, że tym razem da znać, co u niej? Jakiej zmiany oczekiwała?
To, że źle się czuła, nie sprawiało, że tamta się odzywa. Nigdy nie sprawi.
Czemu do niej napisała, do licha, przecież skończyła z tą obsesją, po piętnastu miesiącach w końcu oczyściła myśli.
Już jedenaście nocy nie miała koszmarów. Jedenaście nocy, dwanaście okrutnych dni, przeplatanych wściekłością, zmęczeniem, zazdrością. Ale zasypiała, co więcej, przesypiała prawie całe noce. Trzeba przyznać, wróciła do picia kawy ze zmęczenia - chyba właśnie przez nie odczuwała nieustanny ból głowy, który doprowadzał ją do szału - lecz wolała to, niż przewracanie się w łóżku przez trzy godziny.
Tej nocy nie miała koszmaru, na pewno by go tak nie nazwała. Właściwie był spełnieniem marzeń. Rozmyte postaci, znajomość szczegółów, których w prawdziwym życiu mogła się tylko domyślać. I Piper.
Nie pamiętała już, skąd wiedziała, że, gdy Annabeth oraz mama wrócą, będzie z nimi też McLean, ale prawo snów na to pozwoliło. Wchodziły wolno. Mama zaczęła ją pytać o jakieś rzeczy, długo, za długo, a Annabeth zmusiła ją do kontaktu wzrokowego, którego nie mogłaby przerwać, bo coś nie mówiło, że gdyby to zrobiła, obudziłaby się. Potem w korytarzu zjawiła się Piper i chyba się umawiały, że się przytulą, ale pod Percy ugięły się kolana i zaczęła szlochać na podłodze, co nie powstrzymało Piper. Obejmowały się, a Percy płakała, płakała.
Fantazjowała mnóstwo razy o odrzuceniu jej przeprosin. Tylko, że one nigdy nie nadeszły. Nadeszły zimno oraz irytacja. Nawet zakładając, że w końcu by się ich doczekała, gdyby próbowała odmówić wybaczenia, obie wiedziałyby, że to kwestia sekund. Lekki uśmiech, muśnięcie dłoni, chociaż mrugnięcie i Percy wybaczyłaby jej wszystko to, co zrobiła, nawet jeśli miała ranić ją do końca życia którejś z nich, bo tym razem nie puściłaby jej tak łatwo.
Potem się obudziła.
Niesamowicie świadoma tego, że się nie spotkały i szansa, że to się stanie, jest bliska, jeśli nie równa, zeru.
A ta, jak głupia, napisała do niej. Więcej, puściła playlistę piosenek przypominających jej o niej. I może nie miała siły płakać, ale cały dzień zlał się do bólu głowy i tęsknoty za Piper, za każdą wersją niej.
Wyłączyła tą playlistę, niech leci cokolwiek innego.
Usłyszała głos Shawna. Uratował ją, ale może tylko we śnie, kolejnym, którego nie pamiętała, który nie miał znaczenia.
"Everything that hurts me's still the same
Feels like there's nothing more for me to say
Why, why, why"Właśnie, dlaczego? Bo poczuła się przy niej jak ktoś wartościowy, chciany, kochany? Bo to ona była wyjątkowa? Bo zjawiła się w tym momencie, gdy naprawdę kogoś potrzebowała?
Raczej nie.
Podejrzała, że powodem była jej własna pokruszona osobowość. Skleił ją klej Piper i rozstanie z nią oznaczało rozstanie się z częścią siebie, a na to nie jeszcze nie była gotowa i nie była pewna, czy kiedykolwiek będzie.
Chociaż może to nic złego, że cząstka osoby, która kiedyś była dla niej ważna, będzie zajmować w niej swoje miejsce.
Chciałaby jednak, żeby ta cząstka była pamiątką, jednym zdjęciem w albumie, a nie całą biblioteką.
CZYTASZ
oh no!
RandomPercy była autystyczna, ale to nie wyjaśniało, czemu tak źle się czuła "TV taught me how to feel Now real life has no appeal It has no appeal" rozdziały raz na ruski rok, może się pojawią przekleństwa, ale postaram się pisać na wyższym poziomie nada...